Stowarzyszenie Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964” kilka dni temu napisało list otwarty do radnych Miasta Katowice.
W swoim piśmie stowarzyszenie wskazuje, że jest to odpowiedź na jednostronny przekaz z ostatniej sesji Rady Miasta. Przypomnijmy, że nieoczekiwanie dla wszystkich (w tym samych radnych) na sesji pojawił się prezes klubu, który przedstawiał konflikt jako działanie spowodowane jedynie meczem sprzed prawie ośmiu miesięcy.
Mieliśmy też (nie)słynną deklarację „Stop agresji w świecie sportu”, którą podpisali niektórzy z obecnych na sesji radnych. Choć większość z nich z samą treścią deklaracji się zgadzała, to mieli duże pretensje, że nie zostali o tym poinformowani wcześniej. Zwracano także uwagę, że dlaczego rządzący miastem tak wybiórczo traktują deklaracje i nie są tak chętni do zbiorowego podpisywania („przymuszania”), gdy sprawy dotyczą innych tematów, niekoniecznie zgodnych ze światopoglądem rządzącej w mieście kolacji. Dawid Durał, który jest nieprzychylny finansowaniu zawodowego sportu z publicznych pieniędzy, napisał w mediach społecznościowych, że już rozumie, dlaczego kibice nie pojawili się na wcześniejszej konferencji, skoro miasto potraktowało ich w taki sam sposób, jak radnych. Media, które napisały o tym zdarzeniu, także wskazywały, że to tylko pijarowa zagrywka, a prezes klubu swoim wystąpieniem stworzył nieprawdziwe wrażenie, jakoby do ekscesów na stadionie przy Bukowej dochodziło co kolejkę.
Prezydent Marcin Krupa tłumaczył, że deklaracja pojawiła się dopiero teraz (a nie na wcześniejszej sesji Rady Miasta, bezpośrednio po konferencji), ponieważ… kibice GKS Katowice, będący mieszkańcami Katowic, przyszli na Komisję Kultury, Promocji i Sportu. Prezydent miał pretensje do radnych z tej komisji, że podjęli temat zgłoszony tam przez kibiców (i co akurat pominął prezydent – jednogłośnie zgodzili się z kibicami, że jest problem z zarządzeniem klubem, akcjami społecznymi i marketingiem). Prezydent mijał się też z prawdą, mówiąc, że środowisko kibiców usilnie zabiega o spotkanie z zarządem klubu (co dla każdego, kto obserwuje konflikt, jest oczywiste – widać prezydent nie jest taką osobą). Marcin Krupa wskazał także, że środowisko kibiców usilnie zabiega o spotkanie z samym miastem. To też duże niedopowiedzenie – rzeczywiscie było tak na samym początku, ale po tym, jak miasto wyraziło swoje stanowisko, to kibice już nie dążą do tego spotkania (choć są na nie gotowi). Co ciekawe warunkowanie rozmów podpisaniem deklaracji (i tym samym stwarzanie presji na radnych) prezydent tłumaczył… demokracją. To chyba taki „katowicki” rodzaj demokracji…
Poniżej prezentujemy treść listu otwartego do radnych Miasta Katowice oraz załączamy skan samego pisma, które trafiło do każdego radnego w formie papierowej oraz elektronicznej.
List otwarty do Radnych Miasta Katowice
Szanowni Państwo!
Niedawno odbyła się sesja Rady Miasta Katowice, na której większość z Państwa podpisała deklarację „Stop agresji w świecie sportu”. Pierwszy raz zaprezentowano ją 17 października na specjalnie zwołanej przez klub i miasto konferencji prasowej. W międzyczasie, 27 października odbyła się sesja Rady Miasta, ale na niej ten temat nie był poruszany. Zostaliście Państwo zaskoczeni gotową do podpisu deklaracją (w podobny sposób jak my konferencją z 17 października) dopiero na sesji z 24 listopada. Prezydent Marcin Krupa wprost powiedział, że jest to odpowiedź na wizytę naszych przedstawicieli (będących mieszkańcami Katowic) na Komisji Kultury, Promocji i Sportu, która odbyła się 14 listopada. Podpisanie deklaracji poprzedziła wypowiedź prezesa klubu Marka Szczerbowskiego, który z uporem maniaka przypominał o meczu z Widzewem, który odbył się ponad siedem miesięcy temu. Na temat obecnej sytuacji w GKS Katowice nie padło ani jedno słowo. Z racji jednostronnego przekazu oraz — kolejny już raz — pomijania zdania kibiców GieKSy — chcemy Państwu przedstawić prawdziwą genezę konfliktu.
Od początku prezesury Marka Szczerbowskiego wielokrotnie spotykaliśmy się z prezesem oraz pracownikami klubu. Zwracaliśmy uwagę, że marketing jest ważny i można go realizować niewielkim nakładem finansowym, korzystając z istniejących zasobów ludzkich. Uważamy, że miejski klub powinien być wizytówką Katowic i łączyć jego mieszkańców. Stąd tak duży nacisk kładliśmy na akcje społeczne, szczególnie te skierowane do najmłodszych. Niestety mimo tego, że spotykaliśmy się ze zrozumieniem ze strony klubu, to problem był z realizacją najprostszych akcji. Mimo coraz większego lekceważenia i nieprofesjonalizmu ze strony klubu, przez ponad 1,5 roku milczeliśmy. Potem zaczęliśmy pokazywać nasze niezadowolenie z tego, w którym kierunku zmierza klub — najpierw w postaci transparentów (2021 rok) aż po obszerny tekst napisany przez kilkunastu kibiców (luty 2022). Nieprawdziwa jest więc teza lansowana przez Marka Szczerbowskiego, że konflikt wziął się dopiero od meczu z Widzewem.
Sytuacja narastała od kilkunastu miesięcy. Klub przywłaszczył sobie sukces w postaci frekwencji na meczach hokeja, choć to wymyślona przez nas akcja (Rywalizacja Dzielnic) się do tego przyczyniła. Najlepsza frekwencja na domowym meczu GKS Katowice za czasów prezesury Marka Szczerbowskiego to towarzyski mecz z Banikiem Ostrava, który zorganizowaliśmy sami, mimo problemów stwarzanych przez klub. Klub nie wywiązał się także z dżentelmeńskiej umowy dotyczącej chorego dziecka i przekazał na jego konto o kilka tysięcy złotych mniej, niż to było wcześniej ustalone. Przez niekompetencje pracownika klubu nie zorganizowano „Zagraj na Bukowej” (najlepszej akcji społecznej w historii GKS Katowice), podając za pretekst mecz z Widzewem, choć informacje o projekcie powinny były ukazać się co najmniej dwa tygodnie przed tym spotkaniem. Nie wykorzystano marketingowo pierwszego od 52 lat mistrzostwa Polski sekcji hokeja na lodzie. Zablokowano wyjazd kibiców do Bełchatowa na mecz ze Skrą, a organizację Superpucharu Polski w hokeja klub wziął na siebie, dopiero kiedy dowiedział się, że byliśmy gotowi to zrobić sami. Nie autoryzowano listy wyjazdowej (mimo spełnienia przez nas wszystkich standardowych procedur) na derbowy mecz do Chorzowa, gdzie pozbawiona wsparcia drużyna przegrała z lokalnym rywalem, który o takim wsparciu finansowym miasta, jak ma GieKSa, może tylko pomarzyć (co nie przeszkadza im być wyżej w ligowej tabeli).
Naszym celem nie jest wybieranie prezesa, trenera, piłkarzy czy jakiegokolwiek pracownika klubu, co wielokrotnie udowadnialiśmy, także podczas prezesury Marka Szczerbowskiego. Dla przykładu pracownicy klubu chcieli, abyśmy wyznaczyli osobę, którą zatrudnią na szefa marketingu, ale odmówiliśmy. Na pierwszym spotkaniu z nami prezes Marek Szczerbowski był gotowy przedstawiać nam zarobki piłkarzy, ale o tym także nie chcieliśmy słuchać. Dwukrotnie w ciągu ostatnich kilkunastu lat ratowaliśmy GKS Katowice przed upadkiem i nie chcemy tego robić ponownie. Wspominamy o tym tylko dlatego, że druga strona rozsiewa o nas nieprawdziwe informacje, jakoby naszym celem była chęć rządzenia klubem lub posiadania na niego wpływu. Nie jest to prawdą — jesteśmy tylko (i aż) kibicami GKS Katowice.
Nie chcemy zarabiać na klubie. Ze wszystkich akcji, w których pomagaliśmy lub dystrybuowaliśmy bilety, w pełni się rozliczaliśmy. Jeśli prezes klubu twierdzi, że dochodziło do jakichkolwiek nieprawidłowości z naszej strony, to ma do tego odpowiednie organy i instytucje. Jeśli jesteśmy przy kwestiach finansowych, to nadmienimy jedynie, że podczas prezesury Marka Szczerbowskiego na klub nałożono kary spowodowane działaniem kibiców w takiej samej wysokości jak… za żółte i czerwone kartki piłkarzy. Przez ponad trzy lata było to 15 tys. złotych (od których klub się nie odwoływał, choć miał do tego podstawy). Moglibyśmy to porównać do miesięcznych pensji wielu sportowców GKS Katowice lub miejskich pieniędzy, które trafiły przez ten czas do klubu (ponad 60 milionów złotych), ale porównamy do corocznie kupowanych przez nas karnetów (kilkadziesiąt tysięcy złotych co sezon trafiało z zapisów na dzielnicach i fan clubach).
Jesteśmy organizacją non-profit, którą tworzą w większości mieszkańcy Katowic. Od kilkunastu lat działamy dla dobra GKS Katowice. Nie pozwolimy sobie jednak narzucić żadnych porozumień, w których będziemy zobowiązani do brania odpowiedzialności za wszystkie osoby będące na stadionie oraz do pokrywania kar nakładanych przez inne instytucje. Nie jesteśmy stroną w tych postępowaniach, ale przede wszystkim nie mamy narzędzi, które ma klub (monitoring, ochrona, możliwość odwoływania się od kar). To klub jest organizatorem wydarzeń sportowych i odpowiada za bezpieczeństwo na stadionie. Próbę scedowania tej odpowiedzialności na nasze stowarzyszenie uważamy za coś niedopuszczalnego. Nie godzimy się także na warunkowanie spotkań poprzez: podpisywanie deklaracji, odcinanie od meczu z Widzewem, przepraszanie prezesa za protesty oraz przepraszanie miasta. Tak, to nie są żarty — dwa ostatnie warunki pojawiły się w piśmie wiceprezydenta Waldemara Bojaruna, a podtrzymał je potem wiceprezydent Bogumił Sobula.
Jesteśmy gotowi rozmawiać z każdym, dla którego liczy się dobro GKS Katowice. Wierzymy, że Państwo są takimi osobami.
.
Daro
5 grudnia 2022 at 17:23
Dobry tekst, w 100% popieram protest.
Jedyny minus jaki widzę to że się on szybko nie skończy i trzeba będzie czekać półtorej roku aby coś się zmieniło, a dokładnie do dnia wyborów i wywalić ciamajdę Krupę ze stanowiska. Tylko tak możemy zmienić coś w klubie bo widać że Krupa popiera śpiocha i zmian tam w ich myśleniu nie przewiduję. Dalej będą tą bajkę gadać o meczu z Widzewem i szantażować nas abyśmy zrobili wszystko co oni chcą.
Kato
8 grudnia 2022 at 07:27
Szybko się nie skończy bo problem wykracza poza klub, miasto czy nawet województwo. Godna podziwu wiara w demokrację i wolne wybory. Protest słuszny, ale bojkot z pod ogrodzenia mało efektywny.
Władza to władza, obecnie to nie my obywatele czy społeczeństwo lokalne. Przykre i tragiczne.