Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka Szachy

Multisekcyjny przegląd doniesień mass mediów: Piotr Hain: Nie ma się do czego przyczepić

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy.

W drugiej kolejce Ekstraligi Kobiet piłkarki GieKSy wygrały w meczu wyjazdowym z KKP Bydgoszcz 2:1 (1:1). Piłkarze rozegrali dwa spotkania, w pierwszym z nich GKS zremisował z Sandecją 0:0, w drugim wygraliz Zagłębiem Sosnowiec 3:2 (0:2). Prasówkę po tych meczach znajdziecie odpowiednio TUTAJ i TUTAJ.

Siatkarze przygotowują się startu sezonu 2021/22.

Hokeiści rozegrali sparing z drużyną Zagłębia Sosnowiec, w którym przegrali 2:4.

PKN Orlen został sponsorem szachisty grającego w barwach GieKSy Jana Krzysztofa Dudy.

 

PIŁKA NOŻNA

sportisfc.com – Relacja z meczu Sportis KKP Bydgoszcz – GKS Katowice

W 2. kolejce ekstraligi Sportis KKP Bydgoszcz przegrał przed własną publicznością z GKS Katowice 1:2 (1:1). Podopieczne trenera Adama Górala rozegrały zdecydowanie lepsze spotkanie niż przez tygodniem z Tarnovią Tarnów, imponowały sercem do walki i determinacją. Niestety, to nie wystarczyło, by zapunktować w starciu z silną ekipą z Górnego Śląska.

Piłkarki Sportis KKP ponownie bardzo źle weszły w mecz. Już w 4. minucie piłkę z lewej strony pola karnego otrzymała Klaudia Maciążka, minęła Wiktorię Bagińską i pewnym uderzeniem pokonała Natalię Piątek. W 10. minucie przyjezdne były bliskie podwyższenia prowadzenia, lecz w pojedynku sam na sam z Amelią Bińkowską lepsza okazała się Natalia Piątek. Mimo dominacji Gieksy zawodniczki Sportis KKP nieustannie głośno mobilizowane przez trenera Górala nie zamierzały zwieszać głów i w 20 minucie ich starania zostały wynagrodzone. W 20 minucie skuteczną dobitką strzału Pauliny Oleksiak popisała się Aleksandra Stasiak i mieliśmy 1:1.

Bez wątpienia duży wpływ na końcowy rezultat miało wydarzenie z 28 minuty meczu, a mianowicie druga żółta i w konsekwencji czerwona kartka dla Martyny Boguszyńskiej. Gra przez niemal godzinę w dziesiątkę przeciwko dobrze przygotowanej fizycznie ekipie z Katowic nie była łatwą sztuką. Bydgoszczanki jednak nie załamały się i toczyły zacięty bój z szóstą ekipą poprzedniego sezonu ekstraligi. Przewagę w liczbie oddanych strzałów celnych (8:3) czy posiadaniu piłki (65% – 35%) posiadały co prawda katowiczanki, ale Sportis KKP miał z kolei czujną defensywę i bardzo dobrze dysponowaną Natalię Piątek w bramce. W 64 minucie nowa golkiperka drużyny z Bydgoszczy nie miała jednak nic do powiedzenia przy potężnym uderzeniu sprzed pola karnego Kasandry Parczewskiej.

Ambitne bydgoszczanki do końca walczyły o korzystny rezultat, podejmując próby sforsowania dobrze spisującej się defensywy GKS-u. Jedną z takich prób podjęła w 77 minucie Aleksandra Stasiak, lecz nie zdołała oddać strzału, ponieważ została popchnięta w polu karnym przez Alicję Dyguś. Gwizdek pani Emilii Szymuli jednak milczał. Po dwóch minutach GKS odpowiedział główką Weroniki Kłody obronioną przez Piątek. W doliczonym czasie gry próbę sprawdzenia bramkarki gości Weroniki Klimek podjęła jeszcze Agata Stępień, ale jej strzał głową oddany był ze zbyt dużej odległości i nie mógł sprawić problemów doświadczonej golkiperce.

 

pomorska.pl – Sportis KKP Bydgoszcz dzielnie walczył z GKS Katowice

Piłkarki znad Brdy przegrały na własnym stadionie 1:2 (1:1) w meczu 2. kolejki Ekstraligi. Gole: Aleksandra Stasiak (20.) – Klaudia Maciążka (4.), Kasandra Parczewska (64.). Bydgoszczanki od 28. minuty grały w osłabieniu po czerwonej kartce dla Martyny Boguszyńskiej.

 

sportdziennik.com – Coś zostało zrozumiane

Chyba wszyscy przez ten okres, odkąd wróciłem do GKS-u, w jakiś sposób się dogadaliśmy i uznaliśmy, że coś trzeba zmienić; że na Bukowej nie mogą być tylko negatywne emocje – trener Rafał Górak dzieli się wrażeniami ze zwycięskiego klasyku z Zagłębiem, gratulując też kibicom.

Świetna gra, niosące drużynę trybuny, a w konsekwencji odrobienie z nawiązką dwubramkowej straty i 3 punkty. Na taki mecz, jak z Zagłębiem Sosnowiec (3:2), czekano w Katowicach długo. GieKSa chwalona już za poprzednie występy, jakościowy futbol udokumentowała w niedzielę pierwszym zwycięstwem po powrocie na zaplecze ekstraklasy. Nikt nie musi już liczyć jej spotkań bez wygranej…

– Różne rzeczy ludzie wyliczają. Czytałem nawet o trzech latach – mówi trener [Rafał Górak], jakby nawiązując do tego, o czym przypominał „Sport” – że poprzednie zwycięstwo przy Bukowej w I lidze miało miejsce dawno temu, w sierpniu 2018 roku z Wigrami Suwałki. Potem była fatalna seria skutkująca spadkiem i dwuletnim pobycie w II lidze, a po wydostaniu się z niej pierwsze trzy domowe występy katowiczan kończyły się remisami – z Resovią, Podbeskidziem i Sandecją.

– Gdy dorobi się historię, to kurczę, można nieraz spaść z krzesła i potem ciężko jest wstać. Ale nie, spokojnie! Przecież myśmy tu grali dobre mecze. Uczymy się tej ligi. Jesteśmy beniaminkiem, mamy swój plan na ten sezon. Chcemy działać, pomagać młodym ludziom, jak Filip Szymczak, który otrzymał powołanie do reprezentacji Polski, a przeciw Zagłębiu zagrał dobry mecz.

Pomogli też ludzie wchodzący z ławki. Ta drużyna się buduje, uczy. Rozwijamy się, chcemy zdobywać punkty. To jest dla nas naprawdę bardzo trudna liga. To nie są byle jakie, z byle jakimi przeciwnikami. Nie opowiadajmy, że tu jest słaby poziom. W niedzielę widzieliśmy na boisku kawał piłki – przekonuje szkoleniowiec GieKSy.

[…] – Nie uważam, byśmy grali w pierwszej połowie źle. Trochę wytrąciła nas z rytmu sytuacja z rzutem karnym. Byłem przekonany, że chodzi o to, czy piłka przekroczyła całym obwodem linię. Nie zdawałem sobie sprawy, że „varowane” jest oderwanie nóg Dawida Kudły od linii. Ale nie sądzę, że ktoś ma złe zamiary. Skoro sędziowie uznali, że karny jest do powtórki, to ja to rozumiem. Uważam, że do tego momentu mieliśmy optyczną przewagę, byliśmy zespołem ciut lepszym.

[…] Przy Bukowej czuć po powrocie do I ligi inny klimat. Nie jest tak, jak podczas poprzedniego wieloletniego pobytu zespołu na tym poziomie rozgrywkowym. Nadzieja na awans do ekstraklasy nie przysłania nikomu rzeczywistości, nie zaczadza umysłu, a tracone gole czy nieukładające się mecze nie powodują, że z ust kibiców wylewają się wiadra frustracji. To być może z jednej strony ich mądrość, ale chyba bardziej sukces drużyny budowanej przez trenera Góraka i dyrektora Roberta Góralczyka, która na taki kredyt zaufania w II lidze zapracowała.

– Chyba wszyscy przez ten okres, odkąd wróciłem do GKS-u, w jakiś sposób się dogadaliśmy. Wszyscy zrozumieliśmy, że coś trzeba zmienić. Że na Bukowej nie mogą być tylko negatywne emocje. Że musi być też pozytywnie, nawet kiedy przegrywa się 0:2 i to z takim rywalem, jak w niedzielę, a wiadomo, że o „świętej wojnie” to i opowiadano legendy. Ale coś zmieniło się. Tak jak powiedział to Filip Szymczak – po przerwie drużyna została przywitana brawami. To nie wszędzie się dzieje.

Gratuluję tym ludziom. Widać, że ich „mental” też się zmienia. Wszyscy potrzebujemy zwycięstw, chcemy uczyć się tego zwyciężania. To są właśnie takie kroki! Gdybyśmy po przerwie zostali wygwizdani, to nie wiem, czy bylibyśmy w stanie się podnieść. Zawodnicy wyszli z szatni, poczuli wsparcie. Dwunasty zawodnik jest w tej materii naprawdę bardzo istotny – uderza w emocjonalne tony trener GieKSy.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Piotr Hain: Nie ma się do czego przyczepić

GKS Katowice od początku sierpnia przygotowuje się do nadchodzącego sezonu PlusLigi. W składzie dziewiątej ekipy minionej edycji rozgrywek zaszły znaczące zmiany. Jedną z nowych twarzy jest środkowy Piotr Hain.

– Byłem w pełni przygotowany na to, co zastanę i mogę wypowiadać się o klubie w samych superlatywach – przyznał siatkarz.

[…] – Jeżeli chodzi o pierwsze tygodnie, pracujemy naprawdę dobrze i nie ma się do czego przyczepić – przyznał Piotr Hain, środkowy GKS-u.

[…] – Organizacja w klubie jest taka, jaka powinna być i nikomu niczego nie brakuje. Pozostaje spokojnie trenować i czekać na chłopaków, którzy mają za jakiś czas dołączyć do naszego składu. Staramy się wykorzystać w stu procentach nasze aktualne możliwości kadrowe – zaznaczył Hain. GKS przygotowuje się póki co bez rozgrywającego Micah Ma’a oraz przyjmującego Tomasa Rousseaux, którzy są na zgrupowaniach reprezentacji. – Wielu moich kolegów z boiska występowało w GKS-ie i wielokrotnie podkreślali, że mieli tutaj dobre warunki do trenowania i życia, dlatego byłem w pełni przygotowany na to, co zastanę i mogę wypowiadać się o klubie w samych superlatywach – dodał środkowy.

GKS zakończył sezon 2020/2021 w PlusLidze na dziewiątym miejscu. W jego szeregach po zakończeniu minionego sezonu pozostało pięciu zawodników. Nie zmienił się również pierwszy trener, którym wciąż jest Grzegorz Słaby.

– Formowanie się drużyny z wieloma nowymi zawodnikami wychodzi zawsze „w praniu”, do tego musi dojść element presji i walki o właściwy wynik na tablicy. Takie momenty zwykle pokazują, kto jest w stanie dźwignąć ciężar odpowiedzialności i wziąć go na swoje barki. Na treningach panuje dobra atmosfera, nie ma tutaj osób zbyt pewnych siebie i noszących zbyt wysoko głowę, tylko jest solidna praca i dobre nastroje. Poczekajmy na właściwy sezon, wtedy będziemy wiedzieć więcej – zakończył Piotr Hain. Pierwszym rywalem katowiczan w nadchodzącej edycji rozgrywek będzie Trefl Gdańsk, z którym zmierzą się we własnej hali 2 października.

 

HOKEJ

hokej.net – Zabrakło detali

GKS Katowice zajął trzecie miejsce w turnieju zorganizowanym z okazji 75. rocznicy powstania Klubu Sportowego Unia Oświęcim. – Mogliśmy wygrać wszystkie trzy mecze, ale w naszej grze zabrakło detali – ocenił Bartosz Fraszko, jeden z liderów GieKSy.

Podopieczni Jacka Płachty w swoim pierwszym meczu przegrali po rzutach karnych z GKS-em Tychy 3:4, później ulegli Re-Plast Unii 1:4, a w ostatnim meczu pokonali JKH GKS Jastrzębie 2:1.

– Jeśli chodzi o nasz ogólny występ, to wiadomo, że mogło być lepiej. Oczywiście są to mecze sparingowe, ale chcieliśmy je wygrać. Cieszymy się, że ten ostatni mecz był dla nas zwycięski – zaznaczył 25-letni skrzydłowy.

– Fajnie, że udało się zorganizować taki turniej i mieliśmy okazję zmierzyć się w nim z ligową czołówką. Warunki były ciężkie, bo naprawdę nie jest łatwo rozegrać trzy spotkania w ciągu trzech dni – dodał „Fracho”.

Katowiczanie otrzymali od trenera dwa dni wolnego. Później wracają do ciężkiej pracy.

– Liga za pasem, więc trzeba mocniej potrenować. Im ciężej będziemy teraz pracować, tym w sezonie będzie łatwiej – zakończył Bartosz Fraszko.

 

Zagłębie lepsze od „GieKSy”. Hat-trick Wasiljewa

Hokeiści Zagłębia Sosnowiec pokonali w piątkowy wieczór na Jantorze GKS Katowice 4:2. Decydującą o losach spotkania była trzecia tercja w której goście wygrali 3:0. Hat-trickiem popisał się Aleksandr Wasiljew, który był zmorą hokeistów z Katowic.

O końcowym wyniku dzisiejszego spotkania zadecydowała głównie trzecia tercja, którą sosnowiczanie wygrali 3:0. Jako pierwsi do siatki rywala trafili jednak gospodarze, a grę z przewagą jednego zawodnika w szóstej minucie meczu wykorzystał Szymon Mularczyk. W 18 minucie „GieKSa” prowadziła już dwoma bramkami, a Michała Czernika z bliska pokonał Mateusz Bepierszcz. Warto odnotować, że w danym momencie sosnowiczanie ponownie grali w osłabieniu. Dystans do rywala jeszcze w premierowej odsłonie zmniejszył Aleksandr Wasiljew, który w liczebnej przewadze wpakował krążek do bramki obok Macieja Miarki.

W drugiej tercji podopieczni Grzegorza Klicha mogli doprowadzić do wyrównania jednak Kamil Sikora nie zdołał wykorzystać rzutu karnego. Dużo większa precyzją popisał się za to w 47 minucie pojedynku ponownie Wasiljew, który strzałem z nadgarstka doprowadził do remisu.

Zagłębie po raz pierwszy w dzisiejszym spotkaniu wyszło na prowadzenie na niecałe dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry. Wtedy właśnie bramkę w liczebnym osłabieniu zdobył Jarosław Rzeszutko. Wynik meczu strzałem do pustej bramki ustalił ponownie Wasiljew, który z połowy lodowiska posłał krążek do siatki. Tym samym rosyjski napastnik w dzisiejszym pojedynku zanotował hat-tricka.

 

Bepierszcz: Trener przykłada bardzo dużą wagę do kwestii taktycznych

GKS Katowice przegrał sparingowe starcie z Zagłębiem Sosnowiec 2:4. Trener Jacek Płachta musiał zestawić skład bez ośmiu czołowych zawodników, którzy przebywają na zgrupowaniu reprezentacji Polski.

Na turniej kwalifikacyjny do Bratysławy zostali powołani bramkarz John Murray, dwóch obrońców Patryk Wajda i Jakub Wanacki, a także pięciu napastników Bartosz Fraszko Patryk Krężołek, Mateusz Michalski, Grzegorz Pasiut i Patryk Wronka.

W piątkowym meczu ze sosnowiczanami sztab szkoleniowy miał do dyspozycji 16 zawodników z pola.

– Brakowało nam kluczowych zawodników, ale nie możemy patrzeć tylko na to. Mieliśmy trzy pełne piątki z młodymi zawodnikami i przez dłuższy czas ten mecz był pod naszą kontrolą, ale niestety po naszych głupich błędach dostaliśmy bramkę na 3:2 dla rywala, a potem jeszcze jednego gola na pustą bramkę – wyjaśnił Mateusz Bepierszcz.

30-letni skrzydłowy zaznaczył też, że wyniku spotkania nie można zrzucić wyłącznie na brak sił. W jego opinii zespołowi zabrakło właściwego podejścia.

– Graliśmy sporo minut w osłabieniu, co nie pomagało nam przy wąskiej kadrze meczowej i ostatecznie straciliśmy niepotrzebnie bramki, choć mieliśmy szansę wygrać cały mecz – analizował wychowanek warszawskiej Legii.

GieKSa cały czas pracuje nad taktyką, a trener Jacek Płachta dba o każdy szczegół.

– Trener przykłada bardzo dużą wagę do kwestii taktycznych, na przykład do właściwego ustawienia forechecku, wyjścia z tercji czy poszczególnych formacji. Nie ma „spiny” na konkretny wynik, trenera przede wszystkim interesuje to, jak spełniamy nasze założenia w sparingach – zakończył Mateusz Bepierszcz.

 

SZACHY

wirtualnemedia.pl – Jan-Krzysztof Duda ze wsparciem od Orlenu

Polski arcymistrz szachowy Jan Jan-Krzysztof Duda dołączył do grona sportowców wspieranych przez PKN Orlen.

Jan-Krzysztof Duda niedawno odniósł swój największy życiowy sukces. Po pokonaniu mistrza świata Magnusa Carlsena, jako pierwszy Polak w historii, zatriumfował w Pucharze Świata. Podczas nadchodzących zawodów w Ustroniu szachista rywalizować będzie już w barwach Grupy Sportowej Orlen. – Cieszę się, że dołączam do Grupy Sportowej Orlen. Wierzę, że dzięki wsparciu stabilnego sponsora, jakim jest PKN ON, będę mógł konsekwentnie budować swoją karierę, osiągając kolejne sukcesy. Współpraca w ramach jednej grupy z ikonami polskiego sportu, na przykład z Anitą Włodarczyk i Marią Andrejczyk, to dla mnie szansa na zdobywanie kolejnych ważnych doświadczeń, które jeszcze bardziej pomogą mi rozwijać się sportowo – mówi Jan-Krzysztof Duda, zawodnik Grupy Sportowej Orlen.

Pierwszy występ Jana-Krzysztofa Dudy w barwach Grupy Sportowej Orlen odbędzie się podczas festiwalu szachowego w Ustroniu. Dzięki zwycięstwu w Pucharze Świata naszego arcymistrza czeka też udział w przyszłorocznym Turnieju Kandydatów, którego triumfator będzie pretendentem w walce o tytuł mistrza świata.

Jan-Krzysztof Duda gra w szachy od piątego roku życia. Na swoim koncie ma ponad sto wygranych turniejów. W wieku 10 lat został szachowym mistrzem świata, natomiast tuż po 15. urodzinach zdobył tytuł arcymistrza.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Balon de GieKS’or

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tak, tak, Shellu wrócił do działalności redakcyjnej rok temu i faktom nie da się zaprzeczyć. Mianowicie od tego czasu byłem na 17 meczach wyjazdowych. Bilans: 3-1-13. Z różnych powodów nie zawitałem na czterech meczach w delegacji. Bilans: 3-0-1. Niech to szlag!

Miejmy więc te heheszki, że Shellu przynosi pecha za sobą. Pośmialiśmy się, fajnie. Teraz przejdźmy do rzeczy poważnych.

To co oglądamy w tym sezonie na wyjeździe, to co widzieliśmy wczoraj w Gdańsku, to jest jakiś jeden wielki koszmar. W zasadzie nawet nie wiem, co pisać, bo jestem zażenowany. Przede wszystkim dysproporcją pomiędzy meczami u siebie i na wyjeździe. Dysproporcja, w której GieKSa u siebie od przerwy meczu z Zagłębiem walczy, gra agresywnie, zmiata tego przeciwnika i nawet jeśli pojawiają się błędy w defensywie, to nadrabiamy grą ofensywną i strzelanymi bramkami. Na wyjazdach nie ma ani ofensywy, ani defensywny. Jest jedno wielkie nic.

Mecz z Lechią został oddany. Nie mam na myśli, że bez walki, choć tej determinacji mogło być zdecydowanie więcej. Ale został oddany bez jakichkolwiek atutów piłkarskich. Był to absolutnie beznadziejny mecz, który jakby potrwał drugie 90 minut, to GKS i tak by bramki nie strzelił. Nie da się strzelić gola, gdy nie potrafi się stworzyć dogodnej sytuacji do zdobycia bramki. Bramkarz Lechii Paulsen został zatrudniony w zasadzie tylko przy strzale dystansu Nowaka. I kilka razy wyłapał, względnie wypiąstkował piłkę po bardzo słabych dośrodkowaniach. Najlepszą akcję katowiczanie przeprowadzili wtedy, gdy Galan wypuścił Nowaka, ten zrobił zwód i uderzał, ale został zablokowany. Poza tym – nie było nic.

Strasznie się na to patrzyło. Na pierwszą połowę nasz zespół nie dojechał w ogóle. Tam to nawet i tej determinacji nie było widocznej. I myślę, że raz na zawsze warto między bajki z mchu i paproci włożyć krążące w piłce historię o tym, jak to jest ciężko, gdy gra się co trzy dni. Tym razem bowiem były dwa tygodnie przerwy i w żaden sposób nie wpłynęło to pozytywnie na zespół. Katowiczanie byli ospali, bez pomysłu, bez widocznej chęci przyciśnięcia przeciwnika.

Zawsze na meczach posiłkuję się transmisją z Canal+, czy to odpalając na laptopie i oglądając powtórki, czy zapuszczając żurawia w monitory komentatorów stacji, tym razem Bartosza Glenia i Michała Żyro (na monitorach zawsze jest od razu, nie trzeba czekać „poślizgu”). Gdy około 36. minut zobaczyłem, że GKS nie oddał nawet jednego strzałów, choćby niecelnego, nie mogłem uwierzyć. Oto gramy z najsłabszą obroną w lidze, której Zagłębie Leszka Ojrzyńskiego potrafi wklupać sześć bramek, a my nie potrafimy choćby postraszyć bramkarza gospodarzy. Po prostu koszmar. Na koniec połowy był już jeden celny strzał o xG… 0,01. Ja bym to jeszcze na części tysięczne rozłożył, żeby zobaczyć, czy nie było to 0,001. Natomiast sytuację, w której Galan zagrał – co by nie mówić – kapitalną piłkę do Wasyla, a Wasyl zamiast albo przyjąć i strzelić, albo poczekać, albo zrobić cokolwiek innego, odgrywał z pierwszej do tyłu, do nikogo, zakwalifikowałbym jako ujemne xG. No, po prostu tak nie można.

Mimo wszystko coś tam w końcówce pierwszej połowy leciutko zaczęło się dziać i dawało to jakąś nadzieję na grę po przerwie. I rzeczywiście, GKS miał dużo więcej posiadania piłki w drugiej części gry. Z 52-48 dla Lechii w pierwszej połowie, cały mecz skończyliśmy z bilansem 58-42 na korzyść GKS, czyli po przerwie GKS musiał mieć piłkę przez 68 procent czasu. I choć na koniec meczu to xG było już na poziomie 0,76, to nadal bardzo słabo. Nie mieliśmy groźnych sytuacji.

Zapytałem trenera na konferencji o kwestię braku prostoty w grze, tylko zbyt dużego kombinowania. Trener zaprzeczył mówiąc, że w tym spotkaniu było być może najwięcej dośrodkowań w całym sezonie, bo około czterdziestu i chodzi o jakość. Nie doprecyzowałem, więc doprecyzuję teraz – bardziej chodzi mi o sytuacje, w których naprawdę można już próbować oddać strzał, czy może nawet trochę popróbować zrobić coś na aferę, jakieś zamieszanie itd. A my kombinujemy, tak jak wspomniany Wasyl, tak jak Bartek Nowak w jednej sytuacji, gdzie się wygonił i został zablokowany. Kilka takich sytuacji by się jeszcze znalazło. Natomiast faktem jest, tak jak stwierdził szkoleniowiec, że chodzi też o samą jakość dośrodkowań, a ta była bardzo słaba. Nawet komentatorzy określili centry GieKSy jako „baloniaste”. Golkiper gospodarzy nie miał z reguły z nimi problemów, a jak kilka razy nasi zawodnicy doszli do główki, to po prostu odbili piłkę gdzieś do góry czy nie wiadomo gdzie. Zagrożenia żadnego. Po francusku i hiszpańsku piłka to „balon”. Piłkarze GKS za bardzo chyba wzięli sobie to do serca.

Piszę o tej aferce, bo GKS potrafi taką grać. Ja wiem, że Jacek Gmoch kiedyś chciał zmatematyzować piłkę i dziś wielu szkoleniowców to robi – to znaczy chcą jak najmniej pozostawić przypadkowi. I ja to rozumiem. Natomiast wydaje się, że potrzebny jest w tym wszystkim balans, po ostatecznie piłka to taki kulisty przedmiot, który w dużej prędkości zachowuje się nieprzewidywalnie, gdy napotka na przeszkodę taką, czy owaką – tu się odbije, tu podskoczy, tu zakręci i po prostu trzeba mieć refleks i dołożyć nogę. Przecież strzelaliśmy takie bramki – Marten Kuusk w poprzednim sezonie z Cracovią czy Lukas Klemenz niedawno z Arką. Więc i to GKS potrafi.

Jeśli miałbym wyróżnić jakiegokolwiek zawodnika w tym meczu, to pewnie postawiłbym na Galana, choć widząc po opiniach kibiców, moglibyśmy się w tych opiniach rozminąć. Ale Borja coś tam próbował i zagrał dwie bardzo dobre piłki w pole karne. Poza tym mizeria i raczej kilku bohaterów negatywnych.

Trener pokombinował ze składem, więc mogliśmy obejrzeć zaskakujące zestawienie. Jak przyznał na konferencji, zmasakrowani po wyjazdach na reprezentacje byli Kuusk i Kowalczyk. Tego pierwszego zabrakło nawet na ławce, Mateusz wszedł w drugiej połowie. I okej, może podróż z Armenii, może kadra, ale kurka wodna, tak przegrać pojedynek biegowy z Meną, który grał od początku. Nie godzi się.

I znów ta cholerna bramka w końcówce. Znów zapytam – ileż można? I mam gdzieś, że to kontra wynikająca z odkrycia się. Bramka to bramka. Z jednej strony nie pozwalamy Kudle polecieć w pole karne przeciwnika w 107. minucie meczu, z drugiej dajemy sobie w taki sposób wbić bramkę. W siódmym meczu z rzędu tracimy gola w końcówce połowy. W tym sezonie to już dziesięć (!) takich goli. A w ostatnich szesnastu meczach – szesnaście!

A’propos Camilo Meny – po meczu, gdy wychodziliśmy ze stadionu, wychodził też Kolumbijczyk, więc stwierdziłem, że to idealna okazja podziękować mu za gola z Arką Gdynia, który dał naszemu klubowi możliwość walki o awans do ekstraklasy w maju rok temu. Co uczyniłem. Camilo był zdziwiony, dlaczego jakiś gość dziękuje mu za tego akurat gola, gdy przecież przed chwilą strzelił. Ale wyjaśniłem mu wszystko, tak więc w imieniu kibiców GieKSy osobiste podziękowania zostały złożone. Dzięki Camilo!

