Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

GieKSa gromi spadkowicza z ekstraklasy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

 

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego meczu GKS Katowice – Wisła Płock 4:1 (2:0).

 

dziennikzachodni.pl – Kibice GKS Katowice zobaczyli festiwal na boisku. Zespół Rafała Góraka rozbił Wisłę Płock 4:1
GKS Katowice na mecz z Wisłą Płock zaprosił posiadaczy biletów na Fest Festival. Ci, którzy skorzystali na pewno nie żałowali, bo piłkarze odegrali niezły piątkowy koncert z pełnymi emocji zwrotami akcji.
Piątkowy wieczorny mecz GKS Katowice z Wisłą Płock rozpoczął się z pięciominutowym opóźnieniem spowodowanym transmisją z transmisją na Polsacie meczu siatkówki. Biorąc pod uwagę, że kibice na spotkanie tych drużyn czekali przez siedem lat, ta zwłoka nie miała już większego znaczenia.
Na trybunach od początku spotkania panował dość imprezowy klimat, co być może częściowo związane było z faktem, że klub zaoferował bezpłatne wejściówki posiadaczom biletów na odwołany niemal w ostatniej chwili Fest Festiwal.
Prawdziwy festiwal urządzili sobie jednak sami piłkarze. GKS rozgrywał świetne spotkanie i dostarczył widzom wielu wrażeń. W 17 minucie piłka po raz pierwszy wpadła do płockiej bramki, ale arbiter odgwizdał spalonego, który zamienił w analizę VAR, a tę w rzut karny za zagranie ręką przez jednego z obrońców. Do jedenastki podszedł Sebastian Bergier i trafił piłką w słupek (to drugi zmarnowany karny GieKSy w drugim kolejnym meczu), a dobitka Grzegorza Rogali zza pola karnego została wybroniona przez Krzysztofa Kamińskiego.
Dla bramkarza Wisły był to dopiero początek trudnych chwil i ostatni uśmiech szczęścia. W 28 minucie nie miał nic do powiedzenia przy główce Marcina Wasielewskiego po podaniu Oskara Repki, a kilkadziesiąt sekund później golkiper popełnił bardzo poważny błąd próbując piąstkować piłkę spadającą na poprzeczkę, a w efekcie zbijając ją pod nogi stojącego tuż przed linią bramkową Arkadiusza Jędrycha. Goście nie zamierzali jednak paść na łopatki i w doliczonym czasie gry pierwszej połowy dwukrotnie mógł się wykazać Dawid Kudła.
Jeśli fanom wrażeń mogło być za mało, to początek drugiej odslony musiał ich zadowolić w zupełności. W ciągu pięciu minut padły dwa kolejne gole – najpierw wynik podwyższyli katowiczanie po mocnym uderzeniu Grzegorza Rogali, a później skrócili dystans płocczanie strzałem głową Łukasza Sekulskiego. A potem akcje sunęły raz za razem w obie strony, ale to Wisła była bliższa złapania kontaktu.
Z tej wymiany akcji znów górą wyszła GieKSa. W 78 minucie Rafał Górak dokonał podwójnej zmiany. Na boisko weszli Alan Bród i Adrian Danek. Ten drugi od razu pobiegł w pole karne i potężnym strzałem strzelił dla gospodarzy gola numer cztery!
Dzięki efektownemu zwycięstwu GKS na początku czwartej kolejki awansował na drugie miejsce w tabeli!

 

sportdziennik.com – Moc GieKSy! „Nafciarze” rozgromieni
Drugie z rzędu domowe zwycięstwo katowiczan. Gładko rozprawili się ze spadkowiczem z Płocka.
Przez cały poprzedni sezon nie zdarzyło się, by GKS odniósł dwa z rzędu domowe zwycięstwa. W tym ledwie co rozpoczętym potrzebował do tego dwóch pierwszych spotkań. W drugiej kolejce pokonał 3:1 Chrobrego Głogów, dołującego, a w piątkowy wieczór poszedł za ciosem i z jeszcze wyższym kwitkiem odprawił płocczan. Dla spadkowicza była to pierwsza w sezonie porażka, wcześniej zanotował 3 remisy 1:1.
Na pierwszy plan wysunęli się obrońcy. To ich łupem padły wszystkie cztery bramki zdobyte przez GieKSę, autorstwa kolejno Marcina Wasielewskiego, Arkadiusza Jędrycha, Grzegorza Rogali i wprowadzonego z ławki Adriana Danka. Wasielewski, Rogala i Danek to wahadłowi. Trzeba przyznać, że dokonali niecodziennego wyczynu.
Skoro była mowa o golach obrońców, to drogę do siatki znalazł też Bartosz Jaroszek, ale wtedy skończyło się nie bramką, lecz rzutem karnym. GKS-u nie złamał, a został zmarnowany jeszcze przez Sebastiana Bergiera – i to przy stanie 0:0. Piłka po jego strzale odbiła się od słupka. Była to druga z rzędu (w Lublinie – Jakub Arak), a już piąta w tym roku niewykorzystana „jedenastka” przez katowiczan, także jakież ma to teraz znaczenie?
GieKSa na starcie sezonu może się podobać, ma na koncie 7 punktów… Trener Rafał Górak ma powody do zadowolenia, a patrząc statystycznie, to dla niego szczególny czas. Poprowadził katowiczan już po raz 226. i przebił najlepszego dotąd pod tym względem w dziejach Piotra Piekarczyka. Legendarnego „Orzecha” będzie teraz dystansować – kolejny występ za 10 dni, kiedy to jego drużyna zmierzy się na wyjeździe z beniaminkiem z Pruszkowa.

 

wisla-plock.pl – Pierwsza przegrana
Nieco lepiej w spotkanie weszła Wisła Płock. Nie były to co prawda bardzo groźne ataki, jednak można wyróżnić zablokowany strzał Beniamina Czajki z obrębu pola karnego, czy też zbyt lekką główkę Marcina Biernata. Nafciarze bardzo dobry, szybki kontratak przeprowadzili w dziesiątej minucie. Niestety Nikola Srećković uderzał niezbyt czysto, a piłka i tak została zablokowana. Gospodarze odpowiedzieli natomiast próbą z dystansu Oskara Repki. Zdecydowanie niecelną. Chwilę potem nasza kolejna akcja zaczęła się od doskonałego przerzutu Fabiana Hiszpańskiego. Na koniec Łukasz Sekulski wystawił futbolówkę do Mateusza Szwocha, jednak i on został zablokowany. Niestety mocniej zakotłowało się w naszym polu karnym po kwadransie. Krzysztof Kamiński dwukrotnie interweniował, ale piłka i tak wylądowała w siatce, choć gol ten nie został uznany. Przy tej samej akcji po analizie VAR arbiter podyktował jednak rzut karny dla gospodarzy po zagraniu ręką przez Beniamina Czajkę. Do ustawionej na jedenastym metrze piłki podszedł Sebastian Bergier. Napastnik trafił jednak w słupek, a zaraz potem kapitalną interwencją popisał się jeszcze nasz golkiper. Nie ma gola!
Zaraz potem widowiskowym zwodem popisał się Adrian Błąd, który został jednak pod polem karnym sfaulowany. Sam poszkodowany z tego stałego fragmentu gry uderzył. Płasko i prosto w Krzysztofa Kamińskiego. Niestety po niespełna pół godziny gry gospodarze wyszli już na prowadzenie. Oskar Repka miękko wrzucił w pole karne, gdzie ładnym wykończeniem popisał się Marcin Wasielewski. Kilka minut później GKS Katowice podwyższył to prowadzenie. Dośrodkowanie z rzutu wolnego, główka jednego z przeciwników i naszego niepewnie interweniującego golkipera pokonał Arkadiusz Jędrych. Nafciarze starali się do końca pierwszej połowy zaatakować, jednak brakowało nam albo konkretów, albo próby (jak na przykład Fryderyka Gerbowskiego) były blokowane. Groźniej było dopiero przed gwizdkiem. Dawid Kudła wybronił jednak strzał na bliższy słupek Nikoli Srećkovicia.
W drugą połowę, mimo aż trzech przeprowadzonych zmian, nie udało nam się wejść dobrze. Szybko bowiem gospodarze zdobyli trzecią bramkę. Dobrze rozprowadzony atak i mocnym strzałem po bliższym rogu Krzysztofa Kamińskiego zaskoczył Grzegorz Rogala. Na szczęście dosłownie chwilę potem zmniejszyliśmy straty. Z lewego skrzydła dośrodkował wprowadzony na boisko Paweł Chrupałła, a skutecznie główkował Łukasz Sekulski. W kolejnej akcji o włos od zdobycia kontaktowej bramki był Marcin Biernat, który uderzał głową po centrze Fabiana Hiszpańskiego. Świetną interwencją popisał się niestety Dawid Kudła. Po godzinie gry przed szansą stanął także David Niepsuj. Dobry kontratak Nafciarzy, jednak uderzenie bocznego defensora było zdecydowanie za lekkie, a w dodatku w sam środek bramki gospodarzy.
Przeciwnicy odpowiedzieli za to niezłym, jednak niecelnym wolejem Oskara Repki. W siedemdziesiątej minucie z dystansu potężnie uderzył natomiast Paweł Chrupałła. Niestety nad bramką. Następnie mieliśmy kilka akcji z obu stron, aż na kilkanaście minut przed ostatnim gwizdkiem gospodarze znów podwyższyli wynik. Z prawego skrzydła po bliższym rogu huknął wprowadzony z ławki Adrian Danek. Do końca nic już się nie zmieniło, także za sprawą interwencji naszego bramkarza (jak przy próbie Mateusza Marca). Ponieśliśmy więc pierwszą porażkę w tym sezonie.

 

portalplock.pl – Niezły początek, ale potem katastrofa. Wisła wysoko przegrywa w Katowicach
[…] To Wisła weszła lepiej w spotkanie, choć bardzo dobrej okazji do zdobycia bramki brakowało. Po kwadransie inicjatywę przejęli gospodarze i nawet strzelili bramkę, ale dobijający piłkę w zamieszaniu Bartosz Jaroszek był na wyraźnym spalonym. Do akcji wkroczył VAR, który wskazał zagranie ręką. Sędzia Krasny uznał, że Beniamin Czajka zagrał ręką i katowiczanie ustawili piłkę na 11. metrze. Strzał Sebastiana Bergiera zatrzymał się jednak na słupku, po chwili dobitkę Krzysztof Kamiński odbił dobitkę w bardzo dobrym stylu i było 0:0.
GieKSa przejęła jednak inicjatywę i po niespełna pół godziny gry strzeliła bramkę. Świetne dośrodkowanie Oskara Repki wykorzystał Marcin Wasielewski. Uprzedził Adama Chrzanowskiego i świetnym „szczupakiem” pokonał Kamińskiego. Koszmar bramkarza Wisły dopiero się rozpoczynał.
Zaledwie 4 minuty później było już 2:0. Gospodarze egzekwowali rzut wolny z dość daleka. Wbitą na skraj pola karnego piłkę podbił jeden z piłkarzy Gieksy. Futbolówka leniwie opadała w bramkę Wisły pod samą poprzeczkę. Wydaje się, że Kamiński nie potrafił się zdecydować – łapać czy przenosić futbolówkę nad poprzeczką. Skończyło się na odbiciu jej w siatkarskim stylu, ta spadła pod nogi Arkadiusza Jędrycha i było 2:0.
Wisła na kilka minut całkowicie zgasła, choć w doliczonym czasie gry podopieczni Marka Saganowskiego pokazali oznaki życia. Nikola Srećković uderzył groźnie, ale Dawid Kudła był na posterunku. Jeszcze lepszą interwencją popisał się przy strzale głową Łukasza Sekulskiego.
Szkoleniowiec Nafciarzy nie miał wielkiego wyboru. Musiał reagować, bo wydarzenia boiskowe kompletnie nie układały się po myśli jego podopiecznych. Na drugą połowę nie wyszli już Adam Chrzanowski, Filip Lesniak i Fryderyk Gerbowski. Na boisku zameldowali się Paweł Chrupałła, autor 2 bramek w meczu z KTS-em Weszło, Jakub Grić i Adrian Szczutowski. Nowi zawodnicy nie zdążyli dobrze dotknąć piłki, a było 3:1. Grzegorz Rogala huknął ze skraju pola karnego po krótkim słupku i zaskoczył Kamińskiego. Wydaje się, że i w tej sytuacji bramkarz Wisły powinien zachować się lepiej.
Nafciarze ruszyli do ataku i na kilkadziesiąt minut przejęli inicjatywę. Już w 50. minucie Łukasz Sekulski zdobył bramkę i wydawało się, że Wisła pójdzie za ciosem. Gotowało się w polu karnym GKS-u, ale nie udało się zdobyć drugiej bramki.
Gospodarze podwyższyli za to na 4:1. Kapitalnym strzałem, pod samą poprzeczkę, popisał się Adrian Danek i ustalił wynik spotkania. Bezradni goście nie byli w stanie już nic więcej zrobić. Warto jednak odnotować, że dwie świetne interwencje (już przy wyniku 4:1) odnotował Krzyszof Kamiński, choć to z żadnym stopniu nie zmazuje jego pomyłek, zwłaszcza przy drugiej bramce.

 

polsatsport.pl – GKS Katowice przerwał serię Wisły Płock. Pięć goli przy Bukowej
GKS Katowice przerwał serię remisów (trzy mecze po 1:1) Wisły Płock, pokonując „Nafciarzy” 4:1. Kuriozalną interwencją popisał się Krzysztof Kamiński przy bramce na 2:0 dla katowiczan.
Wydawało się, że gol, otwierający wynik meczu, padnie już w 17. minucie. Wszystko za sprawą ogromnego zamieszania pod bramką zespołu gości. Strzały oddawali Antoni Kozubal i Mateusz Mak – oba obronił Kamiński. Piłka w końcu wpadła do bramki płocczan po strzale Bartosza Jaroszka.
Po interwencji VAR sędzia Sebastian Krasny postanowił nie uznać trafienia, dyktując jednak „jedenastkę”. Ręką w polu karnym zagrał 23-letni obrońca Wisły Płock Beniamin Czajka. Rzutu karnego nie wykorzystał Sebastian Bergier. Wrocławianin trafił w słupek, jednak chwilę później piłka trafiła pod nogi Grzegorza Rogali. Świetną interwencją popisał się jednak Kamiński.
W 28. minucie spotkania GKS w końcu objął prowadzenie. Znajdujący się w okolicy 20. metra Oskar Repka świetnie odnalazł nabiegającego w polu karnym Marcina Wasielewskiego, który pokonał golkipera Wisły.
Zaledwie cztery minuty później padła bramka na 2:0. Kuriozalną interwencją popisał się Krzysztof Kamiński. Gdy wydawało się, że 32-latek mógł na spokojnie złapać wolno lecącą piłkę, ten postanowił sparować ją przed siebie. Nie trafił jednak czysto w „futbolówkę”, która trafiła pod nogi kapitana GKS Arkadiusza Jędrycha. Ten trafił do siatki, podwyższając prowadzenie swojego zespołu.
Już minutę po rozpoczęciu drugiej połowy silnym strzałem Kamińskiego zaskoczył Grzegorz Rogala. W 50. minucie honorową bramkę dla Wisły zdobył głową Łukasz Sekulski, obsłużony dobrym dośrodkowaniem Pawła Chrupałły. W 78. minucie w najlepszy możliwy sposób ze swoimi kibicami przywitał się wprowadzony z ławki rezerwowych Adrian Danek. Napastnik strzelił pięknego gola od poprzeczki.

 

infokatowice.pl – GieKSa gromi spadkowicza z ekstraklasy
GieKSa rozegrała kolejne bardzo dobre spotkanie na własnym stadionie i w pełni zasłużenie pokonała grającą jeszcze w zeszłym sezonie w ekstraklasie Wisłę Płock 4:1.
Od początku spotkania przewagę na boisku uzyskali gospodarze. Pierwszą okazję do zdobycia bramki katowiczanie mieli w 17 min. Co prawda Bartosz Jaroszek umieścił piłkę w siatce, gol nie został jednak uznany z powodu pozycji spalonej. W tej samej akcji sędzia dopatrzył się zagrania ręką jednego z obrońców i po konsultacji z VAR-em podyktował rzut karny. Do jedenastki podszedł Sebastian Bergier, trafił jednak w słupek. Ta sytuacja tylko podrażniła Trójkolorowych. W 26 min. ładną sztuczką techniczną przed polem karnym popisał się Błąd. Obrońcy ratowali się w tej sytuacji faulem, ale strzał z rzutu wolnego wykonany przez samego poszkodowanego trafił w ręce Kamińskiego. Dwie minuty później kibice na Bukowej w końcu doczekali się bramki dla swojej drużyny. Po dobrym dośrodkowaniu do piłki doskoczył Wasilewski i mocnym uderzeniem z głowy nie dał golkiperowi gości żadnych szans. Cztery minuty później Bukowa ponownie eksplodowała. Co prawda Kamiński odbił lecącą do bramki piłkę, ale trafiła ona pod nogi Jędrycha, który z najbliższej odległości wpakował ją do siatki. W doliczonym czasie gry dali o sobie znać także zawodnicy Wisły, którzy dwukrotnie byli blisko pokonania Kudły, ten jednak w obu przypadkach popisał się świetnymi interwencjami i po 45 minutach GieKSa zasłużenie prowadziła 2:0.
Druga odsłona nie mogła się zacząć dla GieKSy lepiej. Już w 47 min. dynamiczną akcją popisał się Kozubal, który odegrał do Rogali, a ten podwyższył wynik spotkania. W 49 min. blisko kontaktowego gola byli przyjezdni, futbolówkę lecąc w stronę bramki zablokował na szczęście Komor. Minutę później Kudła po trafieniu Sekulskiego musiał jednak wyciągać piłkę z siatki. W 57 min. mogło być już tylko 3:2, lecz tym razem bramkarz GieKSy nie dał się zaskoczyć. Kolejne minuty to przewaga gości, katowiczanie umiejętnie się jednak bronili, a w 78 min. przepiękną bramką popisał się wprowadzony kilkadziesiąt sekund wcześniej Adrian Danek i było już 4:1. Takim też wynikiem zakończyło się całe spotkanie, choć podopieczni trenera Rafała Góraka mieli jeszcze okazje do zdobycia kolejnych bramek.



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga