Dołącz do nas

Kibice

Widzew kibicowsko i nasze wyjazdy do Łodzi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Widzew to rywal z najwyższej piłkarskiej i kibicowskiej półki, nie tylko w I lidze. Łodzianie są starym, zasłużonym klubem dla polskiej piłki, powstałym w 1910 roku.

Ich najlepsze czasy nadeszły z początkiem lat 80. Klub dwukrotnie zdobył mistrzostwo Polski, kilkukrotnie zajmował również miejsce na podium. W międzyczasie, w 1983 roku doszedł do półfinału Pucharu Europy (aktualna Liga Mistrzów), ulegając słynnemu Juventusowi Turyn. W Pucharze UEFA oraz Pucharze Zdobywców Pucharów także dochodził do 1/16 lub 1/8 rozgrywek, gdzie, jeśli już ulegał, to topowym markom. Jedyny Puchar Polski, zdobyli przeciwko nam w 1985 roku w Warszawie, kiedy GKS i Widzew po raz pierwszy doszli do finału. Po bezbramkowym remisie RTS lepiej wykonywał jedenastki.

Wraz z ogromnymi sukcesami piłkarskimi w Łodzi dla kibiców ŁKS-u zaczął wyrastać poważny konkurent. Widzew pierwsze lata działalności na trybunach zapoczątkował w latach 70., ale do połowy lat 80. nie mógł za bardzo wychylać głowy w swoim mieście. Później było już tylko lepiej dla Widzewa, kiedy zaczęły powstawać ich pierwsze zgody jak GKS Bełchatów, Jagiellonia Białystok, Lechia Gdańsk, Petrochemia Płock, Ruch Chorzów czy Wisła Kraków. Z mniejszych ekip był jeszcze Chrobry Głogów, Karpaty Krosno i Stal Rzeszów. Na barkach Widzewa część ekip zaczęła przy nich „dorastać”, po czym usamodzielniać się, gdy przyszły lepsze czasy w swoich klubach, a takimi byli kibice z Bełchatowa, Kalisza, Płocka czy Radomska. Część z nich ma z RTS-em kosę, część po kilkunastu latach z Widzewem odnowiła kontakty, a inne ekipy wymarły (Boruta Zgierz, Ceramika Opoczno, Granat Skarżysko-Kamienna, Górnik Łęczyca, Star Starachowice, KKS Koluszki, Pelikan Łowicz, Warta Sieradz, MKS Kutno) lub działają w „małym nakładzie”. W połowie lat 90. miasto przerodziło się już w wojnę na całego, która trwa do dziś i nie ma w Polsce tak wyrównanej i na takim wysokim poziomie walki o prymat w mieście. Aktualnie jedyną zgodą RTS-u są: Elana Toruń i Ruch Chorzów.

Zgoda z Elanowcami jest całkiem młoda, bo przybita w 2018 roku. Od czasu przybicia sztamy Ruchu z RTS-em w 2005 roku, coraz częściej ekipy widywały się na wspólnych meczach Ruchu i silny fan club Widzewa z Grudziądza, zaczął często wspierać Elanę u siebie, jak i na wyjazdach. Po kilkunastu latach bardzo dobrej znajomości (przecinając się często przy wspieraniu Ruchu), w bezpośrednim meczu ligowym Elana — Widzew została przybita zgoda, kiedy 2500 widzewiaków oblewało z miejscowymi przybicie zgody.

Z Ruchem zgoda powstała od układu w 2002 roku (którego zwieńczeniem była zgoda przybita w 2005 roku), trzeba jednak zaznaczyć, że Niebiescy w 1978 po raz pierwszy przybili sztamę z Widzewem i ta zgoda była mocną relacją. Podczas naszego finału Pucharu Polski w Warszawie, Ruch obok Jagi, Lechii i Wisły dobrze wsparł Widzew na meczu z GieKSą, ale niedługo później, bo jesienią, zgoda została zakończona. Od lat 90. bywało między nimi różnie i był okres, że przerodziło się to w kosę oraz walki między sobą na stadionie. Na początku 2002 roku nastąpiło ocieplenie stosunków, które przerodziło się w prywatne kontakty, ale z czasem wszystko zmierzało w dobrą stronę i oficjalnie przybito układ. Jak się potoczyło dalej, wszyscy wiemy. Jest to bardzo mocna zgoda w aspekcie chuligańskim i nie jednej ekipie utarli nosa.

Wcześniej RTS miał dobre kontakty z Lechem Poznań zapoczątkowane w 2001 roku i trwające kilka lat. Był mecz w Poznaniu, gdy Widzewa przybyło ponad 4000 osób (2007 rok) i wtedy nikt nie zakładał, że będzie z tego w przyszłości gruba kosa, bo zmierzało to raczej w inną stronę, zważywszy, że wspólnie na tym meczu „pozdrawiano” ŁKS. Wieloletnie kontakty na linii Chorzów — Poznań poszły w niepamięć i przerodziło się to w wielką nienawiść i było wyczekiwanie, podczas meczu w Łodzi, kiedy Lech przyjechał w 2000 osób, zajmując całą trybunę za bramką (Niciarka). W trakcie spotkania Kolejorz zaczął wbijać na Ruch, Widzew nie był dłużny, pozdrawiając swoją zgodę, aż przerodziło się to w bezpośrednie wbity i układ poszedł w zapomnienie.

Należąc do utworzonej w 2016 koalicji WRWE Widzew ma oczywiście układ z Wisłą Kraków. W 2018 roku przybili układ z KKS-em Kalisz, który był ich fan clubem w latach 90., ale po kilkunastu latach dorobili się solidnej ekipy i budzą respekt, że są jedyną ekipą w Wielkopolsce, która nigdy nie była podporządkowana Lechowi Poznań. Z zagranicy mają wieloletni układ z CSKA Moskwa, z którą często podróżują w Europie, wspierając Rosjan w europejskich rozgrywkach. Licząc jeszcze prywatne kontakty, jest ich naprawdę dużo, ponieważ pod WRWE podlega bardzo wiele ekip, obecnie mają dobre relacje z dawnymi zgodowiczami, czyli Karpaty Krosno i Stal Rzeszów, które należą do podkarpackiej koalicji La Familia. Z tej trójki starych zgód, „przylegany” był na siłę Chrobry Głogów, który za to zapłacił cenę na kadrze, będąc wyproszonym z sektora kibiców Polski przez naszych przedstawicieli. Po napisaniu oświadczenia, odcinającego się od koalicji, wciąż im to wytykano, jednak miesiąc temu głogowianie, będąc ze Stilonem Gorzów w Łodzi, „pozdrowili” RTS, co jednoznacznie pokazało, że wszelkie relacje bądź prywatne kontakty są przeszłością.

Mając już wieloletnią zgodę z Ruchem, mają także kontakty z Atletico Madryt, będąc gościnnie z niebieskimi na meczach Atletico. W 2016 roku podczas meczu Zagłębie Lubin — Partizan Belgrad koalicja WRWE w 250 osób wsparła „Grobari”, z którymi Widzew także ma kontakty, stanowiąc połowę składu koalicji w tym meczu. Dawniej przy okazji turniejów były prywatne relacje z FC Nitrą i Spartą Praga.

W przypadku naszych spotkań najważniejsze rozegraliśmy w 1985 roku, które niestety przegraliśmy. Warto wspomnieć, że według starych wspomnień kibiców, wspierało nas wówczas sporo zgód jak: Avia Świdnik, GKS Jastrzębie, GKS Tychy, Górnik Zabrze, Hutnik Kraków, Korona Kielce, ŁKS Łódź czy Śląsk Wrocław. Wówczas nasza łączna liczba ze zgodami liczyła 1000 osób i była to pierwsza tak pokaźna eskapada GieKSy, ale okoliczności były wyjątkowe — mecz o pierwsze trofeum. Z kolei Widzewa przyjechało 1500, tworząc ze zgodami łączną liczbę 2000 osób.

...

Nasze pierwsze ligowe pojedynki zapoczątkowały w 1972 roku, jeszcze na zapleczu ekstraklasy. Od 1982 roku już na dobre rywalizowaliśmy ze sobą w lidze o najwyższe cele, nim nasze kluby dopadły chude lata i kłopoty, które sprawiły, że zaczynaliśmy z najniższych lig nową historię.

Pierwsze wyjazdy GieKSy do Łodzi, można znaleźć już w 1986 roku, gdzie wybrało się 40 trójkolorowych sympatyków. Mecz zakończył się wygraną 4:3 gospodarzy. W latach 90. nasza rywalizacja była regularna, jeżdżąc w następujących liczbach:
1993/1994 – 60 osób
1994/1995 – 65 osób
1995/1996 – 35 osób
1996/1997 – 160 osób
1997/1998 – 180 osób
1998/1990 – zakaz

...

Po powrocie do ekstraklasy nasze spotkania wciąż były ciekawe, zwłaszcza na trybunach.

Wiosną 2001 roku do Łodzi wybrało się 151 GieKSiarzy, gdzie RTS jak zawsze witał deszczem kamieni i doszło do próby starcia.


.

Jesienią tego samego roku, ponownie wyjazd na Widzew, gdzie tym razem pojechała 80 osób chuligańskiego składu. Zgodnie z przewidywaniami, doszło do starcia, ale jedynie skończyło się na siatce. Do bezpośredniego „zbliżenia” nie doszło, przez wtargnięcie policji.

..

Wiosną 2003 roku do Łodzi wybrało się 290 kibiców, wspartych przez 10 przyjaciół z Ostrawy. Na samym początku doszło do zadymy przez siatkę z Widzewem, co było już normą na ich starym stadionie.


.
.

Ostatni mecz na poziomie Ekstraklasy rozegraliśmy jesienią 2003 roku. Zaraz po powrocie z Macedonii spora część ekipy z tego wyjazdu wraz z resztą chętnych pojechała w 70 osób. Niestety na mecz nie weszli, przez wprowadzone identyfikatorów, a i pomoc Piotra Dziurowicza także nie zdała egzaminu. Widzew pożegnał się wówczas z Ekstraklasą.

 

W 2008 roku wybraliśmy się do Łodzi w naszej najlepszej liczbie. Pomimo wyjazdu we wtorek, w sektorze gości obecnych było 442 kibiców w tym Banik, Górnik i JKS.

..

Po raz ostatni na stadionie Widzewa nasi kibice byli w 2009 roku. We wtorek wybrało się do Łodzi 210 kibiców, wspartych przez 12 sympatyków Górnika.

..

Ostatni raz GKS grał w Łodzi pod koniec 2014 roku, jeszcze na starym stadionie, niestety nie pojawiliśmy się, ze względu na pożegnanie stadionu przez miejscowych.

Na własnym stadionie kibice zdecydowanie pamiętają rok 2002. RTS przybył w 350 osób, co jest ich najlepszą liczbą w Katowicach. Na początku 2 połowy część kibiców Widzewa udała się do cateringu od strony trybuny głównej, tam rozpoczęły się pierwsze harce. Po chwili Widzew otworzył bramę znajdującą się na murawie i ruszył w kierunku Blaszoka, targając nam dwie literki flagi „GKS Katowice” z buldogiem, przez co nasza legendarna flaga zakończyła swój żywot na płocie. Piłkarze wygrali mecz, ale niesmak zniszczonej flagi pozostał. Okazało się, że była to ostatnia wizyta Widzewa na naszym stadionie.

....

 

 

Sezon później graliśmy ze sobą, jednak Widzew do Katowic nie dotarł. Po przybiciu układu Chorzów — Łódź, kibice GieKSy spuścili z dachu Blaszoka sektorówkę z kibicem Ruchu, szepczącym do ucha policjanta, a całość uzupełnił transparentem: „Pierwszy oficjalny protest przeciwko stadionowym konfidentom”.

..

Część materiałów i wspomnień, została zapożyczona ze strony gzg64.pl, którą polecam wszystkim koneserom dawnych czasów.

Eric Cantona


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Coraz bliżej… Narodowy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski. 

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga