Grzegorz Goncerz bramką w doliczonym czasie gry z rzutu karnego pokazał, że nawet i w takim momencie meczu można zachować zimną krew. Katowiczanie wygrali to spotkanie 2:1 i na myśl przyszło od razu – kiedy mieliśmy okazję przeżywać właśnie taki stres – stres związany z decydującą o wyniku jedenastką w 90. minucie?
Sytuacja to niezwykle rzadka jeśli chodzi o GieKSę. Jednak bardzo szybko przyszły wspomnienia z dwóch meczów. Oba odbyły się jeszcze w czasach ekstraklasy. Pierwszy to rok 2000 i przytaczany dosłownie kilka dni temu (we wspominkach z Widzewa) mecz z Legią Warszawa. Pamiętacie to? Po dziewiątej kolejce GKS był jedyną drużyną w lidze bez zwycięstwa, a Legia jedyną bez porażki. W pierwszej połowie Jacek Zieliński nie wykorzystał jedenastki strzelając nad poprzeczką. A w doliczonym czasie gry sędzia (bodajże Marek Mikołajewski) podyktował rzut karny za faul Rafała Siadaczki na Marcinie Bojarskim. Do piłki podszedł Moussa Yahaya i pewnym strzałem pokonał Zbigniewa Robakiewicza. Trzy punkty pozostały na Bukowej.
Drugim meczem, o którym wspominamy jest… ostatni mecz GieKSy w ekstraklasie. Na spotkanie przy pustych trybunach przyjechał Górnik Zabrze. Mecz był o pietruszkę, gdyż GieKSa była już zdegradowana, ale zawodnicy chcieli pożegnać się ze stojącymi za płotem kibicami. W doliczonym czasie gry sędzia Tomasz Pacuda podyktował rzut karny dla GKS. Jedenastkę skutecznie egzekwował Krzysztof Markowski, a była to praktycznie już chyba 97. minuta, wszystkie mecze w Multilidze+ dawno już się pokończyły, eksperci już je omawiali w studiu, a tu taki psikus, że trzeba było się jeszcze łączyć z Katowicami. GieKSa wygrała i wkrótce pogrążyła się w otchłani piłkarskiej Polski…
Najnowsze komentarze