Piłka nożna Prasówka
Świetna passa GieKSy trwa
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień na temat wczorajszego spotkania Korona Kielce – GKS Katowice 1:2 (0:1).
cksport.pl – Ogromny zawód na Suzuki Arenie. Korona przegrywa z GKS-em Katowice
[…] Pojedynek od samego początku był niezwykle otwarty. Długo nie musieliśmy czekać na pierwsze dogodne okazje z obu stron. Koroniarze najbliżej wyjścia na prowadzenie byli już w 4. minucie, kiedy dobrą centrę Podgórskiego strzałem głową w słupek zamykał Michał Koj.
W kolejnych fragmentach gry miejscowi przejęli kontrolę nad spotkaniem, ograniczając zagrożenie pod własnym polem karnym. Gracze Ojrzyńskiego operowali zwłaszcza na lewej flance, gdzie niezwykle aktywny był Adrian Danek. To właśnie tą stroną Korona decydowała się na liczne dośrodkowania, które często przeszywały defensywę rywala. Brakowało tylko właściwego zamknięcia.
Cofnięta formacja katowiczan była ukierunkowana na odbiory oraz szybkie transportowanie piłki bocznymi sektorami. Zespół Rafała Góraka był konsekwentny w swoich próbach i w 43. minucie zawodów skarcił rywala. Na listę strzelców wpisał się Adrian Błąd, który wykończył indywidualną szarżę Filipa Szymczaka. GKS prowadził do przerwy 1:0.
Po zmianie stron żółto-czerwoni wyszli na murawę z postanowieniem poprawy, tym czasem po 180 sekundach drugiej połowy przegrywali już 0:2. Z bramki cieszył się Patryk Szwedzik.
Po tej sytuacji gospodarze ruszyli do odrabiania strat, ale bardzo nieudolnie. Zawodnicy z Kielc prowadzili grę, jednak nie potrafili przekuć optycznej przewagi na realne zagrożenie po bramką Kudły. Korona zawodziła, gasząc resztkę nadziei na pozytywne zakończenie rywalizacji oraz całego sezon.
sportdziennik.com – Świetna passa GieKSy trwa
[…] Przyjezdni w końcówce pierwszej połowy zdobyli pierwszą bramkę. Lewym skrzydłem akcję przeprowadził aktywny w tym spotkaniu Grzegorz Rogala. Po dośrodkowaniu piłka trafiła na dziesiąty metr, a Adrian Błąd wyprowadził GieKSę na prowadzenie.
Tuż po zmianie stron podopieczni Rafała Góraka prowadzili już 2:0. Kielczanie zachowali się karygodnie w obronie i po dograniu Szymczaka celny strzał z bliskiej odległości oddał Patryk Szwedzik.
Korona strzeliła kontaktowego gola dopiero w doliczonym czasie gry. Gospodarze mieli jednak za mało czasu, by doprowadzić do remisu.
GieKSa zanotowała zatem szósty mecz bez porażki. Z kolei drużyna Korony pożegnała się z szansami na bezpośredni awans i czeka ją walka w barażach.
dziennikzachodni.pl – GieKSa lepsza na Suzuki Arenie ze wsparciem kibiców na zakazie
[…] Od początku mecz mógł się podobać, bo obie drużyny dążyły do zdobycia gola. W 4. minucie Michał Koj uderzył głowa i piłka odbiła się od słupka bramki GieKSy. Goście szukali swojej szansy i w 27. minucie Patryk Szwedzik uderzył sprzed pola karnego i Konrad Forenc odbił piłkę do boku, a dobitki Filipa Szymczaka i Rafała Figla zablokowali obrońcy.
Goście dopięli swego przed przerwą, gdy Grzegorz Rogala urwał się lewym skrzydłem, wyłożył piłkę na pole karne na 10. metr do Adriana Błąda, który pokonał Forenca. Liczna grupa kibiców GieKSy (mimo wyjazdowego zakazu PZPN) miała okazję do fetowania gola.
Katowiczanie poszli za ciosem zaraz po przerwie. Korona zignorowała ostrzeżenie w postaci niecelnej główki Szwedzika, więc szybko dostała drugi „gong”. Szymczak uderzył płasko z pola karnego i ze strzału zrobiło się podanie, bo Szwedzik skierował piłkę z pola bramkowego do siatki!
Kielczanie mogli odpowiedzieć w 54. minucie, jednak Dawid Błanik zamiast strzelać z bliska próbował przyjąć piłkę, która mu uciekła za końcową linię.
W 76. minucie bramkarz Korony uratował swój zespół, gdy był górą w pojedynku z Oskarem Repką. Zaraz po tej sytuacji gospodarze mieli kontrę i Dawid Kudła zdołał sparować strzał Adama Frączczaka.
GieKSa mogła dorzucić trzecie trafienie w 87. minucie, ale Szwedzik w sytuacji sam na sam z bramkarzem uderzył nad poprzeczką. Dwie minuty później Kudła zanotował świetną interwencję po główce Jacka Kiełba i słusznie odbierał gratulacje kolegów.
W doliczonym czasie Korona zdobyła bramkę na otarcie łez. Luka Zarandia przedarł się w pole karne, strzelił, a Kudła nie miał szans na obronę po rykoszecie od Bartosza Jaroszka.
echodnia.eu – Kilkuset kibiców GKS Katowice dopingowało swój zespół w meczu z Koroną Kielce na Suzuki Arenie
Piłkarzy GKS Katowice w meczu z Koroną Kielce na Suzuki Arenie wspierało kilkuset kibiców, którzy gorącym dopingiem zagrzewali swój zespół do walki. Po spotkaniu mieli powody do zadowolenia, bo GKS wygrał w Kielcach 2:1.
[…] Jednak w sobotę w Kielcach drużyna trenera Rafała Góraka grała przy dużym i głośnym wparciu z trybun. Stało się tak dlatego, że kibice GKS doszli do porozumienia z fanami gospodarzy i weszli na obiekt. Nie zajęli jednak miejsc w sektorze dla kibiców gości, tylko na trybunie przeznaczonej dla gospodarzy.
korona-kielce.pl – Porażka z GKS-em
W meczu 33. kolejki Fortuna 1 Ligi Korona Kielce przegrała z GKS-em Katowice 1:2 (0:1). Bramki dla gości strzelali Adrian Błąd i Patryk Szwedzik, a dla gospodarzy honorowe trafienie po rykoszecie strzału Luki Zarandii zostało zapisane jako gol samobójczy Bartosza Jaroszka.
[…] W miarę upływu czasu mecz stawał się coraz bardziej wyrównany. Korona nadal była stroną dominującą na boisku, ale katowiczanie coraz częściej zapuszczali się w rejon pola karnego kielczan szukając swojej szansy w kontratakach. Żółto-Czerwoni pomimo kilku okazji ze stałych fragmentów gry nie byli w stanie pokonać dobrze zorganizowanego bloku defensywnego GKS-u.
[…] Goście drugą część spotkania rozpoczęli od podwyższenia prowadzenia za sprawą Patryka Szwedzika, który otrzymał idealne podanie na piąty metr i skierował piłkę do siatki gospodarzy.
Korona do końca meczu starała się odwrócić losy spotkania i w doliczonym czasie gry zdobyła gola po rykoszecie strzału Luki Zarandii. Futbolówka odbiła się od nogi Bartosza Jaroszka i wpadła do siatki GKS-u.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Najnowsze komentarze