Wracając do składu. W miejsce Kuuska na boisku pojawił się po raz pierwszy od wielu miesięcy Grzegorz Rogala. Kibice łapali się za głowy, ale myślałem sobie – dajmy mu szansę. Po meczu mam taką myśl, która by mi jeszcze niedawno do głowy nie przyszła… królestwo za Klemenza! Rozumiem brak ogrania, ale na Boga – czy to przeszkadza w tym, żeby prosto i mocno kopnąć piłkę? Zawodnik udzielał się w ofensywie, ale kopał tak, jakby to była piłka lekarska, względnie nie jadł śniadania, ni obiadu. I po takiej dwukrotnej próbie kopnięcia piłki, została ona wybita i padła pierwsza bramka.

No i z bólem serca muszę też powiedzieć, że Dawid Kudła w tym sezonie nie pomaga. Absolutnie. Nie wybronił żadnego meczu, nie jest pewnym punktem, a ta bramka obciąża go strasznie. To nie jest zły bramkarz, ale jeśli nie poprawi się w najbliższym czasie, to nie zdziwię się, jeśli trener postawi na Rafała Strączka. W pucharowym meczu z Wisłą na pewno. Ale też w lidze. Mimo wszystko jestem fanem Dawida i mam nadzieję, że się ogarnie i wróci do formy z poprzedniego sezonu.

Zagrali Milewski i Bosch, i z ich gry nic kompletnie nie wynikało. Sebastian generalnie niewiele wnosi do zespołu, jedynie raz na jakiś czas zagra dobry mecz. Jesse na razie wystąpił w Zabrzu i w Gdańsku i na razie cienizna totalna.

Adam Zrelak niewidzialny, podobnie jak Ilja Szkurin, który wszedł w drugiej połowie, choć Białorusin wypadł minimalnie lepiej niż Słowak, coś tam próbował powalczyć. Ale bez efektu.

Wprowadzony na boisko w drugiej połowie Adrian Błąd też już młodszy nie będzie. Z całym szacunkiem – także za poprzedni sezon, gdzie dawał radę, w tym zawodnik już piłkarsko po prostu nie pomaga. Kompletnie.

Reszta nie dała po prostu nic dobrego zespołowi i jako całość, zagraliśmy po prostu ultra beznadziejne zawody. Wiadomo też, że była przerwa z powodu zadymienia, ale psychologicznie, gdy sędzia pokazał doliczonych 16 minut, to powinniśmy natrzeć na tego rywala i po prostu go stłamsić. I trochę tej aferki zrobić, tak jak Wszołek z Jędzą zrobili nam w Warszawie. Oczywiście jakościowo – z idealną centrą i strzałem.

0-0-4, bramki 1:11. Bilans na wyjazdach tragiczny. Problem w tym, że ten bilans jest adekwatny do gry. W Łodzi było po prostu słabo, na Legii całkiem nieźle, za to na Górniku i Lechii totalnie beznadziejnie i dramatycznie. Jeśli trener chciał coś zmienić na wyjazdach, to na razie efektów nie ma. Jest tak samo źle jak było. Natomiast swoją drogą piłkarze muszą się ogarnąć, bo to naprawdę niemożliwe, że u siebie można, a na wyjeździe nie można. Nie wiem, może mówcie sobie do lustra przed wyjazdami: „O, ale fajnie, znów gramy na Nowej Bukowej, znów gramy na Arenie Katowice”. Taką mini ściemkę róbcie, żeby wydawało wam się, że gracie u siebie. Nie wiem.

W każdym razie znów robi się nieciekawie. My przegrywamy bezdyskusyjnie z Lechią, a takie Zagłębie jedzie do Poznania i wygrywa. Musimy jak ognia pilnować tej bezpiecznej strefy. A łatwo przecież nie będzie, bo zaraz czeka nas mecz z obecnie drugą i pierwszą drużyną w tabeli. Jeśli nie wygramy choćby jednego z tych dwóch meczów – będzie gorąco.

Niezależnie od tego i tej całej krytyki – będę powtarzał – wspieramy! Będę powtarzał, że ta drużyna zasłużyła już nieraz na to, by ją wspierać w trudnym momencie. Dali nam ekstraklasę, to teraz zróbmy wszystko – także my, jako kibice – żeby tę ekstraklasę utrzymać. Wszyscy na Cracovię!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu z Lechią

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mecz w Gdańsku to już historia. Przegraliśmy sromotnie i nie ma co do tego wracać, chyba że w celach „wyciągania wniosków”. Miejmy nadzieję, że drużyna to zrobi. Jak wyglądał wyjazd okiem redakcji, przeczytacie w poniższym artykule. A w piątek – Cracovia!

1. Jako że jest to jeden z najdłuższych wyjazdów w sezonie, postanowiliśmy się wybrać wcześnie rano. O godzinie 9 wyruszyliśmy w składzie Shellu, Misiek i Mariusz na północ, gdzie 9 godzin później miał zacząć się mecz.

2. W sumie o mało, abyśmy nie pojechali, bo Patryk zamówił auto, ale… na dzień meczu z Wisłą Płock. Na szczęście Mariusz jechał, bo inaczej by nici były a nie mecz.

3. Droga przebiegała szybko i sprawnie. Po drodze zatrzymaliśmy się na lunch na stacyjnym Subwayu, korzystając z promocji. W dzisiejszej drożyźnie cena 9 zł za małą kanapkę rzeczywiście brzmi jak okazja.

4. W Gdańsku byliśmy około godziny 15:00. Wstąpiliśmy na chwilę do centrum handlowego, a potem udaliśmy się na jedzenie do „Zagrody u kozy” czy jakoś tak. Wzięliśmy pljeskavicę i cevapcici, więc mieliśmy Jugo Grill w Gdańsku. Ja miałem cevapcici i było za mało mięsa. Natomiast było to smaczne, ale Jugo Grill jest dużo lepszy.

5. Przejeżdżaliśmy też obok gdańskich ikon, czyli Stoczni Gdańskiej, długiego, ale jednak nie tak długiego jak myślałem Falowca czy efektownego i estetycznego budynku Urzędu Marszałkowskiego.

6. Czas nas bardzo gonił, więc udaliśmy się na plażę dosłownie na 10 minut w Jelitkowie. Jak na piątek i taką średnią pogodę nawet było sporo ludzi uprawiających plażing. Powdychaliśmy przez chwilę jodowe powietrze, dotknęliśmy morskiej wody i skierowaliśmy się znów do samochodu. Stadion był tuż tuż.

7. Na uwagę zasługują przystanki w pobliżu stadionu, które są stylizowane właśnie na elewację tego obiektu pamiętającego mecze polskiego Euro.

8. Nie wpuszczono nas na jeden z parkingów, więc musieliśmy trochę potem drałować. W każdym razie miejsce parkingowe znaleźliśmy i udaliśmy się na obiekt.

9. Sam stadion – kolos. Ja go widziałem dotychczas tylko z zewnątrz, gdy rok temu odbywałem swoją pielgrzymkę dziękczynno-błagalną właśnie spod Polsat Plus Areny na stadion Arki Gdynia. Sentyment pozostał, nawet przez chwilę jechaliśmy drogą, której chodnikiem szedłem o gdańskim poranku na początku tamtej trasy.

10. Odbiór akredytacji odbył się szybko i sprawnie. Misiek poszedł na foto, a my z Mariuszem udaliśmy się na górę. Niestety schodami, bo winda była zepsuta. Wejście na trzecie piętro dało trochę w kość. Ja po mojej kontuzji wytraciłem formę, więc czas ją znowu zacząć budować.

11. Weszliśmy na sektor prasowy i oczom naszym ukazał się stadion od wewnątrz. Tak jak piszę – ja go miałem okazję zobaczyć po raz pierwszy, gdyż na meczu pierwszoligowym przegranym 1:5 nie byłem, a w zeszłym sezonie wyeliminowała mnie choroba.

12. Powiem tak – nie rozumiem zachwytów. Kibice, którzy byli na tym obiekcie, mówią, że jest piękny, a niektórzy nawet, że najładniejszy w Polsce. Mnie się nie podoba kolorystyka. Od zawsze – jak patrzyłem w telewizji czy na zdjęciach. Nie wiem czemu dali taki brzydko-żółtawy kolor. Jakby ten stadion był biało-zielony, to byłby wypas.

13. Ogólnie wydaje mi się taki jakiś ponury. I to zamknięcie. Chyba przyzwyczaiłem się do otwartych przestrzeni. I prześwitów. Czy to na Widzewie, Pogoni czy po prostu u nas, na GieKSie. To zamknięcie tego kolosa robi takie klaustrofobiczne wrażenie.

14. Widok oczywiście kozaczek. Trybuny wysoko, widać całe boisko. I trybuna prasowa umiejscowiona jest na tym drugim piętrze stadionu, jak rozumiem wyłączonym ze sprzedaży, bo nie było na nim w ogóle kibiców. Oddzielenie od kibiców zawsze ułatwia pracę, w przeciwieństwie do obiektów, gdzie tego podziału nie ma i sympatycy klubów nieraz zajmują miejsca prasowe lub po prostu… zasłaniają.

15. Stadion jest olbrzymi i kojarzy się trochę z obiektem Śląska Wrocław. Wiadomo – wybudowane na Euro 2012. Ale duże. Za duże. Przy super meczach się zapełniają, jak choćby na derbach Trójmiasta. Ale poza tym nawet gdy jest kilkanaście tysięcy kibiców, to świecą pustkami. Nie wygląda to dobrze. Ale cóż – Lechia ma taki potężny obiekt i nic z tym nie zrobi. Musiałaby wygrać ligę i grać w Lidze Mistrzów.

16. Stanowiska dla prasy też bez zastrzeżeń. Dobre blaty, szerokie i kontakty w dużej liczbie. Jedynym mankamentem są krzesełka – luźne krzesła, a nie siedziska zamontowane na stałe. Problem w tym, że są one bardzo niskie, a wajcha do regulacji jest atrapą wajchy do regulacji. Nie działa. W żadnym krzesełku.

17. Trzeba było więc lekko zapuszczać żurawia. Tym bardziej, że komentatorzy Canal Plus relacjonowali na stojąco. A Michał Żyro podrygiwał sobie. Widać, że młody komentator Canal Plus cieszy się z tej roboty.

18. Kibice Lechii i GKS mają neutralne stosunki, więc tym razem nie było żadnych „pozdrowień”, a jedynie doping dla swoich drużyn. Zresztą dla sympatyków Lechii należy się dozgonny szacun za uszanowanie braku dopingu w pierwszych dziewięciu minutach meczu w Katowicach, gdy czciliśmy pamięć Jana Furtoka. Nadal też z Lechią łączy nas… Arka. W rundzie jesiennej znów oba kluby dały się gdynianom we znaki.

19. Pierwsza połowa była beznadziejna w naszym wykonaniu. Zero strzałów, zero zagrożenia, dopiero w końcówce jakieś kopnięcie w stronę bramki.

20. Dawidowi Kudle stadion Lechii nie służy. Dwa lata temu puścił tu pięć bramek, w poprzednim sezonie zawalił bramkę przy strzale Chłania, a teraz popełnił jeszcze większy babol – dając się przekozłować piłce. Przeklęty obiekt dla naszego golkipera.

21. Bartłomiej Kłudka to piłkarz Lechii, który w tym sezonie zdobył z GKS już cztery punkty. Mimo wszystko wziął mały rewanż na katowiczanach, po w drugiej kolejce jego Zagłębie Lubin wypuściło z rąk wygraną w Katowicach. Piłkarz przeszedł do Lechii, której co ciekawe strzelił gola… niecały miesiąc temu jeszcze jako piłkarz Miedziowych.

22. W przerwie można było się posilić dość ciekawym napojem gazowanym z 20% mojito. Bezalkoholowym oczywiście. Ale całkiem smaczne to.

23. W drugiej połowie GKS atakował, ale nic nie był w stanie zdziałać w ofensywie. Najgroźniej uderzał Bartosz Nowak z dystansu. Ale to za mało.

24. Na niemal kwadrans zadymione zostało boisko po użyciu rac przez kibiców Lechii, a potem GKS. Właśnie ten zamknięty stadion nie daje ujścia dymowi z wiatrem, więc trzeba czekać, aż uniesie się on do góry. Swoją drogą bardzo ciekawe było to, gdy z boku wydawało się, że boisko jest całe zadymione, a w C+ z kamery za bramką było bardzo dobrze widoczne. Czary jakieś.

25. Gdy wydawało się, że bijący głową w mur GKS przegra 0:1, kontrę wyprowadzili gospodarze, Camilo Mena wyprzedził Mateusza Kowalczyka i nie dał szans Kudle. Chwilę potem sędzia zakończył spotkanie.

26. Po meczu udaliśmy się na konferencję prasową. I tutaj podobnie jak na Górniku – akurat sala konferencyjna nie przystoi takiemu stadionowi. Wygląda jak jakieś duże pomieszczenie na starych obiektach. Tu trzeba by wprowadzić sporo nowoczesności.

27. Pierwszy raz widziałem taką salę, która jest szersza niż dłuższa i tak są poustawiane siedzenia. Jako więc, że siedziałem mocno na skrzydle, trener musiał zeskanować przestrzeń, by mnie znaleźć, gdy zadawałem pytanie.

28. Opisywałem to już w felietonie, gdy wychodząc ze stadionu mijaliśmy Camilo Menę, któremu podziękowałem za gola w niegdysiejszym meczu z Arką Gdynia. Szedł najwyraźniej z mamą, po miała ona koszulkę „Mena’s mom”. Sympatycznie.

29. Ogólnie to mieliśmy po tej wtopie 1:5 dobry czas z Lechią. Wygraliśmy przecież kolejne trzy spotkania. Ten rywal nam leżał. Ale na ten moment to się skończyło.

30. Udaliśmy się do samochodu. Chłopaki wracali do Katowic, ja natomiast miałem w planie zostać w Gdańsku. Zawieźli mnie pod kwaterę na Oliwie, a tam – po przywitaniu z miejscowym kotem – zakwaterowałem się na swojej miejscówce.

31. Plan był taki, żeby rano pojechać pociągiem do Płocka, by udać się na przeszpiegi naszych najbliższych rywali – Wisły Płock i Cracovii.

32. Wszystko świetnie układało się aż do momentu, gdy w sobotę wyszedłem z pizzerii w Płocku i zaczął padać deszcz. Wtedy moim największym problemem był brak parasola.

33. Nie spodziewałem się, że po przybyciu na stadion okaże się, że mecz został odwołany. Pusty przelot – mój trzeci w życiu, w takich okolicznościach. Pierwszy był w 2012, gdy Stadion Narodowy przed meczem z Anglią zamienił się w słynny Basen Narodowy.

34. Druga taka sytuacja była, gdy z Kosikiem wybrałem się na mecz St Johnstone z Glasgow Rangers w szkockim Perth. Wtedy spotkanie zostało odwołane, bo jedno z pól karnych było zmrożone po ujemnej temperaturze z nocy. Brytole…

35. Podobna sytuacja była też w 2006 roku w IV lidze, ale tu już nie zagrały czynniki pogodowe. Przyjechałem do klubu i już mieliśmy jechać na wyjazdowy mecz ze Źródłem Kromołów, ale w ostatniej chwili gospodarze się wystraszyli najazdu kibiców z Katowic i oddali mecz walkowerem. Pamiętam, że wówczas w takim razie poszedłem na swój jedyny mecz na stadionie MK Katowice – wygrany ze Slavią Ruda Śląska 3:0.

36. Wracając do Płocka. Jak niepyszny wróciłem do hotelu i miało to swoje plusy, bo podczas całego wyjazdu nie czułem się najlepiej (pogranicze infekcji), więc mogłem trochę dychnąć.

37. Cracovię i Wisłę i tak zobaczę w akcji – bo to nasze najbliższe trzy mecze.

38. Tylko trzy punkty z Pasami!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Powaga drużyny zachowana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po emocjach – dodajmy bardzo pozytywnych – związanych z meczami reprezentacji, czas wrócić do ligowej piłki. Oj działo się, działo, mimo że to tylko dwa tygodnie. Najmniej w tym wszystkim istotnym był chyba mecz z Górnikiem Zabrze, sparingowy Śląski Klasyk, który GKS Katowice wygrał w samej końcówce 2:1. Bohaterem spotkania – o ile w ogóle określenie „bohater” pasuje (nie pasuje) do meczu kontrolnego, był zawodnik, którego w GieKSie już nie ma. Aleksandrowi Buksie skrócono wypożyczenie z Górnika i zawodnik poszedł dalej – do Polonii Warszawa. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że to, co mówią kibice o piłkarzu – opierając się na swoich obserwacjach i opiniach – materializuje się w związku z danym zawodnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że Olek to „odrzut” z Górnika, a nie realne wzmocnienie i raczej nic z tego nie będzie. To nic personalnego do zawodnika. Po prostu są piłkarze, którzy tym realnym wzmocnieniem są (później się sprawdzają lub zawodzą), a są tacy, gdzie jakaś metamorfoza na plus rozpatrywana jest raczej w kategorii wielkiego zaskoczenia.

Pojawiły się jednak też solidne wzmocnienia, przynajmniej tak się wydaje. Emana Markovića widziałem podczas meczu z Górnikiem i zaprezentował się bardzo przyzwoicie, strzelił bramkę, był aktywny. Cały czas czekamy na wejście do składu Jesse Boscha, który co prawda w GKS już zadebiutował, ale jeszcze nie wywarł żadnego piętna na grze zespołu. No i transfer niemal last minute – Ilja Szkurin i to wydaje się być wyjściowo kapitalne wzmocnienie. Co prawda w Legii zawodnik zawiódł i tam się go pozbyli – uważam zbyt pochopnie – ale przecież w Stali Mielec ten piłkarz wiązał krawaty. Choć marnował w warszawskim klubie sytuacje na potęgę (także w meczu w Katowicach), to przecież trafiał do siatki w finale Pucharu Polski, w superpucharze, na Nowej Bukowej mimo wszystko również, kiedy to aż uklęknął i schował twarz w dłoniach z ulgi po odblokowaniu i celebrował tym swoją radość.

Doszło też do jednego oczywistego wzmocnienia, które jest sytuacją nieoczywistą. Mianowicie, do GKS… nie trafił Tymoteusz Puchacz. Większości kibiców spadł kamień z serca. Nie wiemy, co do głowy przyszło trenerowi, że chciał mieć w drużynie tego hm… celebrytę. Można mówić o ambicji tego chłopaka, walorach czysto piłkarskich i na siłę unikać jak ognia tego, co sobą prezentuje… generalnie. Człowiek, który swoją „karierę” zbudował na farmazonie i JBL-ach, bo tak naprawdę nigdy się nie wyróżniał niczym poza szybkością. Wielu było w światowej piłce piłkarzy, którzy wydawali się wielkimi odkryciami, bo robili te efektowne sprinty. Tyle, że później okazywało się, że gdy przeciwnicy ich przeczytali, poza szybkością nie mieli nic do zaoferowania.

GieKSa potrzebuje piłkarzy, którzy są poważni i poważnie podchodzą do tego wszystkiego. Trzeba patrzeć na konteksty. To, że Afrykanie przyjeżdżają na Mundialu na mecze i wchodzą na stadion tańcząc i śpiewając to zupełnie inny kulturowo schemat niż w Europie. I tam to pasuje. Tutaj nie. Jeśli jeden piłkarz będzie traktował ten sport tylko jako głównie zabawę i taką czystą radość z życia, to w naszej kulturze to po prostu będzie wyraz braku profesjonalizmu. Nie będzie to „dostrojone” do całości. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że piłkarze mają się nie cieszyć z uprawiania tego sportu, nie czerpać radości z gry, ze zwycięstw, z tego, że być może mają najlepszą pracę świata. Mają się cieszyć, jak najbardziej. Tylko jest różnica pomiędzy tym cieszeniem się i utrzymywanie profesjonalizmu – nie tylko na boisku, ale także poza nim – a zwykłym… pajacowaniem.

Byli tacy pajacujący piłkarze, którzy dobrze się zapowiadali, mieli piłkarsko papiery może nawet na Złotą Piłkę, a skończyli na peryferiach futbolu. Pierwszy do głowy przychodzi taki Mario Balotelli, który przecież talent miał wybitny, ale rozmienił go na drobne swoimi głupotami typu puszczanie fajerwerków w łazience czy wjeżdżanie na teren więzienia dla kobiet.

Może Puszka aż tak spektakularnych ekscesów nie miał, ale te różne celebryckie historie z Julią Wieniawą, wypisywanie do Dody na Instagramie czy jakieś akcje z tym Slow Speedem, czy ja tak się zwie ten osioł (WTF?) to po prostu taka błazenada, że nie przystoi to piłkarzowi czy kandydatowi na piłkarza GieKSy. Wystarczy spojrzeć na takiego Arka Jędrycha, normalny spokojny facet i jako kapitan wzór. I zestawcie go w drużynie z Puszkinem… aaaaa, szkoda gadać. A dziw, że kiedyś grali razem.

W czasach, kiedy jeszcze nie gryzłem się w język (teraz jestem kilka lat dojrzalszy) napisałem zaraz po meczu z Bytovią:

Więc spadaj sobie Puczi „zapierdalać tak jak Kante” do Poznania, bo ostatnio pogwiazdorzyłeś i jeśli nie opanujesz sodówki, to nici z kariery.

Cóż… Przez te sześć lat na farmazonie wycisnął maxa. Szacun. To też jest umiejętność. Ale prawda gwiazdorzenia prędzej czy później wychodzi.

Puchacz był jedną z twarzy spadku do drugiej ligi. Ktoś powie, że Arkadiusz Jędrych i Adrian Błąd też byli. No byli – i nawet sam miałem zdanie, że z tymi zawodnikami wiele nie osiągniemy i powinni odejść. Ale zostali w GieKSie przez tyle lat i awansowali – do pierwszej ligi i do ekstraklasy. I jakkolwiek dalej uważam, że od czasu, kiedy na GieKSie się udzielam, czyli przez te 20 lat większość moich przewidywań się sprawdzała, to tutaj akurat nie. Co do Arka i Adriana mogę powiedzieć jedynie – sorry panowie, pomyliłem się.

Nie sądzę, że cokolwiek takiego mogłoby się przydarzyć przy Tymoteuszu. Choć mimo wszystko mu tego życzę, bo ciągle chłopak jest młody, ma 26 lat i jeśli rzeczywiście by się ogarnął, to coś jeszcze może w tę piłkę pograć. Nie na najwyższym poziomie, ale jakiś klub z ekstraklasy może go przygarnąć.

Podsumowując więc – bo już dajmy spokój Puchaczowi – to naprawdę świetna wiadomość, że do nas nie trafił. Nie wiem, co tam się podziało, czy GieKSę wyd… wymanewrował, ale sama ta historia z wysypaniem się jego transferu przecież do niego bardzo pasuje. Niech się kopie po czołach z Azerami, krzyżyk na drogę i obyśmy już nigdy więcej nie mieli pomysłów ściągania takich „gwiazdorów” do naszego klubu. Bądźmy poważni.

Napisałem wcześniej, że mecz z Górnikiem, sparing sparingiem… Niestety wydarzyła się rzecz, której najmniej byśmy chcieli. Aleksander Paluszek zerwał więzadła w kolanie i na wiele miesięcy z jego gry będą nici. Jak to dobrze ktoś napisał – szkoda, że zagrał z Radomiakiem, bo tylko narobił nadziei… To prawda, debiut zawodnika w katowickich barwach był bardzo obiecujący. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za zawodnika i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Niestety w związku z tym skomplikowała się nasza sytuacja w obronie. Nie pozyskaliśmy dodatkowego obrońcy i GieKSa będzie musiała rzeźbić w tym, co ma. Póki co nasza defensywa nie spisuje się dobrze w lidze, tracimy mnóstwo bramek, a ostatni mecz na zero z tyłu rozegraliśmy prawie pięć miesięcy temu. Jeśli chcemy się utrzymać i punktować w lidze, ten aspekt musi być poprawiony. Nie zawsze bowiem będziemy strzelać cztery gole, jak z Arką, i trzy – jak z Radomiakiem. Tak więc Arek Jędrych, Marten Kuusk, Lukas Klemenz i Alan Czerwiński będą musieli wziąć tę odpowiedzialność i praktycznie w tym kwartecie zamykają się nasze możliwości. Problem się pojawi, gdy przyjdą kartki czy nawet drobne urazy. Choć Bartek Jaroszek to fajny chłop, ratowanie się nim będzie aktem desperacji. Ale pozdro Bartek 😉

Jutro czeka nas starcie z Lechią Gdańsk. Wyjazdy, ach te nieszczęsne wyjazdy. Mamy z nimi potężny problem i to nie od dziś. Choć w tym roku katowiczanie wygrali przecież w Częstochowie, Wrocławiu czy Gdańsku właśnie, to seria czterech porażek z rzędu na wiosnę czy trzech w obecnym sezonie jest niepokojąca. Dodatkowo przyglądając się tym spotkaniom – w większości GKS nie miał czego szukać. Patrząc jeszcze na wiosnę, najlepszy był mecz z Motorem, ale pozostałe przegrane to była lipa. Teraz bardzo słabe występy w Łodzi i Zabrzu, niezły w Warszawie. To za mało. Trener na konferencji po Górniku mówił o tym, że możliwa jest jakaś zmiana, jeśli chodzi o delegacje. Na czym będzie ona polegać – zobaczymy.

Nadal wielkim problemem są też bramki tracące w końcówkach połów. Od tych pięciu miesięcy w dwunastu meczach GKS stracił trzynaście bramek w ostatnich pięciu minutach pierwszej lub drugiej połowy. I z Radomiakiem tak było, a gdyby sędzia uznał gola w końcówce meczu – mielibyśmy tego jeszcze więcej. Fatalna statystyka i ja naprawdę łapię się na tym, że marzę, żebyśmy w pierwszej połowie dociągnęli choćby do 0:0. W obecnym sezonie udało się to tylko raz – w pierwszej kolejce.

Lechia to nie będzie łatwy przeciwnik, ale nie jest to rywal nie do ogrania. Co prawda słynął z tego, że strzelał i tracił mnóstwo bramek, ale ostatnio się to trochę zmniejszyło. Bo ultrabezbarwnym i nudnym meczu Lechiści pokonali w derbach Arkę 1:0, a w Białymstoku przegrali 0:2. A wiemy, że wcześniej dostali oklep w Lubinie 2:6. Można więc tej ekipie strzelać bramki, zresztą GKS w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu trafił w Gdańsku trzy razy, natomiast jak uruchomi się Bobcek z Wiunnykiem, to naprawdę trzeba się mieć na baczności i nasza obrona musi być zwarta i zwrotna.

Mecz z Radomiakiem był epicki. Pod kątem emocji to było jedno z najlepszych spotkań od wielu lat, niektórzy kibice musieli do siebie dochodzić po nim przez kilka dni. Dużo dało to jednak pozytywnej adrenaliny i nakręcania się na dalsze losy naszego zespołu.

Jednak kochani – Lechia jest dopiero jutro. Teraz i dzisiaj najważniejszy jest inny mecz GieKSy. Wszyscy o 18:00 trzymamy kciuki za dziewczyny w boju z Twente Enschede. Dajcie z siebie Dziołszki wszystko, żeby przed rewanżem mieć jak najlepszą sytuację wyjściową!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga