Dołącz do nas

Piłka nożna

Ważny tydzień przed nami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Choć do zakończenia ligi jest jeszcze siedem kolejek, to tak naprawdę teraz nabierze ona tak dużego rozpędu, że można śmiało najbliższy tydzień określić mianem przedostatniej prostej. Czekają nas bowiem trzy mecze w ciągu tygodnia, potem tydzień przerwy i kolejne trzy spotkania w ciągu siedmiu dni. A potem już tylko ostatnia kolejka i Resovia.

Opcje za tydzień, kiedy to będziemy po meczu z Elaną, będą trzy. Albo GieKSa powiększy przewagę nad Łęczną i znacząco poprawi swoją sytuację w kontekście awansu, albo to łęcznianie zdobędą więcej punktów i będziemy musieli gonić rywala w ostatnich czterech kolejkach, albo w końcu utrzymany zostanie status quo i będzie trzeba czekać na kolejny trójmecz.

Piszę o Łęcznej, gdyż to na tym zespole jako na rywalu obecnie skupione są oczy katowickich kibiców. Sześć punktów przewagi nad Resovią, to na ten moment komfortowy dystans i choć nie oznacza on, że w dwie kolejki nie można go zaprzepaścić, to na razie rzeszowianie aż tak nie muszą zaprzątać naszych głów.

Terminarze obu ekip nie są łatwe. Górnika czekają spotkania z Bytovią u siebie, Błękitnymi na wyjeździe oraz Olimpią u siebie. Trudno spodziewać się, żeby zawodnicy z Łęcznej wygrali wszystkie te mecze, bo ich forma nie powala i, mimo że wygrali ostatnie dwa mecze, to w obu zwycięskie bramki strzelali w 88. minucie.

Problemem jednak jest to, że i gra naszego zespołu nie imponuje. I w sumie można powiedzieć, że obie ekipy są w takim samym położeniu, czyli kibice cieszą się z punktów, ale też mają nadzieję na zdecydowaną poprawę gry swoich zespołów.

W podcaście dyskutowaliśmy nad trafnym określeniem naszych zwycięstw w ostatnich meczach. Zastanawialiśmy się, czy bardziej adekwatne jest słowo „przepchnąć”, czy „wydrzeć”. I pewnie jaki mecz, takie słowo, bo ze Stalą Rzeszów wygrana została wprost wydarta z gardła rywalowi, ale już z Garbarnią ryzyko porażki nie było aż tak wielkie i tak naprawdę chodziło tylko o to, by „wcisnąć” tę piłkę do bramki.

Chcielibyśmy jednak nie musieć używać takich słów do opisu wygranych meczów GieKSy. Choć bardzo, naprawdę bardzo cenimy wszystkie zdobyte punkty, to chciałoby się mieć trochę spokoju i pewności oraz nie drżeć do ostatnich minut o wynik spotkania. Docenić należy postęp zespołu w meczu z Garbarnią, jeśli chodzi o grę obronną. W końcu zagraliśmy na zero z tyłu, a przeciwnik, choć miał swoje sytuacje, to nie było ich tak dużo i nie były bardzo groźne. Problem w tym, że w ofensywie było to tak powolne i mozolne, że to w sumie cud, że udało się strzelić dwie bramki, a zwłaszcza doprowadzić do rzutu karnego.

I choć mamy już 27 meczów za nami i to ciułanie po prostu cały czas trwa, to kibice mają uzasadnioną niepewność, że w pewnym momencie coś się zepsuje i te punkty nie będą już przybywać tak regularnie. To jest wprost niesamowite, że w tak wielkiej ilości meczów na styku, GieKSa w tym sezonie wygrała. To jest wyczyn i naprawdę godne szacunku. Ale nadal nie powoduje to takiej myśli, że w każdej kolejnej podobnej sytuacji będzie tak samo. Po prostu do tego nie da się przyzwyczaić 🙂

Tak, GieKSa przepycha czy wydziera (zwał jak zwał) te zwycięstwa. Kluczem na koniec sezonu jest jednak gra obronna. Bo nie wiem, czy kibice zdają sobie sprawę, ze mimo tego, że czasem jeśli chodzi o ofensywę, to oczy bolą, to GKS w ostatnich 19 meczach strzelił 37 bramek, w ostatnich 13 – 25 goli, w ostatnich 9 – zanotował 18 trafień. Jeśli w tak długich okresach sezonu średnia strzelonych bramek oscyluje wokół dwóch bramek na mecz, to jest to naprawdę kapitalna sprawa i daje duże prawdopodobieństwo wygranej.

No ale właśnie, nawet dwa gole na mecz nie wystarczą, jeśli będzie się popełniać tak rażące błędy w obronie, jak katowiczanie popełniają po restarcie rozgrywek (z wyłączeniem Garbarni). Liczba indywidualnych błędów, pomyłek, kiksów skutkujących utratą bramek była tak duża, że rzeczywiście to cud, że tych punktów mamy, ile mamy. Ale na przykład z Legionovią dwa gole nie wystarczyły do wygranej i po meczu było rozgoryczenie.|

Podobnie jak Łęczną, nas też czekają trudni rywale. Lech II Poznań pokazał w Łodzi kawałek dobrej piłki i na pewno z wielkopolską młodzieżą nie będzie łatwo, co pokazał choćby jesienny mecz na Bukowej. Naprawdę dobra ekipa Górnika Polkowice po fatalnym restarcie odradza się i ostatnio gra bardzo dobrze. Na koniec tygodnia będzie nas czekał mecz z Elaną, która jeśli się nie obudzi, zleci z drugiej ligi.

Czeka nas bardzo, bardzo ciekawy tydzień. Tak jak napisałem na wstępie, tydzień, który albo oddali, albo przybliży nas do awansu, ewentualnie pozostawi sytuację bez zmian. Najważniejsze, żeby trener Rafał Górak oraz zawodnicy utrzymali pełną mobilizację na te nadchodzące wyzwania, bo naprawdę jesteśmy w bardzo dobrym położeniu i szkoda by było tego nie wykorzystać.



7 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

7 komentarzy

  1. Avatar photo

    Mecza

    25 czerwca 2020 at 19:58

    „kibice mają uzasadnioną niepewność, że w pewnym momencie coś się zepsuje i te punkty nie będą już przybywać tak regularnie” Może być tylko lepiej, skoro bez formy punktujemy (wydaje się, że fizyka szwankuje) Może zbyt profesjonalnie piłkarze podeszli do swoich obowiązków w czasie przerwy? Ogórki grają na świeżości i ogrywają faworytów.

  2. Avatar photo

    Irishman

    26 czerwca 2020 at 07:45

    Jeszcze wracając do pytania tytułowego podcasta, to oczywiście, że punkty są najważniejsze.
    Natomiast kręcąc trochę nosem nad formą naszej drużyny to, tak jak piszesz Shellu, w dużej mierze chodzi mi o grę obronną. W ofensywie, to faktycznie choć gra kłuje czasem w oczy, to strzelamy te bramki, a to jest najważniejsze. Ale nie może tak być, żeby drżeć przed każdą akcją rywali, przed każdym stałym fragmentem gry, jak to miało choćby miejsce w Legionowie. Jakoś mam wrażenie, że jesienią, gdy już złapaliśmy formę było z tym lepiej (choć pewnie zaraz pewni Adi wklei parę statystyk i okaże się, że wcale nie 😉 😉 😉 ).
    Myślę, że wynika to z kilku rzeczy.
    Janiszewski, mimo, ze ma już 24 lata ciągle jeszcze nabiera doświadczenia i ciągle zgrywa się na stoperze z Jędrychem. No, a teraz znowu trzeba kombinować bo jest problem z Rogalą.
    Po drugie, runda wiosenna jest zawsze trudniejsza, bo nawet słabsze drużyny już nie kalkulują tylko walcząc o życie odważnie atakują nawet wydawałoby się znacznie silniejszego rywala, tym bardziej gdy przegrywają. A to często przynosi efekty.
    No i po trzecie wreszcie, coś chyba jest z tą fizyką, jak to piszesz @Mecza. Ale jeśli to chodzi o tę grę „na świezosci”, to czas powinien pracować zdecydowanie na naszą korzyść.

    No nic zobaczymy. W każdym razie po tym pierwszym tygodniowym trójmeczu, przychodzi drugi, trudniejszy! Więc jeśli chcemy uniknąć baraży alby przynajmniej chcąc (tfu! tfu! tfu!) przystąpić do nich z najlepszej pozycji, to musimy co najmniej zachować po tym pierwszym tygodniu zachować obecne status quo.

  3. Avatar photo

    Ja

    26 czerwca 2020 at 09:17

    A ja tak z innej beczki niech mi ktoś powie ilu zawodników z pierwszej 18 jest naszych A ilu wypozyczonych bo z tego co się orientuję to jak zrobimy awans A wieże w to 100% to chyba będziemy mieli problem no chyba że się mylę

  4. Avatar photo

    Mecza

    26 czerwca 2020 at 09:40

    @Ja, nie wiem ale bym się tym nie przejmował. W momencie promocji żaden z wypożyczonych zawodników nie odstaje na plus poziomem tak dużym że by ktoś ich chciał brać do ekstraklasy. Jak będziemy chcieli ich zatrzymać to bez problemu np. Kiebzak czy Mrozek zostaną u nas.

  5. Avatar photo

    Ja

    26 czerwca 2020 at 10:26

    Do Mecza no właśnie Mrozek przypadkiem nie idzie do Pogoń Szczecin?

  6. Avatar photo

    Mecza

    26 czerwca 2020 at 20:30

    @Ja, też to słyszałem w transmisji ostatniej ale najpierw była mowa o Bartłomieju Mruk z Garbarni a później przejęzyczenie z Mrozkiem.

  7. Avatar photo

    Mecza

    26 czerwca 2020 at 20:36

    Transfer Mruka do Pogoni. Zresztą dziwne by to było aby Lech pozbywał się młodzieżowego reprezentanta PL https://www.transfermarkt.pl/bartlomiej-mruk/profil/spieler/631866

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga