Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Wielosekcyjny przegląd doniesień mediów: GKS świętuje urodziny na boisku i poza nim

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja na lodzie GieKSy.

Piłkarki kończą przygotowania się do startu Ekstraklasy w rundzie wiosennej sezonu 2020/21. Panie rozpoczną piłkarską wiosnę od rozegrania zaległego meczu z 12 kolejki. Przeciwnikiem będzie trzecia drużyna w tabeli: Medyk Konin. Spotkanie zostanie rozegrane 6 marca o  13:15, transmisję przeprowadzili kanał TVP Sport. Piłkarze rozegrali pierwsze ligowe spotkanie, po przerwie zimowej, pokonując Sokoła Ostróda 2:1, Prasówkę po tym meczu znajdziecie TUTAJ.

Siatkarze rozegrali przedostatnie spotkanie sezonu zasadniczego w którym pokonali 3:1 AZS Olsztyn. Ostatni mecz rundy zasadniczej siatkarze rozegrają 03 marca z Czarnymi Radom. Wygrana w ostatnim meczu być może pozwoli na grę w play-offach Plusligi. W ćwierćfinale rozgrywek PHL nasza drużyna walczy o awans do półfinałów z RE-Plast Unią Oświęcim. Po czterech meczach stan rywalizacji jest remisowy 2:2. Poszczególne mecze zakończyły się wynikami: 0:8, 5:0, 2:4, 2:0.

 

PIŁKA NOŻNA

dziennikzachodni.pl – Pijany piłkarz GKS Katowice niszczył samochody. Co na to klub?

Patryk G., 20-letni obrońca GKS-u Katowice, został zatrzymany przez policję po tym, jak pijany niszczył samochody w centrum miasta. Grozi mu 5 lat więzienia.

Patryk G., piłkarz GKS Katowice, został w niedzielę zatrzymany pod zarzutem niszczenia mienia. 20-letni obrońca trafił w niedzielę do aresztu, a jeden z jego kolegów posiadał przy sobie narkotyki.

 

sportdziennik.com – Wychowanek ocalony

Patryk G. będzie nadal występował w GKS-ie Katowice.

[…] G. nie zostanie wyrzucony z klubu, trenuje z zespołem, przygotowując się do sobotniej inauguracji II-ligowej wiosny (GieKSa podejmie Sokół Ostróda). Nie dziwią jednak opinie, że klub wykazał się brakiem konsekwencji. Gdy latem 2019 roku czterech zawodników – Adrian Frańczak, Mateusz Kamiński, Mateusz Mączyński i Bartłomiej Poczobut – zabalowało na zakończenie zgrupowania w Rybniku-Kamieniu, skończyło się natychmiastowym rozwiązaniem kontraktów. Tym razem przy Bukowej zarządzono znacznie łagodniejszą karę, choć to przecież Patrykowi G. grozi wyrok, a kwartet „banitów z Kamienia” po prostu za ostro się zabawił.

G. to jeden z niewielu wychowanków w kadrze GKS-u. Trener Rafał Górak wierzył w niego na tyle, że uczynił go jednym z członków rady drużyny – obok Adriana Błąda czy Arkadiusza Jędrycha – zdarzało mu się nawet zakładać kapitańską opaskę. Gdy 20-latek przegrał rywalizację o miejsce w środku pola, przekwalifikowano go na prawą obronę. Jesienią nie zaliczył jednak w II lidze ani jednego występu, bo pewne miejsce w tym sektorze boiska miał Zbigniew Wojciechowski.

Teraz G. dostaje od swojego macierzystego klubu drugie życie. Pewnie łatki, jaką sam sobie przyszył w miniony weekend, nie odklei nawet w razie walnego przyczynienia się do awansu GieKSy do ekstraklasy, ale dobrą grą może spróbować odkupić swe winy. O tym, że nie zawsze rozwiązanie kontraktu musi być jedynym słusznym posunięciem, przekonała Odra Opole. Miłosz Trojak mógł wylecieć z I-ligowca za napaść na taksówkarza, uszkodzenie jego mienia oraz zniszczenie miejskiej dekoracji świątecznej, ale klub podał mu rękę, a on odwdzięcza mu się dobrą grą. Inna rzecz, że wcześniej dał się poznać jako solidny i pomagający drużynie piłkarz. G. zaczął nie od boiska, a od alkoholowej afery. Jak skończy? Jego kontrakt kończy się 30 czerwca, wtedy też pożegna się ze statusem młodzieżowca. Ale pod górkę zrobił sobie już 4 miesiące wcześniej.

 

Od GieKSy oczekiwany jest awans!

Krzysztof Pieczyński, przewodniczący Komisji Kultury, Promocji i Sportu przy Radzie Miasta Katowice, mówi o aferze z Patrykiem G., inwestycjach w infrastrukturę oraz nadziejach związanych z grą katowickich zespołów w rundzie wiosennej.

O tej sprawie mówi się w Katowicach więcej niż o nadchodzącej rundzie rewanżowej II ligi. Patryk G., 20-letni prawy obrońca GieKSy, który w nocy z soboty na niedzielę zniszczył wraz z kolegami trzy samochody na ul. Moniuszki, ostał się w klubie. Otrzymał naganę i karę finansową, która zostanie przeznaczona na cele społeczne.

– Kara powinna być przykładna i taka, żeby zabolała zawodnika – mówi Krzysztof Pieczyński, przewodniczący Komisji Kultury, Promocji i Sportu przy Radzie Miasta Katowice.

– Jestem tą sytuacją zbulwersowany i zdecydowanie ją potępiam. Takie chuligańskie zachowanie i niszczenie mienia to coś całkowicie niezrozumiałego. Osobna kwestia to ta, że na tydzień przed ligą zawodowy piłkarz chodzi pijany po ulicach naszego miasta. Znam wielu piłkarzy grających zdecydowanie wyżej. Wiadomo – zawodnik to nie zakonnik, ale jest czas zabawy i czas treningu. Takie zdarzenie w dniu ostatniego zimowego sparingu jest niedopuszczalne – dodaje Pieczyński.

[…] Incydent ten nie może jednak przyćmić tego, co dla przyszłości katowickiego futbolu jest obecnie najistotniejsze. Czyli – budowa nowego stadionu oraz walka o awans GKS-u na zaplecze ekstraklasy.

– Głośno i śmiało możemy powiedzieć, że miasto oczekuje tego awansu. Jesteśmy po dobrej, wręcz bardzo dobrej rundzie jesiennej, która rozbudziła nadzieje nie tylko dobrymi wynikami, ale też fajną grą. Miło oglądało się drużynę GieKSy.

[…] Wierzę mocno, że zespół się nie potknie i wierzę w trenera Góraka, że odpowiednio przygotował zawodników. Mamy kilkupunktową zaliczkę po jesieni, dlatego na najbliższe miesiące patrzę z optymizmem – podkreśla Pieczyński, a w świetle ponad 6-milionowej dotacji, na jaką może liczyć z samorządowej kasy miejski GKS, mówienie o czymś innym niż awans byłoby na trzecim poziomie rozgrywkowym absurdem.

Nim skończy się sezon, powinny już zostać otwarte koperty z ofertami w przetargu na budowę nowego stadionu w rejonie autostrady A4, ulic Bocheńskiego i Dobrego Urobku. Pierwotnie termin otwarcia to 11 marca. – We wtorek do Urzędu Publikacji Unii Europejskiej przekazana została informacja o przedłużonym terminie składania ofert. Nowy termin będzie znany w najbliższych dniach.

Wiąże się to z bardzo dużym zainteresowaniem potencjalnych oferentów, wykonawców. Miasto otrzymuje wiele zapytań, na które trzeba odpowiedzieć i stąd ten przesunięty termin. Tak duże zainteresowanie to bardzo dobry znak. Im szerszy wachlarz ofert do wyboru, tym większa konkurencyjność i lepiej dla zamawiającego – przyznaje nasz rozmówca.

 

tylkokobiecyfutbol.pl – Ekstraligowy raport transferowy: zima 2021 – notowanie #2

Na ostatnie godziny przed zamykającym się 1 marca okienkiem transferowym przyglądamy się ruchom kadrowym w klubach Ekstraligi. Teraz to głównie domykanie kadr i ostatnie transfery, czy wzmocnienia z grup młodzieżowych.

Najciekawiej było w Katowicach. GieKSa pozyskała Katerinę Vojtkovą młodzieżową reprezentantkę Czech. Niestety dla Ekstraligi, na mocy transferu definitywnego do pierwszoligowej Tarnovii odeszła Klaudia Kubaszek.

[…] GKS GieKSa Katowice

PRZYBYŁY : Magdalena Dragunowicz (wypożyczenie z TME UKS SMS Łódź),  Katerina Vojtkova (Banik Ostrava)

ODESZŁY : Klaudia Kubaszek (Tarnovia Tarnów)

 

2×45.info – II liga: GKS świętuje urodziny na boisku i poza nim, demolka Stali w Poznaniu, Znicz przedłuża czarną serię

[…] Udaną inaugurację mieli za to w Katowicach. Raz, że GKS pokonał Sokoła Ostróda, dwa, że został samodzielnym liderem tabeli i trzy – doczekał się uroczystego świętowania swoich 57. urodzin. Kibice zgromadzili się pod stadionem i akurat po drugiej bramce dla GieKSy odpalili fajerwerki oraz zaprezentowali rozległe racowisko ciągnące się wzdłuż i wszerz stadionu przy ul. Bukowej.

[…] Na podobnie dobrym poziomie, co kibice, stał bramkarz gości Błażej Niezgoda, bez którego katowiczanie pewnie wygraliby znacznie wyżej. 21-latej wybronił kilka naprawdę niezłych strzałów, ale jeszcze w pierwszej połowie musiał opuścić boisko z powodu urazu. No i tak się złożyło, że po błędzie zmiennika GKS wyszedł na prowadzenie, którego do końca już nie oddał.

 

SIATKÓWKA

dziennikzachodni.pl – GKS Katowice – Indykpol AZS Olsztyn 3:1

Dla siatkarzy GKS Katowice mecz z Indykpolem AZS Olsztyn stanowił być albo nie być w grze o awans do fazy play off. Gospodarze stoczyli twardy bój i zdołali go wygrać. O wszystkim zadecyduje więc ostatnia kolejka PlusLigi!

GKS Katowice musiał wygrać z Indykpolem AZS Olsztyn, aby zachować szansę na awans do play off. Ekipa Grzegorza Słabego wystąpiła osłabiona brakiem kontuzjowanego w ostatniej chwili Jakuba Jarosza, ale osiągnęła cel!

Katowiczanie w dniu urodzin swojego klubu byli mocno zdeterminowani i mieli szansę na odniesienie zwycięstwa 3:0. W trzeciej partii zaliczyli jednak słabą grę w jego środkowej części i olsztynianie nie dali już sobie wydrzeć wypracowanej wtedy przewagi.

Mnóstwo emocji przyniósł czwarty set, który świetnie rozpoczęli goście. Przy wyniku 3:6 szkoleniowiec GieKSy wziął czas, po którym jego zespół zaczął odrabiać straty. Od stanu 15:15 katowiczanie znów złapali właściwy rytm i odnieśli bezcenne zwycięstwo.

6 marca GKS zagra u siebie z Czarnymi Radom i znów musi odnieść zwycięstwo. Jednocześnie jednak katowiczanie muszą trzymać kciuki za potknięcie Ślepska Malow Suwałki z MKS-em Będzin lub Stalą Nysa. Dwie wygrane tej drużyny za trzy punkty dadzą jej ósme miejsce bez względu na wynik GKS-u…

 

polsatsport.pl – GKS wygrał z Indykpolem AZS! Kto zagra w play-offach?

[…] Olsztynianie rozpoczęli to spotkanie od falstartu i już przy stanie 7:1 dla gospodarzy trener Daniel Castellani poprosił od drugi czas. Przerwał serię katowiczan, ale siatkarze GKS spokojnie utrzymywali wypracowaną na początku zaliczkę (12:4, 16:7). Byli skuteczniejsi w ofensywie, popełniali mniej błędów i to wystarczyło do wygrania tej partii, choć w końcówce goście zmniejszyli punktową różnicę. Wiktor Musiał wywalczył piłkę setową asem serwisowym (24:19), a Adrian Buchowski zamknął tę część meczu atakiem po bloku rywali (25:20).

Druga odsłona była bardziej wyrównana od poprzedniej. W środkowej części seta na kilka oczek odskoczyli katowiczanie (12:9), ale goście odrobili straty i uzyskali przewagę po dwóch asach serwisowych Robberta Andringi (15:16). Losy seta rozstrzygnęły się w trzech akcjach od stanu 22:22. Najpierw skutecznie zaatakował Kamil Kwasowski, po chwili Musiał zaatakował o blok, a w ostatniej akcji oglądaliśmy nieporozumienie po stronie olsztynian i atak Andringi w siatkę (25:22).

W trzeciej partii inicjatywę przejęli goście. Trener Castellani dokonał kilku roszad, które ożywiły grę jego drużyny, przede wszystkim zmienił bezbarwnego w poprzednich setach Damiana Schulza na Remigiusza Kapicę. Skuteczniejsi w ofensywie olsztynianie uzyskali zaliczkę w środkowej części seta (10:13, 12:16). Utrzymali ją w końcówce. Skuteczny atak Kapicy przyniósł piłkę setową (20:24), gospodarze obronili się w dwóch akcjach, ale w kolejnej Kapica zaatakował blok-aut (22:25).

Set numer cztery rozpoczął się po myśli siatkarzy Indykpolu AZS – po asie serwisowym Mateusza Poręby było 3:7. Gospodarze ruszyli do odrabiania strat i dopięli swego (15:15). W końcówce dominowali na parkiecie, a kluczowa dla losów seta okazała się punktowa seria od stanu 20:19 do 24:19. Dwa ataki Emanuela Kohuta, błąd rywali, atak Musiała wyprowadziły katowiczan na piłkę meczową. Kropkę nad „i” postawił Musiał atakiem po bloku rywali (25:20).

[…] MVP: Wiktor Musiał (19/32 = 59% skuteczności w ataku + 4 asy serwisowe + 1 punktowy blok).

[…] GKS Katowice – Indykpol AZS Olsztyn 3:1 (25:20, 25:22, 22:25, 25:20)

 

HOKEJ

hokej.net – Imponujący początek Unii. GieKSa zdeklasowana

Hokeiści Re-Plast Unii Oświęcim w znakomitym stylu rozpoczęli ćwierćfinałową rywalizację z GKS-em Katowice. Wicemistrzowie Polski dali pokaz świetnej skuteczności i rozbili GieKSę 8:0.

[…] Oświęcimianie lepiej odnaleźli się w realiach play-offowego pojedynku. Do niezbędnych na tym etapie sezonu waleczności i ofiarności dołożyli też takie hokejowe pierwiastki jak dokładność w rozegraniu akcji i – co najważniejsze – skuteczność. Swoje w bramce zrobił też Clarke Saunders, który obronił 19 uderzeń rywali. Jednak czystego konta zapisywanego w statystykach pozbawiła go… drobna awaria sprzętu. To właśnie przez nią na 208 sekund między słupkami bramki gości pojawił się Sebastian Lipiński.

Podopieczni Kevina Constantine’a po pierwszej odsłonie prowadzili 2:0, bo sposób na Juraja Šimbocha znaleźli kolejno Daniił Oriechin i Ryan Glenn. Rosyjski skrzydłowy, będący najlepszym strzelcem Unii, wykorzystał dogranie zza bramki Siemiona Garszyna, z kolei Glenn dobrze podłączył się do akcji ofensywnej i przymierzył ze slotu. W tym miejscu warto dodać, że gol kanadyjskiego defensora padł na pięć sekund przed przerwą i wyraźnie podciął skrzydła drużynie z alei Korfantego.

Dowód? Już 81 sekund po rozpoczęciu drugiej odsłony na 3:0 podwyższył Teddy Da Costa. Doświadczony napastnik przymierzył z nadgarstka i zdjął pajęczynę z okienka katowickiej bramki. To był jeden z dwóch kluczowych momentów tego spotkania.

Następny miał miejsce w 39. minucie. Wówczas goście zdobyli czwartego gola, wykorzystując okres gry w przewadze. Z lewego koła bulikowego huknął Gilbert Brulé i to trafienie było ozdobą całego spotkania. Takiej gry od 34-letniego Kanadyjczyka oczekują wszyscy kibice biało-niebieskich.

W trzeciej odsłonie oświęcimianie rzucili rywali na łopatki, aplikując im cztery gole. Dwa z nich zdobyli w przewadze, a przecież z tym elementem w fazie zasadniczej mieli sporo problemów.

Katowiczanie w końcówce nie zapanowali nad emocjami. Zamiast poszukać okazji do zdobycia honorowego gola i nieco poprawić nastroje, skupili się na prowokacjach i nieco ostrzejszych zagraniach. To z pewnością podgrzało atmosferę przed jutrzejszym starciem.

[…] GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim 0:8 (0:2, 0:2, 0:4)

 

Katowicka metamorfoza. Hat trick Fraszki

Hokeiści GKS-u Katowice w ciągu 24 godzin przeszli prawdziwą przemianę. Podopieczni Andrieja Parfionowa pokonali na własnym lodzie Re-Plast Unię Oświęcim 5:0 i wyrównali stan ćwierćfinałowej rywalizacji.

Każdy mecz play-off jest jak rozdział książki. Choć tworzy on całość, to niesie za sobą nieco inną historię. Te słowa dziś znalazły potwierdzenie, bo katowiczanie po wstydliwej porażce 0:8, dziś pokonali oświęcimian, prezentując całkowicie inne oblicze.

Podopieczni Andrieja Parfionowa po każdej zapalnej sytuacji zachowywali się jak piraci dokonujący abordażu. Głośnymi okrzykami i gestami starali się wywrzeć presję na arbitrach i zdeprymować rywali. Zachowanie, jakich w play-offach wiele, ale tumult dochodzący z boksu gospodarzy niósł się po całej „Satelicie”.

GieKSiarze zaczęli z większą werwą niż wczoraj, a ich agresywny pressing sprawiał oświęcimianom sporo problemów. Udało im się też szybko, bo już po 188 sekundach, objąć prowadzenie. Pomogła im w tym gra w przewadze. Z linii niebieskiej uderzył Patryk Wajda, a pracujący na bramkarzu Maciej Kruczek zdołał jeszcze strącić krążek. Clarke Saunders nie miał więc żadnych szans.

Katowiczanie próbowali pójść za ciosem, ale w tej odsłonie nie zdołała znaleźć sposobu na golkipera gości. Odrobiny szczęścia i precyzji zabrakło kolejno Bartoszowi Fraszce i Grzegorzowi Pasiutowi.

Swoje szanse mieli też oświęcimianie. Podczas gry w przewadze z bulika huknął Gilbert Brulé, ale guma powędrowała nad poprzeczką. Z kolei Juraj Šimboch, prezentujący się solidniej niż wczoraj, zdołał obronić uderzenie Gregora Koblara.

W drugiej odsłonie obraz gry się nie zmienił. Bandy trzeszczały, a zawodnicy nie oszczędzali się. Wykorzystywali każdą okazję, by ostrzej potraktować rywala. Bramek jednak nie oglądaliśmy.

W 32. minucie szczęście uśmiechnęło się do golkipera gospodarzy. Po dograniu Eliezera Sherbatova guma odbiła się od katowickiego defensora, ale Juraj Šimboch zdołał zatrzymać krążek.

Chwilę później zakotłowało się pod oświęcimską bramką Na 2:0 powinien podwyższyć Andriej Stiepanow, który dostał dobre podanie od Grzegorza Pasiuta. Strzał byłego reprezentanta Białorusi pozostawił jednak sporo do życzenia.

Na dobrą sprawę losy spotkania rozstrzygnęły się w 50. minucie. Andriej Stiepanow dograł do rozpędzonego Bartosza Fraszki, a ten zgubił obrońców i uderzeniem z nadgarstka zaskoczył Clarke’a Saundersa. Ten gol podciął oświęcimianom skrzydła, a GieKSę napędził do kolejnych ataków. Efekt? Trzeci gol autorstwa Filipa Starzyńskiego, który zwieńczył kontrę Jānisa Andersonsa.

Trener Kevin Constantine na 251 sekund przed końcem regulaminowego czasu gry zdecydował się na manewr z wycofaniem bramkarza, ale nie przyniósł on zamierzonego efektu. Do gumy dopadł Bartosz Fraszko i umieścił ją w pustej bramce. 25-letni skrzydłowy chwilę później postawił pieczęć na zwycięstwie GieKSy i w sytuacji sam na sam zaskoczył Saundersa.

[…] GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim 5:0 (1:0, 0:0, 4:0)

 

sportdziennik.com – Atut tafli

Zespół GKS-u przegrywa w rywalizacji, ale nie powiedział ostatniego słowa.

Hokeiści Re-Plastu Unii Oświęcim wykorzystali atut własnej tafli i zwyciężyli w trzecim ćwierćfinałowym spotkaniu play off z GKS Katowice i objęli prowadzenie w rywalizacji. Jednak wszystko wskazuje na to, że ta seria potrwa najdłużej, bo obie drużyny prezentują podobny poziom.

Obaj trenerzy nie „majstrowali” nic przy składach, ale też nie mają za dużego pola manewru. Tylko w razie nieprzewidzianego splotu wydarzeń mogą nastąpić jakieś drobne przetasowania w poszczególnych formacjach. Jedni i drudzy doskonale zdawali sobie sprawę jak ważne będzie otwarcie tego spotkania. I gospodarze rzucili się do ataku i robili sporo zamieszania w tercji gości. Juraj Szimboch był niezwykle czujny w każdej sytuacji i w I tercji zachował „czyste konto”. Clarke Saunders miał mniej strzałów, ale jeden krążek wpadł do jego siatki. Ryan Glenn stracił krążek w strefie neutralnej i Bartosz Fraszko z Andrejem Stiepanowem błyskawicznie przemieścili się do tercji gospodarzy. Ten pierwszy podał do Rosjanina, a ten nie dał najmniejszych szans bramkarzowi Unii.

Katowiczanie grali rozważnie i mieli jeszcze swoje okazję na podwyższenie rezultatu, ale Grzegorz Pasiut i Mikael Kuronen nie zdołali pokonać Saundersa. W 17 min. zanotowaliśmy pierwsze wykluczenie i do boksu kar powędrował Paul Swindlehurst. Jednak goście kiepsko rozegrali te przewagę liczebną, nie stwarzając żadnego zagrożenia i mieli poważne problemy z wjechaniem w tercję gospodarzy.

Druga odsłona w wykonaniu GKS-u była słaba. Przede wszystkim dali sobie narzucić styl gospodarzy, którzy mieli inicjatywę. Od początku wyrównująca bramka „wisiała” w powietrzu i w końcu Eliezer Szerbatow popisał się dynamiczną akcją i posłał krążek do siatki. Goście coraz częściej przebywali w boksie. Dwa razy grali w podwójnym osłabieniu 24 i 50 sek. Gdy Franssila otrzymał podwójna karę mniejszą za zranienie przeciwnika gospodarze wyszli na prowadzenie. Luka Kalan sprytnie przekierował krążek po uderzeniu z daleka i Szimboch był bez szans. Unia mogła prowadzić wyżej, bowiem w 29 min. Brett McKenzie nie zdołał posłać krążka do pustej bramki. Goście nie mieli wiele do powiedzenia i tuż przed wyrównującym golem dla Unii Mateusz Michalski strzelił w słupek. Gospodarze zdecydowanie lepiej się prezentowali i w pełni zasłużenie prowadzili.

Hokeiści GKS-u nie mieli nic do stracenia i musieli ruszyć do przodu, a przede wszystkim grać agresywnie tak jak prezentowali się w rewanżu w Katowicach. I tak też było, ale niefrasobliwa strata krążka we własnej strefie sprawiła, że Daniił Oriechin podwyższył rezultat spotkania. Jednak 21 sek. później Bartosz Fraszko zmniejszył stratę i rozpoczął się twardy boj na całej tafli. W 49 min.goście ponownie zaliczyli słupek, a tym razem trafił w niego strzałem z daleka Patryk Wajda. Mimo ambitnej postawy katowiczanom nie udało się wyrównać, a na dodatek stracili kolejnego gola. 56 sek. przed końcem trener GKS-u wycofał bramkarza, ale ten manewr nie przyniósł efektu

[…] RE-Plast Unia Oświęcim – GKS Katowice 4:2 (0:1, 2:0, 2:1)

 

Cenna wygrana GieKSy!

Hokeiści z Katowic, wygrywając 4. spotkanie ćwierćfinałowe, wyrównali stan rywalizacji.

Andrej Parfionow, trener GKS-u, uznał, że tym razem zagra na 4 pary obrońców i dokonał drobnych przetasowań w atakach, bowiem zabrakło Tomasa Kubalika. I od pierwszego gwizdka rozgorzała twarda walka, ale nieco więcej z gry mieli gospodarze. Oba zespoły miały kilka okazji do zmiany rezultatu, ale krążek nie wpadł do siatki. Eliezer Szerbatow (5 min), ani też będący tuż przed bramką Daniłł Orechin (19) nie potrafili pokonać Juraja Szimbocha. Goście również niepokoili Clarke’a Saundersa, ale ani Mateusz Michalski (6) ani też Grzegorz Pasiut (16) w dogodnych sytuacjach nie potrafili skierować krążka do bramki. Druga odsłona również zakończyła się bez bramek, ale to nie tylko wynik dobrej postawy bramkarzy, lecz kiepskiej skuteczności. Wyborną sytuację miał Michalski (33), który w osłabieniu był sam na sam, a potem Pasiut tuż przed bramką trafił w parkan golkipera Unii. Również gospodarze mieli okazje, lecz Orechin (34), a później Brule (39) również nie zdołali pokonać Szimbocha.

W końcu Stiepanow podał do Fraszki, a ten dynamicznie wjechał w tercję rywali i posłał krążek między parkanami kanadyjskiego bramkarza. Potem nastąpiła kilkuminutowa przerwa, bo ekipa techniczna nie potrafiła umocować bramki, który ciągle wyskakiwała z umocowań. W 50 min Jesse Rohtla wyskoczył z boksu kar znalazł się sam na sam, ale nie wykorzystał! W końcówce Unia wycofała bramkarza i Stiepanow posłał krążek do pustej bramki. W czwartek kolejne spotkanie w Katowicach.

RE-Plast Unia Oświęcim – GKS Katowice 0:2 (0:0, 0:0, 0:2)

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


4 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

4 komentarze

  1. Avatar photo

    alzek

    2 marca 2021 at 10:09

    Wiadomo już coś z tym walkowerem za mecz nr 2 z Unią? Bo podobno młodzieżowiec nie zagrał i Unia złożyła skargę!

  2. Avatar photo

    Kato

    2 marca 2021 at 13:26

    Jest jakiś czas na zgłaszanie i rozpatrywanie takich spraw.
    Chyba, bo na zdrowe myślenie, to jest zaraz po meczu lub przed następnym.
    A tu minęło już kilka dni i zostały rozegrane następne dwa mecze.

  3. Avatar photo

    Kris

    2 marca 2021 at 18:56

    Kato, bez względu na czas rozpatrywania jeśli ktos pilnujący tych spraw w drużynie niedopatrzyl to powinien ponieść konsekwencje. Wynik był już ustalony wiec co stało na przeszkodzie dać pograć młodym. Oczywiście JEŻELI miało to miejsce. Nawet jeśli dostaniemy ten walkower to wierze w hokeistów, ze pokażą charakter i wygrają te Play Offy.

  4. Avatar photo

    Kato

    2 marca 2021 at 19:55

    Kris
    Pełna zgoda z tym tematem.
    Wina czy nie, ok.
    Tylko zastanawia mnie obecnie, do kiedy można zgłosić taką sprawę wykroczenia.
    Czy po rozegraniu np. ostatniego meczu? Można wtedy jeszcze zgłosić taką sprawę.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony

Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.

I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…

Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.

Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…

Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.

Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.

Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i  wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…

Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.

Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.

I na tym mógłbym zakończyć…

Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.

W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.

Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.

Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach  nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”.  Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.

Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.

Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.

I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.

Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.

I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.

Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.

GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.

I teraz po 11  kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.

W dupach się poprzewracało od dobrobytu.

Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?

Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…

Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.

Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.

Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.

Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym  sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.

Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.

Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.

Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.

Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.

I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.

Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.

To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.

Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Gdybym miał tylko cierpieć, nie byłym sobą

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice – Lech Poznań wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Rafał Górak i Nils Frederiksen. Poniżej spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.

Nils Frederiksen (trener Lecha Poznań): 
Zwycięstwo jest zawsze ważne i cieszy szczególnie, zwłaszcza jeśli udajemy się na przerwę reprezentacyjną. Czasem wygrywamy w sposób przekonujący, ale dzisiaj tak nie było. Graliśmy z dobrym przeciwnikiem, który jest jakościowy. Szczególnie dobrze wyglądali w pressingu, co powodowało nasze problemy, ale w końcówce rywale ryzykowali, co poskutkowało kilkoma naszymi szansami, które mogliśmy wykorzystać i zamknąć mecz. Ogólnie oceniam mecz jako bardzo wyrównany. My byliśmy dzisiaj bardziej skuteczni i efektywni od przeciwnika i dlatego wygraliśmy.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Trudno pogodzić się z taką porażką, po takim spotkaniu, szczególnie z Mistrzem Polski. Ciężko nam z tym, zwłaszcza po takim meczu. Przez większość meczu kontrolowaliśmy grę, byliśmy zespołem, który swoim pomysłem i grą pressingiem powodował, że Lech miał ogromne problemy, aby z tego pressingu wyjść. Stworzyliśmy na tyle sytuacji, że powinniśmy zdobyć choć jedną bramkę, to jest jednak sól piłki i rzecz najważniejsza. Z drugiej strony należy oddać zawodnikom, że grali bardzo dobrze, jestem pełen – może nie podziwu – ale zadowolenia z tego, jak realizowaliśmy pomysł na mecz i w jaki sposób, chcieliśmy z Lechem wygrać. Trzeba przyjąć tę porażkę, trzeba dalej ciągle i konsekwentnie pracować z zespołem, bo dzisiaj każdy z tych nowych zawodników wygląda coraz lepiej i ta nasza zespołowość, która jest tak istotna w GKS Katowice, zazębi się na tyle, że punkty zaczną do nas przybywać. Gdybym miał tylko cierpieć, to nie byłbym sobą. Widzę bardzo dużo dobrych i optymistycznych rzeczy i nie zamierzam spuszczać głowy i być tylko i wyłącznie smutnym. Nie jest to łatwe grać dobry mecz i przegrywać z zespołem, który jest Mistrzem Polski. Trzeba to wziąć na klatę i pracować dalej.

Kontynuuj czytanie

Kibice Piłka nożna

Lech Poznań kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Lech Poznań to marka znana nie tylko w Polsce, ale także na arenie międzynarodowej, na której godnie reprezentuje rodzimą scenę kibicowską. 

Fani Lecha są bardzo starą bandą z ogromnymi tradycjami kibicowskimi – pojawili się w latach 70. Kiedy na początku 1980 roku powstawały w innych miastach pierwsze kluby kibica, to Pyry na finał Pucharu Polski do Częstochowy pojechały w… 6000 osób. Grali tam ze znienawidzoną Legią Warszawa, a skala awantury przerosła wszystkich. Skończyło się na co najmniej kilkudziesięciu osobach w szpitalu, w tym kilku w ciężkim stanie. Do dzisiaj niektórzy mówią, że były tam wtedy ofiary śmiertelne, ale zostało to zatuszowane przez władze.

Kibice Lecha w połowie lat 90. zbudowali potężną chuligańską bandę (Brygada Banici), na czele której stał Uszol. Razem z Arką Gdynia i Cracovią tworzyli Wielką Triadę, która była najsilniejszą koalicją polskich trybun w latach 90., co udowadniali na meczach reprezentacji.

W naszej historii mieliśmy epizd krótkotrwałej „zgody”. W 1985 roku zagraliśmy swój pierwszy finał Pucharu Polski – z Widzewem Łódź na stadionie Legii Warszawa. Wspierały nas wtedy: Avia Świdnik, Arka Gdynia, Broń Radom, GKS Jastrzębie, GKS Tychy, Górnik Zabrze, Hutnik Kraków, Korona Kielce, ŁKS Łódź, Polonia Warszawa, Stal Mielec, Śląsk Wrocław oraz… Lech Poznań. Była to istna mieszanka wybuchowa. Takie były wtedy realia – przyjechała ekipa, rozwieszała flagę na znak wsparcia i… była sztama. O ile lata 90. były szalone, to te dekadę wcześniej już totalnie odrealnione (szczególnie patrząc z dzisiejszej perspektywy). Nasza liczba tego dnia to 900 osób, z czego samej GieKSy 700. Resztę stanowiły ekipy, które na stadionie CWKS-u „określały” się po czyjej stronie stoją. Fani Lecha wywiesili flagę „KKS” oraz inne barwówki. Koniec sztamy nastąpił w 1987 roku. Pojechaliśmy na Olimpię Poznań w 40 osób. Naszą delegację, jeszcze jako zgodę, odbierali fani Lecha, ale nie podobało im się, że mamy równolegle sztamę ze Śląskiem Wrocław. Nasi kibice dostali ultimatum. Po końcowym gwizdku i odprowadzeniu na peron GieKSiarze przekazali, że wybierają WKS.

Odnośnie do samej Olimpii i Warty – były to kluby, które były odskocznią dla chuliganów Lecha. W połowie lat 90. na puste stadiony zjeżdżały się kibicowskie bandy i Kolejorz miał wiele okazji, by się na kogoś ustawić. Nie inaczej było w późniejszych latach z Amicą Wronki. Wielkopolska w latach 90. to był region, w którym chuligani Lecha działali na potęgę – regularnie atakowali, próbowali cokolwiek wykręcić i sporo ekip wracało obitych lub nawet skrojonych z płótna. Stadion Lecha na początku lat 90. to był dla wielu innych ekip w Polsce „Zachód”. Kiedy na większości stadionów wisiały jeszcze zwykłe barwówki, to na płocie Lecha mogliśmy oglądać długie płótna z napisami, np. „Forever Lech” czy „Forza Poznań”. Innym standardem był doping na dwie trybuny – zarzucenie „Kto wygra mecz!?” było nowością. Wiele lat później, bo w 2010 roku Kolejorz grał z Manchesterem City na wyjeździe, a skakanie z trzymaniem się za bary tyłem do murawy zrobiło w Anglii taką furorę, że zostało nazwane „Let’s go the Poznań”.

Obecne zgody Lecha to: KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (1992 rok), Arka i Cracovia (1996) oraz ŁKS Łódź (2017). Prywatnie mają kontakty z chuliganami Spartaka Moskwa.

Nasza rywalizacja jest bardzo bogata. Pierwsze odnotowane wojaże do Poznania zaczynają się wiosną 1988 roku, kiedy pojechaliśmy w 30 fanatyków, a na boisku padł remis 2:2.

Swoje chuligańskie wybryki ekipa Lecha zaprezentowała już w 1990 roku. W Poznaniu było 1:1.

Jesienią 1991 roku pokonaliśmy Lecha 3:1.

Wiosną 1992 do Wielkopolski wybrało się 40 fanatyków GieKSy. Musieliśmy się pogodzić z porażką po bramce Andrzeja Juskowiaka, który otwierał sobie bramę do Europy. W tamtych latach transfery do zagranicznych klubów nie były na porządku dziennym. Młyn Kolejorza, jak na tamte lata, robił duże wrażenie. Powstały pierwsze edycje flag „Forza Lech” czy „Pyrlandia”, które obecnie są znakiem firmowym Kolejorza. Kawał historii polskich trybun.

Jesienią 1992 roku zagraliśmy na Bukowej. Lech okazał się lepszy i wygrał 3:1.

Wiosną 1993 pojechaliśmy do Poznania w 26 osób. GKS wygrał 2:1, a debiutujący Marian Janoszka w doliczonym czasie dał nam trzy punkty. Strzelił oczywiście „główką”. Wśród nas znalazło się 4 przedstawicieli FC Gniezno, którzy w młodym wieku zakochali się w GieKSie i zaczęli regularnie jeździć na mecze do Katowic. Jeden z chłopaków uwielbiał Janusza Jojko, więc postanowił zobaczyć go na żywo i zabrał kolegę. Na meczu z Benficą Lizbona zadebiutowała ich flaga w centralnym miejscu Blaszoka. Klub docenił ich poświęcenie oraz przejechane kilometry i… pozwolił im po meczu spać w pokoju sędziowskim, żeby mogli wrócić do Wielkopolski wypoczęci.

Wspomniany mecz w Poznaniu z 1993 roku to także ważny moment w ruchu kibicowskim GieKSy. W drodze powrotnej nasza ekipa skroiła okazałą flagę „Ostrów Wielkopolski”. Następne domowe spotkanie z Szombierkami Bytom było oficjalnym debiutem sektora „D”. W 50 osób zasiadła na nim grupa chuligańska, która wywiesiła zdobycz z Wielkopolski. Ekipa wyjazdowa prowadziła stamtąd doping, a zasiadanie na „D” było kontynuowane na kolejnych spotkaniach. Aby móc tam wejść, trzeba było jeździć po Polsce za GieKSą.

Jesienią 1993 roku graliśmy ponownie w Poznaniu i na ten wyjazd wybrało się 40 GieKSiarzy. Na murawie 1:1.

Wiosną 1994 w Katowicach podejmowaliśmy Mistrza Polski, który uległ GieKSie 1:2. Z Poznania zawitało 20 fanatyków.

W sezonie 1994/1995 roku zaczęliśmy od wyjazdu do Poznania w listopadzie. Mecz wypadł w środę i ostatecznie zameldowało się na nim 8 fanatyków.

W maju 1995 roku mieliśmy bardzo ważne spotkanie w Poznaniu – półfinał Pucharu Polski. W środę wybrało się 140 GieKSiarzy, co było wtedy naszą najlepszą liczbą na Bułgarskiej. Na boisku padł remis 1:1, ale piłkarze wygrali 4:2 serię rzutów karnych i zameldowali się w finale. W nim przegraliśmy z Legią, ale doszło wtedy do jednej z największych awantur w historii polskiego ruchu kibicowskiego.

Pod koniec maja graliśmy już normalny mecz ligowy na Bukowej. W środę o 18:00 pojawiło się tylko 1500 widzów, z czego 15 stanowili kibice Lecha. GieKSa wygrała 3:1.

Jesień 1995 do Wielkopolski wyruszyło 90 GieKSiarzy, ale po różnych przebojach z dojazdem i mundurowymi, ostatecznie dotarło tylko… 5. Na stadionie pojawiło się wtedy łącznie… 800 osób. To były czasy, kiedy Lech popadł we frekwencyjny kryzys. Gospodarze wygrali 4:1.

W 1996 roku Kolejorz zawitał do Katowic w 45 osób. Nie będą tego dnia kibice Lecha dobrze wspominać. Najpierw do pociągu, którym jechali na nasz stadion, wpadła banda Ruchu Chorzów ze sprzętem. Kilka osób wyłapało ciężkie lanie, była szyta jedna głowa. W trakcie meczu jeden nasz partyzant dołem sektora zakradł się i skroił słynną flagę FC Gniezno, która nie tylko jeździła za Lechem po Polsce, ale także reprezentowała ich na meczach kadry. Policja złapała delikwenta, flagę przekazała ochronie, która zaniosła ją do sektora KKS. Pyry honorowo ją odrzuciły. Nasze relacje zaczynały się zaostrzać. Na murawie 1:1.

Jesienią 1996 roku graliśmy w Poznaniu. Ciśnienie wśród chuliganów GieKSy było ogromne. Skład podzielił się na dwie grupy. Pierwsza o 2:00 w nocy i bez obstawy wyruszyła pociągiem do Leszna. Po drodze trwały „żniwa” na napotkanych kibicach Kolejorza. Łącznie, po dojechaniu ekipy autokarowej, było nas 180 osób, co było wtedy naszym rekordem w Poznaniu. Na murawie 0:0, ale GieKSiarze wracali zadowoleni z Poznania.

W styczniu miała miejsce 3. edycja Spodek Cup pod nazwą „EB Sport Cup”, na której pierwszy raz wystąpił Lech Poznań. 60 chuliganów Lecha, przez wypełnioną po brzegi halę oraz spóźniony przyjazd, było trzymanych pod Spodkiem przez psy. Dopiero kiedy Górnik Zabrze i Ruch Chorzów opuścili halę, to wpuszczono poznaniaków. Mogli oni śledzić poczynania swojego zespołu, który sięgnął po puchar, pokonując nas w finale 6:3. My, obok Ruchu, wystawiliśmy największy młyn na turnieju – liczący 2000 szalikowców. Byliśmy także świeżo po przybiciu sztamy z Banikiem Ostrava.

W maju 1997 podejmowaliśmy Kolejorza. Od rana na dworcu czekał komitet powitalny i każdy fan Lecha, który przyjeżdżał na własną rękę, został zlany. Główna grupa Lecha, licząca tego dnia 65 osób (w tym Cracovia), także została obita. Po meczu nasza banda zebrała się w 60 osób i pojechała do Chorzowa, gdzie na pożegnanie wpadła do pociągu i znów obiła cały skład Kolejorza. Tego dnia miał miejsce jeden wielki triumf chuliganów GieKSy.

Także na tym meczu nasz klub postanowił wprowadzić identyfikatory, a dla „zachęty” wręczano koszulki z napisem „Wzorowy kibic GKS-u Katowice”. GieKSiarze, który szli na Blaszok, markerem lub czarną taśmą zasłaniali napis „wzorowy”. Piłkarze ulegli 0:1.

Po tym meczu była jeszcze dogrywka we Wronkach. W czerwcu w środę jechaliśmy na Amikę w liczbie 22 fanatyków. W Rawiczu ustawił się Kolejorz w 10 osób, ale poniósł porażkę. Na powrocie, kiedy mieliśmy przesiadkę w Poznaniu, ponownie uderzył Lech, ale policja uniemożliwiła starcie. Na pożegnanie straciliśmy 3 szyby w pociągu.

Sezon 1997/1998 był kolejnym, w którym rosła nasza kosa, a chuligani Lecha szukali zemsty. Na początek znowu działo się we Wronkach. W środę 15 października autokarem pojechało 50 GieKSiarzy. Wszelki sprzęt został zarekwirowany przez policję. Po meczu za Poznaniem na jednym zajeździe podjechało mnóstwo samochodów Kolejorza, jeden zajechał nam drogę, więc nasz skład się wysypał. Po pierwszym starciu Pyry sięgnęły po sprzęt. Część osób od nas załapała się na porządne lanie, a reszta zabunkrowała się w autokarze, który został „przewietrzony” z wszystkich stron. Poszły wszystkie szyby, kilka osób musiało skorzystać z pomocy medycznej. Chuligani Lecha na pożegnanie wrzucili przez dziurawe okna… bulwy ziemniaków. Po czasie zjechało się mnóstwo psów. Akcja na plus dla Lecha.

W listopadzie 1997 graliśmy w Poznaniu. W naszych szeregach była duża mobilizacja i pojechało nas rekordowe 200 osób. W Opolu zbierała się Odra w 40 osób, ale została szybko obita i rozgoniona. Na meczu nic się nie wydarzyło, choć policja była mocno podkręcona i ładowała kolegia oraz zawijała za byle przewinienie. Powrót był spokojny. Nasi piłkarze wygrali 1:0.

Zimą 1998 roku ponownie rozegrano turniej w Spodku, który media nazwały „Terror Cup”. To, że nie padł trup tego dnia, jest największym osiągnięciem organizatorów. Na hali mieliśmy jedną wielką awanturę, mnóstwo osób w szpitalu i areszcie. GieKSa wystawiła 1500 szalikowców, ze wsparciem 30 osób z Banika. Kolejorz zawitał bandą 120 chuliganów (w tym 12 Arka Gdynia i 8 KSZO Ostrowiec), jednak policja widząc, co się wyprawia, zablokowała im możliwość wejścia do Spodka. Tym razem GieKSa wygrała turniej, ale największym szokiem było to, że ostatecznie dokończono rozgrywki.

Wiosną 1998 roku podejmowaliśmy Lecha. Nasi ponownie na dworcu wystawili komitet powitalny, ale Pyry miały obstawę mundurowych i do niczego nie doszło. Kilku kibiców Cracovii przyjechało na własną rękę, ale zostali skasowani. Kolejorz zawitał w 77 osób, w tym 11 Craxa i 1 Arkowiec. Na meczu się nic nie działo. Kolejorz wygrał 1:0.

W sezonie 1998/1999 na sierpniowy wyjazd wybrało się 74 fanatyków GieKSy, w tym 9 Banik Ostrava. Lech wygrał 3:1.

Wiosną 1999 roku przegraliśmy 1:2 z Kolejorzem i zbliżaliśmy się do spadku. Lech przyjechał w rekordowe 190 osób i pierwszy raz zasiadł na Trybunie Północnej, która docelowo stała się sektorem dla gości. W tym dniu była z nimi delegacja Ruchu Chorzów.

Niedługo po naszym meczu Kolejorz grał w Chorzowie, gdzie wówczas przodująca ekipa na Lechu – Brygada Banici – zasiadła na środku stadionu obok młynu Ruchu. Kolejorz dał także wsparcie Niebieskim w prestiżowym meczu z Interem Mediolan na Stadionie Śląskim.

Układ KKS – HKS nie przetrwał próby czasu, a dziś trwa nienawiść na linii Poznań – Chorzów.

Spadek był nieunikniony i w 1999 roku opuściliśmy szeregi Ekstraklasy. Gdy po roku wróciliśmy do elity, to minęliśmy się z Lechem, który zaliczył relegację. Kolejorz popadł wtedy w tak mocny kryzys wyjazdowy, że – dziś się wydaje to niewiarygodne – w 2000 roku notował skromne delegacje (lub dosłownie zera) w sektorach gości.

Po dwóch latach męczarni Lech awansował do Ekstraklasy. Ale zanim to poczynił, to stworzył modę, jakiej wtedy jeszcze w Polsce nie było. Frekwencja i młyn nabity to jedno, ale Lech po prostu zaczął wyznaczać standardy. Na przykład podzielili cały stadionu na dwa kolory na meczu z Petrochemią Płock czy wprowadzili napisy ze styropianów, które potem zgapiała cała Polska.

W sezonie 2002/2003 spotkaliśmy się czterokrotnie. W marcu 2002 roku zagraliśmy w nieistniejącym już Pucharze Ligi. Z Poznania zawitało 100 kibiców Lecha, którzy racami zaznaczyli swoją obecność. W przerwie próbowaliśmy ataku na Lecha, ale psy były czujne i nic z tego nie wyszło. Po meczu w Jaworznie zostało obite Zagłębie Sosnowiec, które czekało na naszych kibiców. GKS wygrał 1:0.

W kwietniu na rewanżowym spotkaniu we wtorek zawitało 104 GieKSiarzy, w tym 4 Banik Ostrava z flagą „Apple Commando”. GieKSa wygrała 3:1 i awansowała dalej.

Jesienią 2002 roku graliśmy w piątek na Bułgarskiej. Pojechało 154 fanatyków, w tym 5 Banik Ostrava. Po meczu za Poznaniem został zaciągnięty hamulec ręczny i wysypał się Lech z Cracovią. Doszło tylko do „piąch” przez okna, bo policja zastawiła wszystkie drzwi. Następnie, już nad ranem, gdy wszyscy spali, niespodziewanie wpadła ze sprzętem… Polonia Bytom. Nasi w drzwiach bronili się plecakami i pasami, a kiedy wszyscy się obudzili i ocknęli, to przeprowadzili szturm. Polonia musiała uciekać, a zjeżdżająca się policja waliła ostrą amunicją w niebo. Zatrzymano 6 kibiców Polonii, a kilku naszych musiało leczyć rany w szpitalu. Wracając do murawy – GKS wygrał 1:0 w Poznaniu.

ACD Systems Digital Imaging

Wiosną 2003 żyliśmy marzeniami, że europejskie puchary są w naszym zasięgu. W marcu zawitał Lech w liczbie 620 osób, co na tamte czasy było kosmosem. A podział trybuny pelerynami na dwa kolory (i do tego racowisko) było czymś zupełnie nowym. Net F@ns GieKSa także nie próżnowała i zaprezentowała kilka razy pokaz pirotechniki. GKS wygrał 1:0 po niezwykłym golu Leo.

W sezonie 2003/2004 znowu zagraliśmy ze sobą czterokrotnie… We wrześniu wygraliśmy 2:1, ale z Katowic nie było nikogo przez zamknięty sektor gości w Poznaniu.

W kwietniu 2004 roku graliśmy z Lechem półfinał Pucharu Polski, który Kolejorz wygrał 2:1, a towarzyszyło mu 67 fanatyków z Wielkopolski.

 

Tego samego dnia doszło do walki PNG i YF ’98 po 20 osób do 21. roku życia, którą ostatecznie wygrał Lech. W trakcie bójki stara ekipa Kolejorza chciała ogłosić remis, ale młoda ekipa PNG chciała walczyć do końca. Zapłaciła brakiem doświadczenia i musiała uznać wyższość chuliganów Lecha.

W rewanżu na środowy pojedynek pojechało 68 GieKSiarzy, w tym 4 Dynamo Drezno, z którymi mieliśmy dobre relacje. Kolejorz wygrał 4:2 i awansował do finału rozgrywek.

W tym samym miesiącu graliśmy też w lidze. Piłkarze zawodzili regularnie i Blaszok zaprezentował im transparent nawiązujący do powrotu z Łęcznej, kiedy wyłapali klapsy. Po 8 minutach GKS przegrywał 0:2, a młyn opustoszał. Ostatecznie przegraliśmy 1:2. Z Poznania zawitało 100 fanatyków, którzy odpalili race w asyście herbu Lecha.

W sezonie 2004/2005 do Katowic zawitało 180 fanatyków Lecha, którzy wyjątkowo zasiedli w sektorze 1. Powodem była kara, którą dostaliśmy za wbiegnięcie na murawę po meczu z Legią Warszawa (w poprzednim sezonie). Blaszok został zamknięty, a młyn przeniósł się na Trybunę Północną. GKS dostał w łeb 0:3.

W kwietniu 2005 roku również przegraliśmy, ale tym razem 1:3. Do Poznania zawitało 70 GieKSiarzy. Po tym sezonie spadliśmy i na powrót do elity czekaliśmy 19 lat.

W listopadzie 2024 roku, jako beniaminek Ekstraklasy, pojechaliśmy w 1705 osób do Poznania. W tej liczbie było wsparcie od naszych przyjaciół – 1 Banik Ostrava, 114 Górnik Zabrze i 45 JKS Jarosław. Była to jedna z naszych najlepszych liczb w historii na wyjeździe. Pyry wygrały 2:0.

Wiosną 2025 Lech grał o mistrza, a my mieliśmy już pewne utrzymanie. Zagraliśmy na nowym stadionie i po raz pierwszy stworzyliśmy kartoniadę na dwie trybuny („GieKSa Gol”). Na murawie padł remis 2:2, ale Pyry ostatecznie zdobyły Mistrzostwo Polski, pokonując w ostatniej kolejce Piasta Gliwice. Do Katowic zawitało 1250 kibiców Kolejorza, co było ich najlepszą liczbą u nas w historii.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga