Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Media o meczu GieKSa-Sandecja: Bez błysku, bez strzału

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego meczu GKS Katowice – Sandecja Nowy Sącz.

 

gazetakrakowska.pl – Sandecja Nowy Sącz kolekcjonuje remisy. Nie dała się „GieKSie”

[…] To gościom jakby bardziej zależało na udanym wejściu w to spotkanie. Szczęścia próbował Mas, ale jego próba strzelecka została zblokowana. Uderzenie z ostrego kąta oddał Toporkiewicz, ale i tym razem bez efektu – skutecznie interweniował golkiper gospodarzy.

Katowiczanie jakby jeszcze nie do końca otrząsnęli się po wtorkowej porażce z Wisłą w Krakowie (1:2), gdy długo prowadzili, a dwa decydujące ciosy zadane przez Fernandeza miały miejsce w odstępie czterech minut. W 20. minucie po wybiciu piłki przed pole karne, zdołał dopaść do niej Walski i ładnym strzałem ostemplował poprzeczkę GKS. Odpowiedź katowiczan przyszła po chwili. Urynowicz kropnął z dystansu nieznacznie się myląc. Gracze Dudka ponownie pokazali się w 27. minucie spotkania. Po zagraniu z boku od Kosakiewicza główkował Słaby. Kudła był jednak na posterunku kapitalnie interweniując.

W odróżnieniu od meczu w Opolu trener Sandecji nie zdecydował się na dokonanie jakiejkolwiek zmiany w przerwie spotkania (wtedy uczynił to trzykrotnie). W 57. minucie Toporkiewicz przytomnie wypatrzył Masa, ale nowy napastnik sądeczan (podpisał umowę 1 sierpnia) nie popisał się pudłując w dogodnej sytuacji. W końcowych minutach spotkania to GKS, na szczęście dla „Biało-Czarnych”, trafił jedynie w słupek.

„Duma Krainy Lachów” nie dała się zespołowi trenera Rafała Góraka, ale obecnie mając raptem pięć punktów wywalczonych w sześciu kolejkach, nie ma co myśleć o wejściu do ligowej czołówki. Póki co gracze z miasta nad Dunajcem „stoją” z boku i jedynie przyglądają się najlepszym, ale warto pamiętać o tym, że każdy z dotychczasowych meczów tego sezonu rozgrywali na obcym terenie.

 

sportslaski.pl – Bez błysku, bez strzału. „GieKSa” remisuje z Sandecją

Remis po słabym widowisku przy Bukowej. GKS Katowice dzieli się punktami z Sandecją Nowy Sącz. W piątek to goście byli bliżsi przechylenia szali zwycięstwa na swoją korzyść.

[…] Goście prowadzeni przez trenera Dariusza Dudka nie pozwolili nawet na moment rozwinąć skrzydeł GKS-owi, a sami wykreowali sytuacje, z których wykorzystać powinni co najmniej jedną.

Michał Walski z Sandecji był jednym z graczy, który uparcie uprzykrzał życie próbującym zawiązać jakikolwiek składny atak gospodarzom. Kilka razy przeciął kluczowe podanie, czyścił środek pola, a przy odrobinie szczęścia mógł cieszyć się z gola. Jego uderzenie w poprzeczkę bramki Dawida Kudły było jedną z niewielu ozdób widowiska przy Bukowej.

Osłabienia w środku pola GKS-u sprawiły, że gra piłkarzy trenera Rafała Góraka była pozbawiona błysku i kreatywności. Katowiczanie byli dla gości do bólu przewidywalni. Psuli ostatnie podania, nie wypracowywali czystych pozycji strzeleckich. Mecz skończyli bez choćby jednego celnego uderzenia. Do tej pory, choć podopieczni trenera Góraka nie zawsze punktowali, ich mecze oglądało się z przyjemnością. W piątkowy wieczór „GieKSa” wypadła wyjątkowo bezbarwnie.

Co ciekawego

– Rafał Figiel, Adrian Błąd i Daniel Tanżyna – taka trójka zasiadła obok siebie na… trybunie krytej. Każdy z nich z kontuzją. Do składu po pauzie za czerwoną kartkę obejrzaną w Bielsku-Białej wrócił Bartosz Jaroszek, choć odrobinę poprawiając sytuację kadrową w ekipie trenera Rafała Góraka.

– Pierwsza połowa nie porwała. „GieKSa” nie potrafiła rozmontować dobrze pracującej defensywy Sandecji, nie oddając ani jednego celnego strzału na bramkę gości.

– Groźniejsza przed przerwą była Sandecja. Najpierw kapitalnie z dystansu przymierzył Michał Walski, ale piłka obiła poprzeczkę tuż przy spojeniu z słupkiem. Kilka minut później po dośrodkowaniu z narożnika boiska głową z bliska uderzał Kamil Słaby, ale wyciągnął się do piłki Dawid Kudła wybijając ją na kolejny korner.

– W 42. minucie boisko powinien opuścić Damian Chmiel. Powinien, ale arbiter oszczędził zawodnika Sandecji, nie pokazując mu drugiej żółtej kartki za wślizg od tyłu w nogi jednego z katowiczan.

– Goście, skupieni głównie na defensywie, groźniejsi byli również po zmianie stron. Świetną okazję mieli w 68. minucie, Maciej Mas nie trafił do bramki w prostej sytuacji, którą stworzył mu Krzysztof Toporkiewicz. Ten sam zawodnik wcześniej obił poprzeczkę bramki Kudły.

– Dopiero w 86. minucie to katowiczanie zbliżyli się do zdobycia gola choć wciąż… nie mieli na koncie celnego uderzenia. Po rzucie wolnym piłka odbita się od pleców Michała Kołodziejskiego i wylądowała na słupku bramki Dawida Pietrzkiewicza.

– Po intensywnym tygodniu katowiczanie dostaną czas na odpoczynek. Kolejny mecz o punkty zagrają dopiero w przyszłą niedzielę, mierząc się w Rzeszowie z tamtejszą Resovią.

 

sandecja.pl – Podział punktów w Katowicach

[…] Po nieco spokojnym początku z obu stron w 10. minucie podaniami z pierwszej piłki przedrzeć w pole karne chcieli się Damian Chmiel oraz Maciej Mas, drugi z wymienionych zdołał oddać strzał, ale został skutecznie zablokowany. W 16. minucie długie podanie od Dawida Pietrzkiewicza na lewej stronie otrzymał Krzysztof Toporkiewicz, młodzieżowiec popędził po skrzydle, zbiegając do środka boiska oddał uderzenie z ostrego kąta, z którym bez problemu poradził sobie Dawid Kudła.

GKS od czasu do czasu przenosił ciężar gry pod naszą bramkę, jednak podopiecznym Rafała Góraka brakowało skuteczności, aby poważniej zagrozić Dawidowi Pietrzkiewiczowi. Najlepszą okazję do zdobycia gola miał w 20. minucie Michał Walski, defensywa gospodarzy wybiła futbolówkę przed pole karne, gdzie dobrze ustawiony pomocnik naszego zespołu uderzył bez zastanowienia, obijając poprzeczkę. Miejscowi chcieli odpowiedzieć szybko i już w kolejnej akcji Marcin Urynowicz spróbował swoich sił z dystansu, myląc się nieznacznie. W 27. minucie świetnie z narożnika boiska dośrodkował Łukasz Kosakiewicz, głową uderzał Kamil Słaby i tylko kapitalna interwencja Dawida Kudły uratowała GKS przed utratą gola.

Po upływie pół godziny gry miejcowi pokusili się o akcję ofensywną i strzał głową, po którym piłka poszybowała tuż obok prawego słupka naszej bramki. Na kolejny strzał trzeba było poczekać około dziesięć minut, gdy w 41. minucie z dystansu uderzał Elhadji Maissa Fall, niestety niecelnie. Sześćdziesiąt sekund przed końcem regulaminowego czasu gry pierwszej połowy kapitalne podanie w obręb „szesnastki” otrzymał zawodnik GKS-u, który zdążył przyjąć piłkę, na szczęście kapitalną interwencją popisał się tutaj Tomasz Boczek. Oba zespoły do szatni zeszły więc przy stanie 0:0, warto tutaj pochwalić defensywną grę podopiecznych Dariusza Dudka, którzy nie pozwolili rywalowi na oddanie celnego strzału.

W przerwie żaden z trenerów nie zdecydował się na zmiany, w związku z czym obie drużyny rozpoczęły w takich samych zestawieniach, jak na początku meczu. W 52. minucie Patryk Szwedzik dostrzegł, że daleko od bramki wyszedł Dawid Pietrzkiewicz i chciał go zaskoczyć próbą z okolic 40. metra, jednak nie trafił w światło bramki, a ponadto golkiper „Biało-Czarnych” w porę wrócił na swoje miejsce, kontrolując lot piłki. W 57. nasz zespół powinien wyjść na prowadzenie, prostopadłe podanie Krzysztofa Toporkiewicza trafiło do Macieja Masa, napastnik „Sączersów” uderzył w kierunku bramki i futbolówka zatrzymała się na poprzeczce, dobijać chciał Damir Šovšić, jednak został zablokowany.

Świetną akcję na lewej flance przeprowadził w 67. minucie Krzysztof Toporkiewicz, dośrodkowując idealnie na nogę znajdującego się na piątym metrze Macieja Masa, niestety zawodnik w biało-czarnej koszulce spudłował będąc na fantastycznej pozycji. Groźnie pod bramką naszego zespołu zrobiło się w 86. minucie, w narożniku pola karnego faulowany był zawodnik rywali, gospodarze mieli rzut wolny, po którym piłka przeszła przez całe pole karne i odbiła się od słupka wychodząc w pole gry. Do końcowego gwizdka wynik nie uległ zmianie i oba zespoły podzieliły się punktami.

 

sportdziennik.com – Puste trybuny, pusto w sieci

Osłabiona GieKSa nie była w stanie oddać celnego strzału na bramkę sądeczan, którzy dwa razy obili poprzeczkę bramki gospodarzy, ale nie odnieśli pierwszej w sezonie wygranej.

Trzeci raz w dobie bojkotu, prowadzonego przez fanatyków przeciwko rządom prezesa Marka Szczerbowskiego, GieKSa wybiegła na niemalże pustą Bukową walczyć o ligowe punkty, czyniąc to przy akompaniamencie grupki około 100 kibiców Sandecji i zaprzyjaźnionymi fanami GKS-u Tychy. „Piłka bez kibiców i Blaszoka to nie jest to co zawsze…” – napisał nawet Lukas Podolski, mieszkający w okolicy gwiazdor Górnika Zabrze, wrzucając na Twittera zdjęcie stadionu.

Katowiczanie przystąpili do tego meczu, mając problemy kadrowe. Z powodu kontuzji brakowało Adriana Błąda, Rafała Figla i Dominika Kościelniaka, a wracający do zdrowia Oskar Repka zasiadł jedynie wśród rezerwowych, dlatego pierwszy raz od 4 miesięcy w wyjściowym składzie znalazło się miejsce dla Marcina Stromeckiego. Do jedenastki wrócił też po pauzie za czerwoną kartkę Bartosz Jaroszek i… szybko odczuli to rywale, bo defensor GKS-u bez pardonu faulował Dawida Pietrzkiewicza czy Krzysztofa Toporkiewicza.

Złośliwi mogliby powiedzieć, że jednym z ciekawszych wydarzeń pierwszej połowy była… awaria fragmentu ledowej bandy reklamowej, w którą uderzyła piłka na wysokości sektora A pustego „Blaszoka”. Bliżej objęcia prowadzenia byli goście, z powodu modernizacji stadionu grający na wyjazdach i wypatrujący pierwszego w sezonie zwycięstwa. Michał Walski kropnął z dystansu i piłka odbiła się od poprzeczki, zaś po rzucie rożnym Damira Sovsicia i główce Tomasza Boczka efektowną paradą błysnął Dawid Kudła.

Opiekun sądeczan Dariusz Dudek, który przed 3 laty w roli trenera GieKSy spadł z I ligi, mógł tylko łapać się za głowę, ale i cieszyć się, że jego zawodnicy we własnym polu karnym nie dopuszczają osłabionych gospodarzy do tego, by stworzyli poważniejsze zagrożenie.

W II połowie katowiczanie mogli dwukrotnie mówić o wielkim szczęściu. Najpierw Maciej Mas po prostopadłym podaniu Toporkiewicza obił poprzeczkę, która znów okazała się sprzymierzeńcem drużyny Rafała Góraka, później akcja tego samego duetu zakończyła się świetną centrą z lewej flanki i pudłem Masa z dosłownie kilku metrów, ze środka pola karnego. „K… mać, GieKSa grać” – popłynęło z pustawych trybun.

 

dziennikzachodni.pl – Kibice GKS Katowice mocno się wynudzili. Ich zespół zremisował z Sandecją Nowy Sącz 0:0

Piłkarze GKS Katowice zagrali wyjątkowo bezbarwnie i zremisowali z Sandecją Nowy Sącz 0:0. Emocje były tylko w końcówce, a kibice znów zasiedli tylko na trybunie głównej. Na Blaszoku wciąż trwa bojkot.

Piątkowy wieczór na Bukowej nie przyniósł wielkich emocji. GKS Katowice zremisował z Sandecją Nowy Sącz 0:0 i to goście byli chyba bardziej zadowoleni ze zdobycia punktu, bo to właśnie na utrzymaniu takiego wyniku najwyraźniej skoncentrowali się podopieczni Dariusza Dudka.

Pomimo takiej taktyki Sandecja mogła pokusić się o więcej, ale Dawida Kudłę i jego kolegów dwukrotnie ratowała poprzeczka. Katowiczanie też jednak w końcówce zdołali obić słupek Sandecji. Kibice, których pojawiło się tylko 631, dość szybko dali do zrozumienia, że gra nie przypada im do gustu i ostatni gwizdek przyjęli z wyraźną ulgą.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Balon de GieKS’or

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tak, tak, Shellu wrócił do działalności redakcyjnej rok temu i faktom nie da się zaprzeczyć. Mianowicie od tego czasu byłem na 17 meczach wyjazdowych. Bilans: 3-1-13. Z różnych powodów nie zawitałem na czterech meczach w delegacji. Bilans: 3-0-1. Niech to szlag!

Miejmy więc te heheszki, że Shellu przynosi pecha za sobą. Pośmialiśmy się, fajnie. Teraz przejdźmy do rzeczy poważnych.

To co oglądamy w tym sezonie na wyjeździe, to co widzieliśmy wczoraj w Gdańsku, to jest jakiś jeden wielki koszmar. W zasadzie nawet nie wiem, co pisać, bo jestem zażenowany. Przede wszystkim dysproporcją pomiędzy meczami u siebie i na wyjeździe. Dysproporcja, w której GieKSa u siebie od przerwy meczu z Zagłębiem walczy, gra agresywnie, zmiata tego przeciwnika i nawet jeśli pojawiają się błędy w defensywie, to nadrabiamy grą ofensywną i strzelanymi bramkami. Na wyjazdach nie ma ani ofensywy, ani defensywny. Jest jedno wielkie nic.

Mecz z Lechią został oddany. Nie mam na myśli, że bez walki, choć tej determinacji mogło być zdecydowanie więcej. Ale został oddany bez jakichkolwiek atutów piłkarskich. Był to absolutnie beznadziejny mecz, który jakby potrwał drugie 90 minut, to GKS i tak by bramki nie strzelił. Nie da się strzelić gola, gdy nie potrafi się stworzyć dogodnej sytuacji do zdobycia bramki. Bramkarz Lechii Paulsen został zatrudniony w zasadzie tylko przy strzale dystansu Nowaka. I kilka razy wyłapał, względnie wypiąstkował piłkę po bardzo słabych dośrodkowaniach. Najlepszą akcję katowiczanie przeprowadzili wtedy, gdy Galan wypuścił Nowaka, ten zrobił zwód i uderzał, ale został zablokowany. Poza tym – nie było nic.

Strasznie się na to patrzyło. Na pierwszą połowę nasz zespół nie dojechał w ogóle. Tam to nawet i tej determinacji nie było widocznej. I myślę, że raz na zawsze warto między bajki z mchu i paproci włożyć krążące w piłce historię o tym, jak to jest ciężko, gdy gra się co trzy dni. Tym razem bowiem były dwa tygodnie przerwy i w żaden sposób nie wpłynęło to pozytywnie na zespół. Katowiczanie byli ospali, bez pomysłu, bez widocznej chęci przyciśnięcia przeciwnika.

Zawsze na meczach posiłkuję się transmisją z Canal+, czy to odpalając na laptopie i oglądając powtórki, czy zapuszczając żurawia w monitory komentatorów stacji, tym razem Bartosza Glenia i Michała Żyro (na monitorach zawsze jest od razu, nie trzeba czekać „poślizgu”). Gdy około 36. minut zobaczyłem, że GKS nie oddał nawet jednego strzałów, choćby niecelnego, nie mogłem uwierzyć. Oto gramy z najsłabszą obroną w lidze, której Zagłębie Leszka Ojrzyńskiego potrafi wklupać sześć bramek, a my nie potrafimy choćby postraszyć bramkarza gospodarzy. Po prostu koszmar. Na koniec połowy był już jeden celny strzał o xG… 0,01. Ja bym to jeszcze na części tysięczne rozłożył, żeby zobaczyć, czy nie było to 0,001. Natomiast sytuację, w której Galan zagrał – co by nie mówić – kapitalną piłkę do Wasyla, a Wasyl zamiast albo przyjąć i strzelić, albo poczekać, albo zrobić cokolwiek innego, odgrywał z pierwszej do tyłu, do nikogo, zakwalifikowałbym jako ujemne xG. No, po prostu tak nie można.

Mimo wszystko coś tam w końcówce pierwszej połowy leciutko zaczęło się dziać i dawało to jakąś nadzieję na grę po przerwie. I rzeczywiście, GKS miał dużo więcej posiadania piłki w drugiej części gry. Z 52-48 dla Lechii w pierwszej połowie, cały mecz skończyliśmy z bilansem 58-42 na korzyść GKS, czyli po przerwie GKS musiał mieć piłkę przez 68 procent czasu. I choć na koniec meczu to xG było już na poziomie 0,76, to nadal bardzo słabo. Nie mieliśmy groźnych sytuacji.

Zapytałem trenera na konferencji o kwestię braku prostoty w grze, tylko zbyt dużego kombinowania. Trener zaprzeczył mówiąc, że w tym spotkaniu było być może najwięcej dośrodkowań w całym sezonie, bo około czterdziestu i chodzi o jakość. Nie doprecyzowałem, więc doprecyzuję teraz – bardziej chodzi mi o sytuacje, w których naprawdę można już próbować oddać strzał, czy może nawet trochę popróbować zrobić coś na aferę, jakieś zamieszanie itd. A my kombinujemy, tak jak wspomniany Wasyl, tak jak Bartek Nowak w jednej sytuacji, gdzie się wygonił i został zablokowany. Kilka takich sytuacji by się jeszcze znalazło. Natomiast faktem jest, tak jak stwierdził szkoleniowiec, że chodzi też o samą jakość dośrodkowań, a ta była bardzo słaba. Nawet komentatorzy określili centry GieKSy jako „baloniaste”. Golkiper gospodarzy nie miał z reguły z nimi problemów, a jak kilka razy nasi zawodnicy doszli do główki, to po prostu odbili piłkę gdzieś do góry czy nie wiadomo gdzie. Zagrożenia żadnego. Po francusku i hiszpańsku piłka to „balon”. Piłkarze GKS za bardzo chyba wzięli sobie to do serca.

Piszę o tej aferce, bo GKS potrafi taką grać. Ja wiem, że Jacek Gmoch kiedyś chciał zmatematyzować piłkę i dziś wielu szkoleniowców to robi – to znaczy chcą jak najmniej pozostawić przypadkowi. I ja to rozumiem. Natomiast wydaje się, że potrzebny jest w tym wszystkim balans, po ostatecznie piłka to taki kulisty przedmiot, który w dużej prędkości zachowuje się nieprzewidywalnie, gdy napotka na przeszkodę taką, czy owaką – tu się odbije, tu podskoczy, tu zakręci i po prostu trzeba mieć refleks i dołożyć nogę. Przecież strzelaliśmy takie bramki – Marten Kuusk w poprzednim sezonie z Cracovią czy Lukas Klemenz niedawno z Arką. Więc i to GKS potrafi.

Jeśli miałbym wyróżnić jakiegokolwiek zawodnika w tym meczu, to pewnie postawiłbym na Galana, choć widząc po opiniach kibiców, moglibyśmy się w tych opiniach rozminąć. Ale Borja coś tam próbował i zagrał dwie bardzo dobre piłki w pole karne. Poza tym mizeria i raczej kilku bohaterów negatywnych.

Trener pokombinował ze składem, więc mogliśmy obejrzeć zaskakujące zestawienie. Jak przyznał na konferencji, zmasakrowani po wyjazdach na reprezentacje byli Kuusk i Kowalczyk. Tego pierwszego zabrakło nawet na ławce, Mateusz wszedł w drugiej połowie. I okej, może podróż z Armenii, może kadra, ale kurka wodna, tak przegrać pojedynek biegowy z Meną, który grał od początku. Nie godzi się.

I znów ta cholerna bramka w końcówce. Znów zapytam – ileż można? I mam gdzieś, że to kontra wynikająca z odkrycia się. Bramka to bramka. Z jednej strony nie pozwalamy Kudle polecieć w pole karne przeciwnika w 107. minucie meczu, z drugiej dajemy sobie w taki sposób wbić bramkę. W siódmym meczu z rzędu tracimy gola w końcówce połowy. W tym sezonie to już dziesięć (!) takich goli. A w ostatnich szesnastu meczach – szesnaście!

A’propos Camilo Meny – po meczu, gdy wychodziliśmy ze stadionu, wychodził też Kolumbijczyk, więc stwierdziłem, że to idealna okazja podziękować mu za gola z Arką Gdynia, który dał naszemu klubowi możliwość walki o awans do ekstraklasy w maju rok temu. Co uczyniłem. Camilo był zdziwiony, dlaczego jakiś gość dziękuje mu za tego akurat gola, gdy przecież przed chwilą strzelił. Ale wyjaśniłem mu wszystko, tak więc w imieniu kibiców GieKSy osobiste podziękowania zostały złożone. Dzięki Camilo!

Wracając do składu. W miejsce Kuuska na boisku pojawił się po raz pierwszy od wielu miesięcy Grzegorz Rogala. Kibice łapali się za głowy, ale myślałem sobie – dajmy mu szansę. Po meczu mam taką myśl, która by mi jeszcze niedawno do głowy nie przyszła… królestwo za Klemenza! Rozumiem brak ogrania, ale na Boga – czy to przeszkadza w tym, żeby prosto i mocno kopnąć piłkę? Zawodnik udzielał się w ofensywie, ale kopał tak, jakby to była piłka lekarska, względnie nie jadł śniadania, ni obiadu. I po takiej dwukrotnej próbie kopnięcia piłki, została ona wybita i padła pierwsza bramka.

No i z bólem serca muszę też powiedzieć, że Dawid Kudła w tym sezonie nie pomaga. Absolutnie. Nie wybronił żadnego meczu, nie jest pewnym punktem, a ta bramka obciąża go strasznie. To nie jest zły bramkarz, ale jeśli nie poprawi się w najbliższym czasie, to nie zdziwię się, jeśli trener postawi na Rafała Strączka. W pucharowym meczu z Wisłą na pewno. Ale też w lidze. Mimo wszystko jestem fanem Dawida i mam nadzieję, że się ogarnie i wróci do formy z poprzedniego sezonu.

Zagrali Milewski i Bosch, i z ich gry nic kompletnie nie wynikało. Sebastian generalnie niewiele wnosi do zespołu, jedynie raz na jakiś czas zagra dobry mecz. Jesse na razie wystąpił w Zabrzu i w Gdańsku i na razie cienizna totalna.

Adam Zrelak niewidzialny, podobnie jak Ilja Szkurin, który wszedł w drugiej połowie, choć Białorusin wypadł minimalnie lepiej niż Słowak, coś tam próbował powalczyć. Ale bez efektu.

Wprowadzony na boisko w drugiej połowie Adrian Błąd też już młodszy nie będzie. Z całym szacunkiem – także za poprzedni sezon, gdzie dawał radę, w tym zawodnik już piłkarsko po prostu nie pomaga. Kompletnie.

Reszta nie dała po prostu nic dobrego zespołowi i jako całość, zagraliśmy po prostu ultra beznadziejne zawody. Wiadomo też, że była przerwa z powodu zadymienia, ale psychologicznie, gdy sędzia pokazał doliczonych 16 minut, to powinniśmy natrzeć na tego rywala i po prostu go stłamsić. I trochę tej aferki zrobić, tak jak Wszołek z Jędzą zrobili nam w Warszawie. Oczywiście jakościowo – z idealną centrą i strzałem.

0-0-4, bramki 1:11. Bilans na wyjazdach tragiczny. Problem w tym, że ten bilans jest adekwatny do gry. W Łodzi było po prostu słabo, na Legii całkiem nieźle, za to na Górniku i Lechii totalnie beznadziejnie i dramatycznie. Jeśli trener chciał coś zmienić na wyjazdach, to na razie efektów nie ma. Jest tak samo źle jak było. Natomiast swoją drogą piłkarze muszą się ogarnąć, bo to naprawdę niemożliwe, że u siebie można, a na wyjeździe nie można. Nie wiem, może mówcie sobie do lustra przed wyjazdami: „O, ale fajnie, znów gramy na Nowej Bukowej, znów gramy na Arenie Katowice”. Taką mini ściemkę róbcie, żeby wydawało wam się, że gracie u siebie. Nie wiem.

W każdym razie znów robi się nieciekawie. My przegrywamy bezdyskusyjnie z Lechią, a takie Zagłębie jedzie do Poznania i wygrywa. Musimy jak ognia pilnować tej bezpiecznej strefy. A łatwo przecież nie będzie, bo zaraz czeka nas mecz z obecnie drugą i pierwszą drużyną w tabeli. Jeśli nie wygramy choćby jednego z tych dwóch meczów – będzie gorąco.

Niezależnie od tego i tej całej krytyki – będę powtarzał – wspieramy! Będę powtarzał, że ta drużyna zasłużyła już nieraz na to, by ją wspierać w trudnym momencie. Dali nam ekstraklasę, to teraz zróbmy wszystko – także my, jako kibice – żeby tę ekstraklasę utrzymać. Wszyscy na Cracovię!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Powaga drużyny zachowana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po emocjach – dodajmy bardzo pozytywnych – związanych z meczami reprezentacji, czas wrócić do ligowej piłki. Oj działo się, działo, mimo że to tylko dwa tygodnie. Najmniej w tym wszystkim istotnym był chyba mecz z Górnikiem Zabrze, sparingowy Śląski Klasyk, który GKS Katowice wygrał w samej końcówce 2:1. Bohaterem spotkania – o ile w ogóle określenie „bohater” pasuje (nie pasuje) do meczu kontrolnego, był zawodnik, którego w GieKSie już nie ma. Aleksandrowi Buksie skrócono wypożyczenie z Górnika i zawodnik poszedł dalej – do Polonii Warszawa. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że to, co mówią kibice o piłkarzu – opierając się na swoich obserwacjach i opiniach – materializuje się w związku z danym zawodnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że Olek to „odrzut” z Górnika, a nie realne wzmocnienie i raczej nic z tego nie będzie. To nic personalnego do zawodnika. Po prostu są piłkarze, którzy tym realnym wzmocnieniem są (później się sprawdzają lub zawodzą), a są tacy, gdzie jakaś metamorfoza na plus rozpatrywana jest raczej w kategorii wielkiego zaskoczenia.

Pojawiły się jednak też solidne wzmocnienia, przynajmniej tak się wydaje. Emana Markovića widziałem podczas meczu z Górnikiem i zaprezentował się bardzo przyzwoicie, strzelił bramkę, był aktywny. Cały czas czekamy na wejście do składu Jesse Boscha, który co prawda w GKS już zadebiutował, ale jeszcze nie wywarł żadnego piętna na grze zespołu. No i transfer niemal last minute – Ilja Szkurin i to wydaje się być wyjściowo kapitalne wzmocnienie. Co prawda w Legii zawodnik zawiódł i tam się go pozbyli – uważam zbyt pochopnie – ale przecież w Stali Mielec ten piłkarz wiązał krawaty. Choć marnował w warszawskim klubie sytuacje na potęgę (także w meczu w Katowicach), to przecież trafiał do siatki w finale Pucharu Polski, w superpucharze, na Nowej Bukowej mimo wszystko również, kiedy to aż uklęknął i schował twarz w dłoniach z ulgi po odblokowaniu i celebrował tym swoją radość.

Doszło też do jednego oczywistego wzmocnienia, które jest sytuacją nieoczywistą. Mianowicie, do GKS… nie trafił Tymoteusz Puchacz. Większości kibiców spadł kamień z serca. Nie wiemy, co do głowy przyszło trenerowi, że chciał mieć w drużynie tego hm… celebrytę. Można mówić o ambicji tego chłopaka, walorach czysto piłkarskich i na siłę unikać jak ognia tego, co sobą prezentuje… generalnie. Człowiek, który swoją „karierę” zbudował na farmazonie i JBL-ach, bo tak naprawdę nigdy się nie wyróżniał niczym poza szybkością. Wielu było w światowej piłce piłkarzy, którzy wydawali się wielkimi odkryciami, bo robili te efektowne sprinty. Tyle, że później okazywało się, że gdy przeciwnicy ich przeczytali, poza szybkością nie mieli nic do zaoferowania.

GieKSa potrzebuje piłkarzy, którzy są poważni i poważnie podchodzą do tego wszystkiego. Trzeba patrzeć na konteksty. To, że Afrykanie przyjeżdżają na Mundialu na mecze i wchodzą na stadion tańcząc i śpiewając to zupełnie inny kulturowo schemat niż w Europie. I tam to pasuje. Tutaj nie. Jeśli jeden piłkarz będzie traktował ten sport tylko jako głównie zabawę i taką czystą radość z życia, to w naszej kulturze to po prostu będzie wyraz braku profesjonalizmu. Nie będzie to „dostrojone” do całości. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że piłkarze mają się nie cieszyć z uprawiania tego sportu, nie czerpać radości z gry, ze zwycięstw, z tego, że być może mają najlepszą pracę świata. Mają się cieszyć, jak najbardziej. Tylko jest różnica pomiędzy tym cieszeniem się i utrzymywanie profesjonalizmu – nie tylko na boisku, ale także poza nim – a zwykłym… pajacowaniem.

Byli tacy pajacujący piłkarze, którzy dobrze się zapowiadali, mieli piłkarsko papiery może nawet na Złotą Piłkę, a skończyli na peryferiach futbolu. Pierwszy do głowy przychodzi taki Mario Balotelli, który przecież talent miał wybitny, ale rozmienił go na drobne swoimi głupotami typu puszczanie fajerwerków w łazience czy wjeżdżanie na teren więzienia dla kobiet.

Może Puszka aż tak spektakularnych ekscesów nie miał, ale te różne celebryckie historie z Julią Wieniawą, wypisywanie do Dody na Instagramie czy jakieś akcje z tym Slow Speedem, czy ja tak się zwie ten osioł (WTF?) to po prostu taka błazenada, że nie przystoi to piłkarzowi czy kandydatowi na piłkarza GieKSy. Wystarczy spojrzeć na takiego Arka Jędrycha, normalny spokojny facet i jako kapitan wzór. I zestawcie go w drużynie z Puszkinem… aaaaa, szkoda gadać. A dziw, że kiedyś grali razem.

W czasach, kiedy jeszcze nie gryzłem się w język (teraz jestem kilka lat dojrzalszy) napisałem zaraz po meczu z Bytovią:

Więc spadaj sobie Puczi „zapierdalać tak jak Kante” do Poznania, bo ostatnio pogwiazdorzyłeś i jeśli nie opanujesz sodówki, to nici z kariery.

Cóż… Przez te sześć lat na farmazonie wycisnął maxa. Szacun. To też jest umiejętność. Ale prawda gwiazdorzenia prędzej czy później wychodzi.

Puchacz był jedną z twarzy spadku do drugiej ligi. Ktoś powie, że Arkadiusz Jędrych i Adrian Błąd też byli. No byli – i nawet sam miałem zdanie, że z tymi zawodnikami wiele nie osiągniemy i powinni odejść. Ale zostali w GieKSie przez tyle lat i awansowali – do pierwszej ligi i do ekstraklasy. I jakkolwiek dalej uważam, że od czasu, kiedy na GieKSie się udzielam, czyli przez te 20 lat większość moich przewidywań się sprawdzała, to tutaj akurat nie. Co do Arka i Adriana mogę powiedzieć jedynie – sorry panowie, pomyliłem się.

Nie sądzę, że cokolwiek takiego mogłoby się przydarzyć przy Tymoteuszu. Choć mimo wszystko mu tego życzę, bo ciągle chłopak jest młody, ma 26 lat i jeśli rzeczywiście by się ogarnął, to coś jeszcze może w tę piłkę pograć. Nie na najwyższym poziomie, ale jakiś klub z ekstraklasy może go przygarnąć.

Podsumowując więc – bo już dajmy spokój Puchaczowi – to naprawdę świetna wiadomość, że do nas nie trafił. Nie wiem, co tam się podziało, czy GieKSę wyd… wymanewrował, ale sama ta historia z wysypaniem się jego transferu przecież do niego bardzo pasuje. Niech się kopie po czołach z Azerami, krzyżyk na drogę i obyśmy już nigdy więcej nie mieli pomysłów ściągania takich „gwiazdorów” do naszego klubu. Bądźmy poważni.

Napisałem wcześniej, że mecz z Górnikiem, sparing sparingiem… Niestety wydarzyła się rzecz, której najmniej byśmy chcieli. Aleksander Paluszek zerwał więzadła w kolanie i na wiele miesięcy z jego gry będą nici. Jak to dobrze ktoś napisał – szkoda, że zagrał z Radomiakiem, bo tylko narobił nadziei… To prawda, debiut zawodnika w katowickich barwach był bardzo obiecujący. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za zawodnika i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Niestety w związku z tym skomplikowała się nasza sytuacja w obronie. Nie pozyskaliśmy dodatkowego obrońcy i GieKSa będzie musiała rzeźbić w tym, co ma. Póki co nasza defensywa nie spisuje się dobrze w lidze, tracimy mnóstwo bramek, a ostatni mecz na zero z tyłu rozegraliśmy prawie pięć miesięcy temu. Jeśli chcemy się utrzymać i punktować w lidze, ten aspekt musi być poprawiony. Nie zawsze bowiem będziemy strzelać cztery gole, jak z Arką, i trzy – jak z Radomiakiem. Tak więc Arek Jędrych, Marten Kuusk, Lukas Klemenz i Alan Czerwiński będą musieli wziąć tę odpowiedzialność i praktycznie w tym kwartecie zamykają się nasze możliwości. Problem się pojawi, gdy przyjdą kartki czy nawet drobne urazy. Choć Bartek Jaroszek to fajny chłop, ratowanie się nim będzie aktem desperacji. Ale pozdro Bartek 😉

Jutro czeka nas starcie z Lechią Gdańsk. Wyjazdy, ach te nieszczęsne wyjazdy. Mamy z nimi potężny problem i to nie od dziś. Choć w tym roku katowiczanie wygrali przecież w Częstochowie, Wrocławiu czy Gdańsku właśnie, to seria czterech porażek z rzędu na wiosnę czy trzech w obecnym sezonie jest niepokojąca. Dodatkowo przyglądając się tym spotkaniom – w większości GKS nie miał czego szukać. Patrząc jeszcze na wiosnę, najlepszy był mecz z Motorem, ale pozostałe przegrane to była lipa. Teraz bardzo słabe występy w Łodzi i Zabrzu, niezły w Warszawie. To za mało. Trener na konferencji po Górniku mówił o tym, że możliwa jest jakaś zmiana, jeśli chodzi o delegacje. Na czym będzie ona polegać – zobaczymy.

Nadal wielkim problemem są też bramki tracące w końcówkach połów. Od tych pięciu miesięcy w dwunastu meczach GKS stracił trzynaście bramek w ostatnich pięciu minutach pierwszej lub drugiej połowy. I z Radomiakiem tak było, a gdyby sędzia uznał gola w końcówce meczu – mielibyśmy tego jeszcze więcej. Fatalna statystyka i ja naprawdę łapię się na tym, że marzę, żebyśmy w pierwszej połowie dociągnęli choćby do 0:0. W obecnym sezonie udało się to tylko raz – w pierwszej kolejce.

Lechia to nie będzie łatwy przeciwnik, ale nie jest to rywal nie do ogrania. Co prawda słynął z tego, że strzelał i tracił mnóstwo bramek, ale ostatnio się to trochę zmniejszyło. Bo ultrabezbarwnym i nudnym meczu Lechiści pokonali w derbach Arkę 1:0, a w Białymstoku przegrali 0:2. A wiemy, że wcześniej dostali oklep w Lubinie 2:6. Można więc tej ekipie strzelać bramki, zresztą GKS w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu trafił w Gdańsku trzy razy, natomiast jak uruchomi się Bobcek z Wiunnykiem, to naprawdę trzeba się mieć na baczności i nasza obrona musi być zwarta i zwrotna.

Mecz z Radomiakiem był epicki. Pod kątem emocji to było jedno z najlepszych spotkań od wielu lat, niektórzy kibice musieli do siebie dochodzić po nim przez kilka dni. Dużo dało to jednak pozytywnej adrenaliny i nakręcania się na dalsze losy naszego zespołu.

Jednak kochani – Lechia jest dopiero jutro. Teraz i dzisiaj najważniejszy jest inny mecz GieKSy. Wszyscy o 18:00 trzymamy kciuki za dziewczyny w boju z Twente Enschede. Dajcie z siebie Dziołszki wszystko, żeby przed rewanżem mieć jak najlepszą sytuację wyjściową!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Ilja Szkurin w GieKSie!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ilja Szkurin został nowym zawodnikiem GKS Katowice. Napastnik będzie występować w klubie przez trzy kolejne sezony, a umowa zawiera opcję przedłużenia kontraktu. 26-letni Białorusin reprezentował do tej pory Legię Warszawa. 

Szkurin w przeszłości występował między innymi w CSKA Moskwa, Dynamo Kijów, Hapolel Petah Tikawa. Udane występy w tym ostatnim klubie zaowocowały transferem do Stali Mielec. W sezonie 2023/24 zdobył 16 bramek i został wicekrólem strzelców Ekstraklasy. W trakcie kolejnej kampanii, w lutym bieżącego roku, został kupiony przez Legię Warszawa. W ostatnim sezonie Ekstraklasy Szkurin wystąpił w 33 spotkaniach (20 w Stali Mielec i 13 w Legii Warszawa) i strzelił 7 bramek (odpowiednio: 5 i 2). Do tego dołożył dwa trafienia w Pucharze Polski dla Legii, w tym jedno w finale. W trwającym sezonie wystąpił w 9 meczach (3 Ekstraklasa, 4 Liga Europy, 1 Liga Konferencji i 1 Superpuchar Polski), w których zdobył jedną bramkę – w finale Superpucharu Polski, dając tym samym Legii kolejne trofeum. 

Życzymy powodzenia w naszych barwach!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga