Już dziś premiera książki „Fanatycy. Futbol na śmierć i życie”! Anonimowy fanatyk jednego z polskich klubów opisuje w niej, jak od środka wygląda to środowisko. Pisze m.in. o utarczkach kibiców z policją. Takich, jak w 2008 roku, gdy kibice GieKSy wracali ze Stalowej Woli.
Fragment książki:
Zanim policjanci tak ochoczo zaczęli nas częstować gumowymi kulami, ich głównym narzędziem walki z niepokornymi kibicami były białe pały. Nie bez powodu słyszeli z trybun: „Biała pała znak pedała”. Trzeba przyznać, że zawsze ochoczo pałowali ofiary, nie zadając sobie trudu, by ustalić, czy ktoś faktycznie zawinił, czy może jednak nie. W 1998 roku w Słupsku doszło do tragedii, która doprowadziła do kilkudniowych zamieszek. Brali w nich udział kibice wielu polskich ekip. Jak tylko w Polskę poszło info, że policjant zabił 13-letniego kibica wracającego z meczu i w Słupsku są z tego powodu dymy, wielu kiboli na spontanie wsiadło w pociągi jadące na północ. Do teraz trudno określić faktyczne liczby zatrzymanych, rannych policjantów, zniszczonych radiowozów. Ci, którzy byli na miejscu, mówili o apokalipsie, płonących sukach, jeżdżących tam i z powrotem na sygnale karetkach i lodówkach. Był to prawdopodobnie jeden z największych dymów lat 90. Niestety, nic, co wydarzyło się wtedy w Słupsku, nie wróci życia młodemu Przemkowi, którego jedyną winą było to, że na szyi miał klubowy szalik. Człowiek, który doprowadził do śmierci tego chłopca, został cztery lata później skazany na osiem lat więzienia. Widziałem film dokumentalny opowiadający o jego losach. Facet żalił się na traktowanie w więzieniu. No a jak miał być w pudle traktowany pies, który zabił dziecko?! Każda ekipa w Polsce przynajmniej raz doświadczyła nadużycia siły ze strony mundurowych – czy to w czasie interwencji, kiedy pałami i gazem traktowano osoby niebiorące udziału w zajściach, czy w trakcie zatrzymania lub na komendzie. Pan władza lubi się wyżyć, nie patrzy przy tym, kto trafia pod jego rękę, sztuka jest sztuka. Wymuszanie przyznania się do winy biciem? Było. Lanie w radiowozie, w drodze na komisariat, na komendzie? Było. Odmawianie pomocy lekarskiej? Było. Gazowanie kibiców zamkniętych w pociągowych przedziałach? Było. Poniżanie? Było. Odmawianie dostępu do toalety, aż do zeszczania się w spodnie? Było. Odmawianie kontaktu z adwokatem? Było. Wymieniać można jeszcze długo. Ile to ma wspólnego z prawem? Nic. Skoro od nas oczekuje się, że potulnie jak baranki będziemy siedzieć na meczu na swoich miejscach, możemy chyba oczekiwać, by w stosunku do nas nie łamano prawa. Już po pamiętnych derbach Trójmiasta w 1997 roku w mediach pojawiły się nagrania tak zwanych materiałów operacyjnych policji, na których widać skandaliczne zachowanie w stosunku do niestanowiących zagrożenia kibiców. Dla jasności, to tylko wierzchołek góry lodowej, jeden z niewielu poza naszymi relacjami dowodów na to, jak traktowano i nadal traktuje się kibiców. Słynna taśma została odkupiona od jakiegoś łasego na kasę psa i trafiła do telewizji. Widać na niej policję bijącą wysiadających z pociągu kibiców, którzy nie zdążyli nawet pierdnąć, a co dopiero stworzyć zagrożenie. Nagrano też interwencję, w trakcie której policja dla zabawy pałuje i poniża zatrzymanych. Takie codzienne policyjne rozrywki. Więc skoro zachowują się jak zwierzęta, niech nie oczekują innego traktowania z naszej strony.
Jeżeli ktoś myśli, że podobne praktyki to przeszłość, to się grubo myli. Rok 2008, 21 lat od słynnych trójmiejskich derbów. Katowicka GieKSa wraca z meczu w Stalowej Woli. Na jednym z dworców dochodzi do spięcia z policją, która miała bez powodu zaatakować jednego z kibiców. Dobra liczba ponad 600 osób to już duża siła, która skupiła się na prowodyrach zajścia, czyli policji. Zwykły obywatel, który wyjazdowej rzeczywistości nie widział na oczy, zapewne uwierzył w bajkę sprzedaną przez mundurowych – że zostali wtedy zaatakowani bez żadnego powodu. Sorry, to już nie te lata, by hobbystycznie rzucać w psy, czym popadnie. Zamieszanie się skończyło, pociąg w końcu ruszył. Jednak policja nie zamierzała odpuścić i postanowiła zatrzymać skład w Krakowie, na malutkim odludnym dworcu Mydlniki. To mały dworzec, pamiętam go jako pojedynczy peron zbudowany z wielkich betonowych płyt. Właśnie tam miało dojść do zatrzymania domniemanych sprawców ataku na policjantów w Tarnowie. Powiem tak: rozmawiałem z chłopakami z GieKSy o tych wydarzeniach i to jest, ku…, skandal. Śmiech mnie ogarnia, kiedy czytam oświadczenia policji na temat tamtejszych zajść. Z natury i tak bym w to nie uwierzył, ale statystyczny Kowalski uwierzy i tu jest problem.
Wejdź na www.fanatycyksiazka.pl, przeczytaj kolejne fragmenty i dowiedz się więcej! Książki szukaj na www.idz.do/gieksa-fanatycy.

Najnowsze komentarze