Dołącz do nas

Hokej Klub Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: Siedem baniek dla piłkarzy GieKSy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które obejmują dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

Miasto Katowice przydzieliło dotację dla katowickich klubów – blisko 17,5mln otrzymają sekcje GieKSy. Przyznano nagrody Złote Buki, laureatami zostali: Joanna Olszewska, Monika Soćko, Janusz Jojko, Dawid Kudła, Jakub Jarosz, Grzegorz Pasiut. W kategorii wydarzenie roku 2022 za najważniejsze uznano zdobycie tytułu Mistrza Polski przez hokeistów.

Przygotowująca się do rundy rewanżowej drużyna kobiet, rozegra w najbliższą środę sparing z Rekordem Bielsko-Biała. Drużyna męska, która przebywa na zgrupowaniu w Turcji rozegrała w sobotę spotkanie towarzyskie z drużyną juniorów (U-19) Szachtara Donieck. Wygrał nasz zespół 2:0 (0:0) po bramkach Daniela Dudzińskiego i Marko Roginića. Kolejne sparingi drużyna rozegra w środę (o godzinie 13:00) z Metalistem Charków oraz w piątek z duńskim Vendsyssel FF.

Siatkarze w minionym tygodniu rozegrali dwa spotkania z AZS-em Olsztyn oraz  z Ślepsk Malow Suwałki. Fatalna passa trwa dalej: zespół przegrał oba spotkania: z AZS-em 1:3 oraz z Ślepskiem 0:3. W sobotę (o 20:30) siatkarze podejmą w hali w Szopienicach Aluron CMC Wartę Zawiercie.

W minionym tygodniu hokeiści rozegrali jedno, wyjazdowe spotkanie, w którym wygrali po dogrywce z wiceliderem rozgrywek Unią Oświęcim 3:2. W piątek drużyna rozegra domowe spotkanie z Cracovią oraz w niedzielę, w Tychach z GKS-em.

 

KLUB

sportdziennik.com – Siedem baniek dla piłkarzy GieKSy

Miasto Katowice ogłosiło podział dotacji dla klubów sportowych na 2023 rok. Większość puli 20 milionów przeznaczonych dla organizacji uprawiania sportu zgarnął wielosekcyjny GKS.

Kwotą 17,45 miliona złotych w 2023 roku wesprze wielosekcyjną GieKSę miasto Katowice. Spółka należąca do miasta zgarnie zatem zdecydowaną większość 20-milionowej puli przewidzianej dla organizacji uprawiania sportu. Pula jest równie wysoka, co w ostatnich latach. GKS otrzyma o 50 tys. mniej niż rok temu, ale poszczególne sekcje biedy z pewnością klepać nie będą.

Urząd Miasta przekazał nam dokładny podział środków przewidzianych dla GieKSy. Najwięcej z sumy 17,45 miliona – bo aż 7 mln zł – trafi do piłkarzy, spędzających zimę tuż za strefą barażową pierwszoligowej tabeli. 5 mln zł uzyskają hokeiści, broniący tytułu mistrza Polski. 4,35 mln zł to dotacja dla siatkarzy, a 1,1 mln zł – dla sekcji piłki nożnej kobiet, które są liderem ekstraligi i mają szansę na historyczny sukces.

W Katowicach od wielu lat strategicznie traktujemy sport jako profilaktykę zdrowia mieszkańców, dlatego dofinansowujemy działalność klubów sportowych i organizowanie imprez sportowych na terenie Katowic. Największa pula trafia do wielosekcyjnej GieKS-y, czyli klubu którego reprezentanci walczą o najwyższe laury w wielu dyscyplinach – mówi Sławomir Witek, naczelnik Wydziału Edukacji i Sportu Urzędu Miasta Katowice.

GieKSa jak na realia pierwszej ligi może zatem pochwalić się bardzo obfitym wsparciem magistratu, ale – z drugiej strony – nie ma w stawce miejskiego klubu z równie dużego i bogatego samorządu co Katowice. Dla porównania, lider rozgrywek ŁKS Łódź (klub prywatny) ma na ten rok zagwarantowane 904 tys., z czego jednak aż 614 tys. pochłonie wynajem stadionu. Walczący o ekstraklasę sąsiedni Ruch Chorzów uzyska 2 mln zł. Można jeszcze posiłkować się kwotami zawartyki w raporcie firmy Delitte podsumowującym sezon 2021/22. Tam największe wsparcie z miasta obok GKS-u otrzymało Zagłębie Sosnowiec (13,5 mln zł; również niejednosekcyjne). Po 5 mln zł miała Sandecja Nowy Sącz oraz Podbeskidzie Bielsko-Biała, 4,7 mln – GKS Tychy, a 4 mln zł – Arka Gdynia. Dwaj dzisiejsi ekstraklasowicze, Widzew Łódź i Miedź Legnica, mieli z miasta poniżej 2 mln zł. Pod tym względem inaczej było w miejskiej Koronie Kielce (nieco ponad 7 mln zł).

Drugą najwyższą dotację na 2023 rok spośród katowickich klubów uzyskał wielosekcyjny AZS AWF – 620 tys. zł (z wnioskowanych 3,37 mln zł). 355 tys. (z wnioskowanych 840 tys.) trafi do innego akademickiego klubu, AZS Uniwersytet Śląski, z kolei na 440 tys. zł mogą liczyć futboliści amerykańscy Silesia Rebels.

Jak na tym tle wypadają inne piłkarskie kluby? Miasto zgodnie z przyjętą zasadą wspiera w piłce seniorskiej prócz GieKSy tylko klub występujący w najwyższej lidze spośród wszystkich katowickich drużyn. Jako że w czwartej lidze gra zarówno Rozwój, jak i Podlesianka, to kwota jest między te kluby dzielona. Rozwój otrzyma 120 tys. zł (z wnioskowanych 254), czyli o 10. tys. mniej niż przed rokiem. Podlesianka z kolei – 110 tys. zł, czyli 10 tys., więcej niż przed rokiem (wnioskowała o 195).

2,5 mln zł miasto zapisało na upowszechnianie sportu i turystyki. Największe środki, 365 tys. zł, przypadły Fundacji „Sportowe Katowice” związanej z GKS-em, bo prowadzące Akademię Młoda GieKSa. Rozwój na szkolenie dzieci i młodzieży uzyskał 250 tys., a Podlesianka i Sparta – po 50 tys. Miasto podkreśla ponadto, że w 2023 roku założyło wydatek aż 125 mln zł na budowę nowego stadionu i hali, trwającą od kilkunastu miesięcy.

 

Bramkarze ze Złotymi Bukami

Dawid Kudła z tytułem piłkarza roku, a Janusz Jojko – z Superbukiem. Były i obecny golkiper GKS-u zostali uhonorowani na gali podsumowującej rok wielosekcyjnej GieKSy.

Dawid Kudła głosami kibiców został wybrany piłkarzem 2022 roku GKS-u Katowice. Statuetkę odebrał na gali „Złote Buki”, która przy akompaniamencie Orkiestry Dętej Katowic odbyła się jak zwykle w auli katowickiej Akademii Śląskiej przy ul. Rolnej – w obecności włodarzy klubu, miasta, byłych i obecnych zawodników GieKSy. Bramkarz wyprzedził innych nominowanych piłkarzy – kapitana Arkadiusza Jędrycha oraz środkowego pomocnika Rafała Figiela.

– To spore wyróżnienie. Dziękuję drużynie, bez was nie stałbym na tej scenie, nie mógłbym odebrać tej pięknej nagrody. Dzięki, że mogę z wami dzielić każdego dnia szatnię. To naprawdę wyjątkowa szatnia. Podziękowania dla całego sztabu szkoleniowego, kierownika, fizjoterapeutów, najbliższej rodzinie i tych, którzy oddali na mnie głos. Największe podziękowania należą się trenerowi Jarkowi Salachnie. Zrobiłem bardzo duży postęp. Wielkie brawa dla niego. To nie jest moja indywidualna nagroda, a nasza wspólna – powiedział 30-letni golkiper GieKSy, któremu „złotego buka” wręczał znakomity przed laty bramkarz katowickiego zespołu Franciszek Sput.

Sput przed laty został uhonorowany „Superbukiem”, nagrodzeni nim za całokształt zostali też Jan Furtok i Piotr Piekarczyk. Tym razem na scenę wywołany został Janusz Jojko, który przyjechał na uroczystość specjalnie z Ostrowca Świętokrzyskiego, gdzie pełni rolę szkoleniowca bramkarzy trzecioligowego KSZO. „Superbuka” Jojce wręczyli prezes Marek Szczerbowski oraz wiceprezydent miasta Waldemar Bojarun, życzący wszystkim zawodnikom, by osiągnęli w GieKSie taką liczbę spotkań – ponad 270 – co Jojko.

– Dziękuję za statuetkę. Jest naprawdę wyjątkowa. Stanie na przedniej półce – stwierdził Janusz Jojko, a pytany przez prowadzącego galę Maurycego Sklorza o najlepszy mecz w GieKSie odparł: – Z Arisem Saloniki. Złapałem karnego, strzeliłem karnego, przeszliśmy do następnej rundy, gdzie czekało Bordeaux. Je też żeśmy przeszli! – wspominał laureat „Superbuka”, który z GKS-em zdobył dwa wicemistrzostwa, dwa Puchary Polski oraz dwa Superpuchary.

Uhonorowani naturalnie zostali też przedstawiciele pozostałych sekcji.

– Odkąd pamiętam, będąc kibicem GKS-u, rok 2022 był z punktu widzenia sportowego jednym z lepszych, bardzo udanym. W każdej sekcji odnosiliśmy sukcesy, ale nie oznacza to, że nie było sytuacji kryzysowych. W grudniu hokeiści nie awansowali do finału Pucharu Polski. W sezonie piłkarskim na początku nie wychodziło nam tak, jakbyśmy chcieli. W piłce kobiet następowały zmiany w sztabie. Wszystkie te sytuacje kończyły się dobrze lub bardzo dobrze. Życzę wszystkim, by trudne momenty były inspiracją do jeszcze bardziej wytężonej pracy. Celebrując chwile chwały pamiętajcie, że już dzień po celebracji przychodzi wytężona praca – mówił prezes Marek Szczerbowski.

Najlepszą piłkarką roku została Joanna Olszewska, obrońca drużyny przewodzącej obecnie tabeli ekstraligi, wyprzedzając Amelię Bińkowską i Marlenę Hajduk. Szachistą roku została mistrzyni Europy Monika Soćko, za co podziękowała zdalnie w nagraniu wideo, bo nie mogła stawić się w Katowicach. Wśród siatkarzy i hokeistów nie było zaskoczeń: nie pierwszy już raz wyróżniono Jakuba Jarosza (przed Bartoszem Mariańskim i Jakubem Szymańskim) oraz Grzegorza Pasiuta (wyprzedził Bartosza Fraszkę i Johna Murraya). Pasiut pojawił się na scenie raz jeszcze, wraz z trenerem Jackiem Płachtą i dyrektorem Rochem Bogłowskim, bo mistrzostwo Polski wywalczone przez hokeistów jednogłośnie zostało uznane wydarzeniem 2022 roku. W tej kategorii klub nie organizował nawet głosowania, bo trudno było o porównywalne rangą kandydatury. Wręczający buka za wydarzenie roku znakomity przed laty katowicki hokeista Andrzej Tkacz, będący w świetnej formie, mówił, że gdyby nie kontuzje, Pasiut z pewnością grałby w NHL. W czasie gali odbyła się też licytacja na rzecz Domu Aniołów Stróżów, stowarzyszenia pomocy dzieciom z Katowic-Załęża, wspieranego od lat przez GieKSę. Piłkarze reprezentowani przez kapitana Arkadiusza Jędrycha wylicytowali aniołka za 3000 złotych.

– Dość często padały na tej sali słowa nie tylko pełne uniesienia, ale też krytyczne – mówił wiceprezydent Waldemar Bojarun.

– Tym razem ich zabraknie. W imieniu prezydenta Marcina Krupy, Urzędu Miasta, chcę wyrazić wielkie uznanie za zaangażowanie na wszystkich polach sportowych. Możemy być z was dumni. Słowa uznania dla prezesa, wiceprezesa, szefów poszczególnych sekcji, a w szczególności hokejowej. Drużyna Jacka Płachty zrobiła to, na co czekaliśmy ponad pół wieku. W rozgrywkach międzynarodowych też walczyliście, jak na sportowców GKS-u przystało. Siatkarze weszli do play offów jednej z najsilniejszych lig świata, walczą piłkarze. Jesteśmy pełni podziwu dla zaangażowania, motywacji, ale i wciągania do składu coraz młodszych adeptów. Walka przeuroczych piłkarek o najwyższe trofea stanowi powód do jednej wielkiej radości. Zawsze chwalę szachistów, oni też dają nam powód do dumy – podkreślał wiceprezydent Katowic, nawiązując jeszcze do jednego bardzo ważnego faktu.

– Zaangażowanie miasta jako właściciela GKS-u jest nie tylko finansowe, ale też inwestycyjne. Kilkoro z was zaczepiało mnie, jak tam budowa stadionu. Otóż dobrze! Oby tempo nie spadło, obyśmy byli świadkami powstania tego obiektu, na który czekamy od lat. Prezydent Krupa powiedział, że powstanie i on powstaje. To powód do radości dla wszystkich, którzy mają trójkolorowe serca. Stadion będzie miejski, ale murawa będzie należała do piłkarzy, a parkiet w hali – siatkarzy GKS-u. Przed nami też wyzwania dotyczące modernizacji lodowiska, ale na to przyjdzie jeszcze czas – dodawał Bojarun.

W nocy z wtorku na środę – dokładnie o północy – GieKSa wyruszyła do Wiednia, skąd dziś rano wyleci na zgrupowanie do Turcji. W Larze, wschodniej dzielnicy Antalyi, spędzi najbliższych 10 dni i rozegra 3 sparingi. Ich harmonogram dogrywany jest na bieżąco. Pewne jest, że dokładnie za tydzień zmierzy się z Metalistem Charków, jedenastą drużyną ukraińskiej Premier Ligi. Klub wysyła wraz z zespołem 2-osobowy sztab medialny, dlatego mecze kontrolne mają być transmitowane w internecie.

Do drużyny załapali się młodzi zawodnicy akademii – Norbert Warmuz, Paweł Czopek i Szymon Krawczyk. Na pokładzie zabraknie wystawionego na listę transferową Marcina Stromeckiego oraz Kacpra Grzebielucha, który rozwiązał już kontrakt i występować będzie w trzecioligowym Pniówku Pawłowice.

Katowiczanie nie obawiają się… pogody, choć ta w ostatnim tygodniu mocno dała się we znaki polskim klubom trenującym nad Bosforem.

 

PIŁKA NOŻNA

sportdziennik.com – Jeszcze kilka zagadek

Trener Rafał Górak był pod wrażeniem taktycznej jakości młodzieży Szachtara Donieck, z którą GieKSa rozpoczęła sparingowe granie na zgrupowaniu. W Turcji czekają ją jeszcze sprawdziany z Metalistem Charków i duńskim Vendsyssel FF.

Niektórzy dziwili się, że GieKSa zaczyna sparingowe granie w Turcji od konfrontacji z juniorami Szachtara. Po przylocie do Antalyi miała do wyboru też innego przeciwnika. Ale trener Rafał Górak w dzień przylotu na zgrupowanie gościł na sparingu zespołu z Doniecka z Wisłą Kraków (1:0 dla „Białej gwiazdy”) i zrobiła na nim wrażenie duża taktyczna jakość naszych wschodnich sąsiadów. Widać w niej jeszcze spuściznę Roberto De Zerbiego, dziś z angielskiego Brighton, a wcześniej prowadzącego Szachtara i mającego wpływ na zagranicznych trenerów do dziś pracujących w akademii. Katowiczanie przekonywali wręcz, że trzecia ekipa tabeli ukraińskiej ligi juniorów spokojnie dałaby sobie radę w naszej Fortuna 1. Lidze.

– Do przerwy Szachtar powinien prowadzić z Wisłą 5:0, choć było tylko 0:0. Dlatego proponowałbym się nie dziwić naszemu wyborowi, jeśli nie ma się pełnej świadomości realiów i siły danego zespołu. Przeciwko nam widziałem bardzo dobrze grającą drużynę. To był dla nas wartościowy mecz, z solidnym przeciwnikiem. To był jak dla mnie dobry sparing jak na moment naszej najbardziej wzmożonej pracy w Turcji – mówi szkoleniowiec GieKSy.

Ona – jak Wisła – też remisowała do przerwy z młodzieżą Szachtara 0:0 i też wygrała: nawet wyżej, bo 2:0. Pierwszą bramkę zdobył Daniel Dudziński, skutecznie egzekwując rzut wolny sprzed „szesnastki”, choć przy piłce był też Adrian Błąd. – Od czasu do czasu zawodnicy podejmują decyzję sami, ale od tego jestem, że pewne kwestie doprecyzowuję i proponuję. To akurat było zaplanowane, że uderzy Daniel. Coraz częściej daję mu stałe fragmenty, bo ma dobrze ustawioną stopę. To u niego wartość – opisuje Górak, mówiąc o młodzieżowcu wypożyczonym z Zagłębia Lubin, który tej zimy już wrócił nawet na Dolny Śląsk, ale ostatecznie najbliższe pół roku ma jeszcze spędzić w Katowicach.

Wynik ustalił Marko Roginić. Chorwat, jedyny obcokrajowiec w kadrze GieKSy, zwieńczył akcję Dominika Kościelniaka. Roginić wystąpił jedynie 20 minut, zmieniając Patryka Szwedzika, który zaliczył z kolei okres od 46 do 70 minuty. To nie przypadek, bo akurat ci dwaj zawodnicy uskarżają się jeszcze na drobne dolegliwości. – Patryk ma trochę problemów z Achillesem, a Marko z układem lędźwiowym. Szafowaliśmy bardzo siłami, musimy uważać, ale naturalne nawierzchnie bardzo pomagają i dlatego urazy są coraz mniejsze. Zawodnicy doleczają się, trenując z pełnym zaangażowaniem. Na razie, możemy odpukać, trenujemy w komplecie – raportuje nam prosto z Turcji szkoleniowiec GKS-u.

Choć do wznowienia rozgrywek Fortuna 1. Ligi zostały już niespełna trzy tygodnie, trudno w ciemno byłoby dziś wytypować wyjściową jedenastkę, jaką zacznie GieKSa pierwszy tegoroczny mecz o punkty w Niecieczy. Pytamy, jak blisko jest wyboru i jak ma się do tego skład z soboty.

– Nic, zero! Jedenastka się krystalizuje wokół całej naszej kadry. Nie ma co dywagować. Jeśli ktoś analizuje skład GieKSy, to widzi, że kilka zagadek jeszcze z pewnością jest – odpowiada Rafał Górak.

W Turcji katowiczanom dopisuje póki co pogoda, zgrupowanie przebiega bez takich zakłóceń, jakie dotknęły przed kilkunastoma dniami część ekstraklasowych zespołów. – Jestem bardzo zadowolony i bardzo szczęśliwy, że tu jesteśmy. To zaczerpnięcie dużej dawki optymizmu, co buduje morale zespołu. Mamy bardzo dobrze zdefiniowaną szatnię, składającą się z fajnych, świadomych ludzi. Panuje bardzo dobra atmosfera ciężkiej pracy. Mamy warunki do tego, by dobrze się przygotować. Chwała zarządowi, że nam takie stworzył – podkreśla trener GKS-u, który w Turcji przebywać będzie do soboty. W tym tygodniu rozegra dwa sparingi. W środę zmierzy się z Metalistem Charków, 11. drużyną ukraińskiej Premier Ligi, zaś w piątek z Vendsyssel FF. To czwarty zespół zaplecza ekstraklasy Danii.

 

SIATKÓWKA

sportdziennik.com – Siatkarze GieKSy znowu bez szans

Już można powiedzieć, że ten sezon PlusLigi siatkarzy GKS-u Katowice jest stracony. Kolejny raz w starciu z rywalem, i to nie z czołówki, nie potrafili zagrać na przyzwoitym poziomie. Z wyjątkiem jednego seta, ale to za mało.

Początek pierwszego seta w wykonaniu katowiczan napawał optymizmem. Wtedy o czas poprosił trener gości z Olsztyna. Javier Weber przekazał uwagi swoim zawodnikom i po powrocie do gry było widać, że jego zalecenia przyniosły efekt. Gra gości zaczęła się poprawiać, ale podopieczni trenera Grzegorza Słabego ani myśleli oddawać pola rywalom. ta część meczu to świetna gra Jakuba Jarosza. Jego doświadczenie bardzo pomagało kolegom. Cóż z tego, skoro jego koledzy zaczęli popełniać błędy. Coś stało się z koncentracją. Rywale zagrywali asami, dobrze zbijali i szybko stan meczu wynosił 13:13. Potem w meczu nastąpiła klasyczna walka punt za punkt. Trwało to aż do wyniku 37:39! To rzadkość, by końcówka seta była aż tak bardzo zacięta.

Należało spodziewać się, że po tak dramatycznej końcówce pierwszej odsłony siatkarze GieKSy zrobią wszystko, by pokazać, że na swoim parkiecie nie pozwolą rywalom na wiele. Cóż, jak pokazały pierwsze minuty to Indykpol robił co chciał. Gospodarze nie mogli sobie poradzić ze świetnymi zagrywkami olsztynian. W pewnym momencie zrobiło się dramatycznie, gdy goście prowadzili 7:1. Zawodnicy z Olsztyna rządzili na parkiecie. Katowiczanie nie potrafili na tyle skutecznie odbierać piłek. Słaba gra GieKSy była widoczna w każdej akcji. Trener Słaby dokonywał zmian, lecz te nie przynosiły spodziewanego efektu. Katastrofa wisiała w powietrzu. I tak było. Gospodarze przegrali seta 14:25.

Trzeci set od pierwszej piłki był zacięty, i co ważniejsze dość długo wyrównany. Z czasem gospodarze zaczęli zdobywać nieznaczną przewagę. Przy stanie 12:9 były to trzy punkty. Indykpol próbował wyrównać, ale udane akcje Quirogi i Domagały pozwalały na utrzymywanie przewagi. Goście zaczęli też słabiej radzić sobie w zagrywaniu piłki. Siatkarze GKS-u poprawili grę w obronie, szczególnie w blokowaniu. Nadzieja na wygranie seta były w tym momencie uzasadnione, zwłaszcza, gdy Damian Domagała zdobył punkt po pięknym asie serwisowym. Znowu trzy punkty na korzyść gospodarzy, czyli 20:17. Pojawiła się szansa na czwartego seta. Goście zaczęli jednak odrabiać straty, ale końcówka seta to wreszcie przyzwoita gra katowiczan, a Domagała dokończył dzieła. Set dla GKS-u.

W kolejnym secie można było przewidzieć, że goście postarają się, by wygrana nie wymknęła się z ich rąk. Tak było na początku seta. Udany wygrana w poprzednim rozdaniu nie pomogła gospodarzom. Siatkarze Indykpolu byli bardziej skoncentrowani na zadaniach postawionych przez trenera. Gdy goście wyszli na prowadzenie różnicą trzech punktów Grzegorz Słaby poprosił o czas. Niewiele to dało, bo siatkarze z Olsztyna popełniali mniej błędów, a ich ataki były trudne do zatrzymania. Pomału, ale jednak przewaga w punktach rosła na korzyść przyjezdnych. Tak to wyglądało do końca seta, czyli i meczu.

To był ósmy mecz z rzędu przegrany przez siatkarzy GKS-u Katowice. Bez wygranej od 22 listopada ubiegłego roku. Czarna seria trwa!

GKS Katowice – Indykpol AZS Olsztyn 1:3 (37:39, 14:25, 25:21, 22:25)

 

Czarna seria podtrzymana

GKS Katowice wciąż nie potrafi wygrać. Na zwycięstwo czeka od 22 listopada, gdy pokonał na wyjeździe PSG Stal Nysa. W Suwałkach nie przerwał fatalnej passy, przegrywając po raz dziewiąty z rzędu. Był to też trzeci kolejny mecz, w którym nie potrafili ugrać choćby seta.

W starciu ze Ślepskiem Malow goście najbliżej triumfu byli w pierwszej partii. Mecz zaczęli dobrze. Po ataku Jakuba Jarosza zdołali nawet odskoczyć na 2 punkty (19:17). W końcówce ich gra się jednak załamała. Tak jak w poprzednich spotkaniach zaczęli popełniać proste błędy. Zaczęło się od popsutej zagrywki przez Jarosza.

Potem Gonzalo Quiroga dotknął siatki, a w kolejnej akcji Cezary Sapiński zaserwował asa. Gospodarze odskoczyli na 24:21. Set zakończyli za drugim razem, bo Quiroga na zagrywce posłał piłkę w siatkę.

Przegrana partia mocno nadszarpnęła morale katowiczan. Stracili pewność siebie. Z każdą minutą prezentowali się coraz słabiej. Nic nie dawały też zmiany dokonywane przez trenera Grzegorza Słabego. Jego podopieczni z każdym kolejnym błędem – a tych popełnili mnóstwo – coraz niżej zwieszali głowy. Nawet zwykle walczący do końca Jarosz był bezradny. Z 15 ataków skończył zaledwie 4. Jak na tak doświadczonego gracza, byłego reprezentanta Polski to wynik katastrofalny. Zresztą jego koledzy spisywali się niewiele lepiej.

Ślepsk Malow Suwałki – GKS Katowice 3:0 (25:22, 25:20, 25:14)

 

HOKEJ

sportdziennik.com – Mistrzowie przełamali niemoc

1-3 – taki bilans meczów mieli obrońcy tytułu mistrzowskiego z Katowic z wicemistrzami i wiceliderami tabeli z Oświęcimia.

Jednak w ostatniej potyczce sezonu zasadniczego GKS-u staneli na wysokości zadania i wygrali wyjazdowe spotkanie z ekipa Nika Zupanicicia 3:2 po dogrywce. Tercet Brandon Magee – Grzegorz Pasiut – Bartosz Fraszko powrócił do zdobywania goli i to chyba najbardziej cieszy wszystkich związanych z „GieKSą”.

Jeszcze mecz na dobre się nie rozpoczął, a Michael Cichy zbierał gratulacje za nieoczekiwaną bramkę. W 57 sek. wjechał w tercje i wysokości prawego bulika oddał po którym krążek wturlał się do bramki. Zarówno strzelec gola, jak i bramkarz gości byli zaskoczeni taki obrotem sprawy. Hokeiści z Katowic próbowali z dalszej i bliższej odległości zaskoczyć Kevin Lindskouga, ale ten był na miejscu. W 11 min Teddy Da Costa szarżujący na bramkę Murraya był faulowany przez Mateusza Rompkowskiego i sędziowie podyktowali karnego. Da Costa dynamicznie jechał na bramkę i oddał silny strzał, ale Murray złapał krążek do rękawicy. Gospodarze grali 2 razy w liczebnej przewadze, ale niewiele zwojowali.

W kolejnej odsłonie trwała twarda walka i kilka razy było gorąco pod bramkami. Jednak w 33 min powody do zadowolenia mieli gospodarze, bowiem Erik Ahopelto wykorzystał złe ustawienia bramkarza GKS-u podwyższył na 2:0. Goście sporo strzelali, ale nic z tego nie wynikało, bo krążek mijał bramkę lub też na jego przeszkodzie stawał szwedzki bramkarz gospodarzy. Jednak w końcu Fraszko zdobył kontaktowego gola i ostatnia tercja zapowiadała się wielce interesująco. A Brandon Magee szybko wyrównał i rozgorzal twardy bój. Jedni i drudzy mieli okazję do zakończenia meczu w regulaminowy czasie. Na 5 sek. przed zakończeniem Fraszko znalazł się w sytuacji sam na sam, ale nie zdołał pokonać Lindskouga. Wyrównał Magee i zaczęła uporczywa walka o zmianę rezultatu. Nic z tego To jednak to Fraszko został bohaterem tego spotkania, bowiem po dwójkowej akcji z Pasiut zdobył zwycięskiego gola. Goście zasłużyli na słowa uznania, bowiem przegrywali 0:2, ale potrafili odrobić straty i w dodatkowym czasie zdołali przechylić szalę wygranej. Natomiast gospodarze mogą narzekać, że w dogrywce zagrali niefrasobliwie i nie zdołali powstrzymać „firmowego” duetu GKS-u.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Balon de GieKS’or

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tak, tak, Shellu wrócił do działalności redakcyjnej rok temu i faktom nie da się zaprzeczyć. Mianowicie od tego czasu byłem na 17 meczach wyjazdowych. Bilans: 3-1-13. Z różnych powodów nie zawitałem na czterech meczach w delegacji. Bilans: 3-0-1. Niech to szlag!

Miejmy więc te heheszki, że Shellu przynosi pecha za sobą. Pośmialiśmy się, fajnie. Teraz przejdźmy do rzeczy poważnych.

To co oglądamy w tym sezonie na wyjeździe, to co widzieliśmy wczoraj w Gdańsku, to jest jakiś jeden wielki koszmar. W zasadzie nawet nie wiem, co pisać, bo jestem zażenowany. Przede wszystkim dysproporcją pomiędzy meczami u siebie i na wyjeździe. Dysproporcja, w której GieKSa u siebie od przerwy meczu z Zagłębiem walczy, gra agresywnie, zmiata tego przeciwnika i nawet jeśli pojawiają się błędy w defensywie, to nadrabiamy grą ofensywną i strzelanymi bramkami. Na wyjazdach nie ma ani ofensywy, ani defensywny. Jest jedno wielkie nic.

Mecz z Lechią został oddany. Nie mam na myśli, że bez walki, choć tej determinacji mogło być zdecydowanie więcej. Ale został oddany bez jakichkolwiek atutów piłkarskich. Był to absolutnie beznadziejny mecz, który jakby potrwał drugie 90 minut, to GKS i tak by bramki nie strzelił. Nie da się strzelić gola, gdy nie potrafi się stworzyć dogodnej sytuacji do zdobycia bramki. Bramkarz Lechii Paulsen został zatrudniony w zasadzie tylko przy strzale dystansu Nowaka. I kilka razy wyłapał, względnie wypiąstkował piłkę po bardzo słabych dośrodkowaniach. Najlepszą akcję katowiczanie przeprowadzili wtedy, gdy Galan wypuścił Nowaka, ten zrobił zwód i uderzał, ale został zablokowany. Poza tym – nie było nic.

Strasznie się na to patrzyło. Na pierwszą połowę nasz zespół nie dojechał w ogóle. Tam to nawet i tej determinacji nie było widocznej. I myślę, że raz na zawsze warto między bajki z mchu i paproci włożyć krążące w piłce historię o tym, jak to jest ciężko, gdy gra się co trzy dni. Tym razem bowiem były dwa tygodnie przerwy i w żaden sposób nie wpłynęło to pozytywnie na zespół. Katowiczanie byli ospali, bez pomysłu, bez widocznej chęci przyciśnięcia przeciwnika.

Zawsze na meczach posiłkuję się transmisją z Canal+, czy to odpalając na laptopie i oglądając powtórki, czy zapuszczając żurawia w monitory komentatorów stacji, tym razem Bartosza Glenia i Michała Żyro (na monitorach zawsze jest od razu, nie trzeba czekać „poślizgu”). Gdy około 36. minut zobaczyłem, że GKS nie oddał nawet jednego strzałów, choćby niecelnego, nie mogłem uwierzyć. Oto gramy z najsłabszą obroną w lidze, której Zagłębie Leszka Ojrzyńskiego potrafi wklupać sześć bramek, a my nie potrafimy choćby postraszyć bramkarza gospodarzy. Po prostu koszmar. Na koniec połowy był już jeden celny strzał o xG… 0,01. Ja bym to jeszcze na części tysięczne rozłożył, żeby zobaczyć, czy nie było to 0,001. Natomiast sytuację, w której Galan zagrał – co by nie mówić – kapitalną piłkę do Wasyla, a Wasyl zamiast albo przyjąć i strzelić, albo poczekać, albo zrobić cokolwiek innego, odgrywał z pierwszej do tyłu, do nikogo, zakwalifikowałbym jako ujemne xG. No, po prostu tak nie można.

Mimo wszystko coś tam w końcówce pierwszej połowy leciutko zaczęło się dziać i dawało to jakąś nadzieję na grę po przerwie. I rzeczywiście, GKS miał dużo więcej posiadania piłki w drugiej części gry. Z 52-48 dla Lechii w pierwszej połowie, cały mecz skończyliśmy z bilansem 58-42 na korzyść GKS, czyli po przerwie GKS musiał mieć piłkę przez 68 procent czasu. I choć na koniec meczu to xG było już na poziomie 0,76, to nadal bardzo słabo. Nie mieliśmy groźnych sytuacji.

Zapytałem trenera na konferencji o kwestię braku prostoty w grze, tylko zbyt dużego kombinowania. Trener zaprzeczył mówiąc, że w tym spotkaniu było być może najwięcej dośrodkowań w całym sezonie, bo około czterdziestu i chodzi o jakość. Nie doprecyzowałem, więc doprecyzuję teraz – bardziej chodzi mi o sytuacje, w których naprawdę można już próbować oddać strzał, czy może nawet trochę popróbować zrobić coś na aferę, jakieś zamieszanie itd. A my kombinujemy, tak jak wspomniany Wasyl, tak jak Bartek Nowak w jednej sytuacji, gdzie się wygonił i został zablokowany. Kilka takich sytuacji by się jeszcze znalazło. Natomiast faktem jest, tak jak stwierdził szkoleniowiec, że chodzi też o samą jakość dośrodkowań, a ta była bardzo słaba. Nawet komentatorzy określili centry GieKSy jako „baloniaste”. Golkiper gospodarzy nie miał z reguły z nimi problemów, a jak kilka razy nasi zawodnicy doszli do główki, to po prostu odbili piłkę gdzieś do góry czy nie wiadomo gdzie. Zagrożenia żadnego. Po francusku i hiszpańsku piłka to „balon”. Piłkarze GKS za bardzo chyba wzięli sobie to do serca.

Piszę o tej aferce, bo GKS potrafi taką grać. Ja wiem, że Jacek Gmoch kiedyś chciał zmatematyzować piłkę i dziś wielu szkoleniowców to robi – to znaczy chcą jak najmniej pozostawić przypadkowi. I ja to rozumiem. Natomiast wydaje się, że potrzebny jest w tym wszystkim balans, po ostatecznie piłka to taki kulisty przedmiot, który w dużej prędkości zachowuje się nieprzewidywalnie, gdy napotka na przeszkodę taką, czy owaką – tu się odbije, tu podskoczy, tu zakręci i po prostu trzeba mieć refleks i dołożyć nogę. Przecież strzelaliśmy takie bramki – Marten Kuusk w poprzednim sezonie z Cracovią czy Lukas Klemenz niedawno z Arką. Więc i to GKS potrafi.

Jeśli miałbym wyróżnić jakiegokolwiek zawodnika w tym meczu, to pewnie postawiłbym na Galana, choć widząc po opiniach kibiców, moglibyśmy się w tych opiniach rozminąć. Ale Borja coś tam próbował i zagrał dwie bardzo dobre piłki w pole karne. Poza tym mizeria i raczej kilku bohaterów negatywnych.

Trener pokombinował ze składem, więc mogliśmy obejrzeć zaskakujące zestawienie. Jak przyznał na konferencji, zmasakrowani po wyjazdach na reprezentacje byli Kuusk i Kowalczyk. Tego pierwszego zabrakło nawet na ławce, Mateusz wszedł w drugiej połowie. I okej, może podróż z Armenii, może kadra, ale kurka wodna, tak przegrać pojedynek biegowy z Meną, który grał od początku. Nie godzi się.

I znów ta cholerna bramka w końcówce. Znów zapytam – ileż można? I mam gdzieś, że to kontra wynikająca z odkrycia się. Bramka to bramka. Z jednej strony nie pozwalamy Kudle polecieć w pole karne przeciwnika w 107. minucie meczu, z drugiej dajemy sobie w taki sposób wbić bramkę. W siódmym meczu z rzędu tracimy gola w końcówce połowy. W tym sezonie to już dziesięć (!) takich goli. A w ostatnich szesnastu meczach – szesnaście!

A’propos Camilo Meny – po meczu, gdy wychodziliśmy ze stadionu, wychodził też Kolumbijczyk, więc stwierdziłem, że to idealna okazja podziękować mu za gola z Arką Gdynia, który dał naszemu klubowi możliwość walki o awans do ekstraklasy w maju rok temu. Co uczyniłem. Camilo był zdziwiony, dlaczego jakiś gość dziękuje mu za tego akurat gola, gdy przecież przed chwilą strzelił. Ale wyjaśniłem mu wszystko, tak więc w imieniu kibiców GieKSy osobiste podziękowania zostały złożone. Dzięki Camilo!

Wracając do składu. W miejsce Kuuska na boisku pojawił się po raz pierwszy od wielu miesięcy Grzegorz Rogala. Kibice łapali się za głowy, ale myślałem sobie – dajmy mu szansę. Po meczu mam taką myśl, która by mi jeszcze niedawno do głowy nie przyszła… królestwo za Klemenza! Rozumiem brak ogrania, ale na Boga – czy to przeszkadza w tym, żeby prosto i mocno kopnąć piłkę? Zawodnik udzielał się w ofensywie, ale kopał tak, jakby to była piłka lekarska, względnie nie jadł śniadania, ni obiadu. I po takiej dwukrotnej próbie kopnięcia piłki, została ona wybita i padła pierwsza bramka.

No i z bólem serca muszę też powiedzieć, że Dawid Kudła w tym sezonie nie pomaga. Absolutnie. Nie wybronił żadnego meczu, nie jest pewnym punktem, a ta bramka obciąża go strasznie. To nie jest zły bramkarz, ale jeśli nie poprawi się w najbliższym czasie, to nie zdziwię się, jeśli trener postawi na Rafała Strączka. W pucharowym meczu z Wisłą na pewno. Ale też w lidze. Mimo wszystko jestem fanem Dawida i mam nadzieję, że się ogarnie i wróci do formy z poprzedniego sezonu.

Zagrali Milewski i Bosch, i z ich gry nic kompletnie nie wynikało. Sebastian generalnie niewiele wnosi do zespołu, jedynie raz na jakiś czas zagra dobry mecz. Jesse na razie wystąpił w Zabrzu i w Gdańsku i na razie cienizna totalna.

Adam Zrelak niewidzialny, podobnie jak Ilja Szkurin, który wszedł w drugiej połowie, choć Białorusin wypadł minimalnie lepiej niż Słowak, coś tam próbował powalczyć. Ale bez efektu.

Wprowadzony na boisko w drugiej połowie Adrian Błąd też już młodszy nie będzie. Z całym szacunkiem – także za poprzedni sezon, gdzie dawał radę, w tym zawodnik już piłkarsko po prostu nie pomaga. Kompletnie.

Reszta nie dała po prostu nic dobrego zespołowi i jako całość, zagraliśmy po prostu ultra beznadziejne zawody. Wiadomo też, że była przerwa z powodu zadymienia, ale psychologicznie, gdy sędzia pokazał doliczonych 16 minut, to powinniśmy natrzeć na tego rywala i po prostu go stłamsić. I trochę tej aferki zrobić, tak jak Wszołek z Jędzą zrobili nam w Warszawie. Oczywiście jakościowo – z idealną centrą i strzałem.

0-0-4, bramki 1:11. Bilans na wyjazdach tragiczny. Problem w tym, że ten bilans jest adekwatny do gry. W Łodzi było po prostu słabo, na Legii całkiem nieźle, za to na Górniku i Lechii totalnie beznadziejnie i dramatycznie. Jeśli trener chciał coś zmienić na wyjazdach, to na razie efektów nie ma. Jest tak samo źle jak było. Natomiast swoją drogą piłkarze muszą się ogarnąć, bo to naprawdę niemożliwe, że u siebie można, a na wyjeździe nie można. Nie wiem, może mówcie sobie do lustra przed wyjazdami: „O, ale fajnie, znów gramy na Nowej Bukowej, znów gramy na Arenie Katowice”. Taką mini ściemkę róbcie, żeby wydawało wam się, że gracie u siebie. Nie wiem.

W każdym razie znów robi się nieciekawie. My przegrywamy bezdyskusyjnie z Lechią, a takie Zagłębie jedzie do Poznania i wygrywa. Musimy jak ognia pilnować tej bezpiecznej strefy. A łatwo przecież nie będzie, bo zaraz czeka nas mecz z obecnie drugą i pierwszą drużyną w tabeli. Jeśli nie wygramy choćby jednego z tych dwóch meczów – będzie gorąco.

Niezależnie od tego i tej całej krytyki – będę powtarzał – wspieramy! Będę powtarzał, że ta drużyna zasłużyła już nieraz na to, by ją wspierać w trudnym momencie. Dali nam ekstraklasę, to teraz zróbmy wszystko – także my, jako kibice – żeby tę ekstraklasę utrzymać. Wszyscy na Cracovię!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu z Lechią

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mecz w Gdańsku to już historia. Przegraliśmy sromotnie i nie ma co do tego wracać, chyba że w celach „wyciągania wniosków”. Miejmy nadzieję, że drużyna to zrobi. Jak wyglądał wyjazd okiem redakcji, przeczytacie w poniższym artykule. A w piątek – Cracovia!

1. Jako że jest to jeden z najdłuższych wyjazdów w sezonie, postanowiliśmy się wybrać wcześnie rano. O godzinie 9 wyruszyliśmy w składzie Shellu, Misiek i Mariusz na północ, gdzie 9 godzin później miał zacząć się mecz.

2. W sumie o mało, abyśmy nie pojechali, bo Patryk zamówił auto, ale… na dzień meczu z Wisłą Płock. Na szczęście Mariusz jechał, bo inaczej by nici były a nie mecz.

3. Droga przebiegała szybko i sprawnie. Po drodze zatrzymaliśmy się na lunch na stacyjnym Subwayu, korzystając z promocji. W dzisiejszej drożyźnie cena 9 zł za małą kanapkę rzeczywiście brzmi jak okazja.

4. W Gdańsku byliśmy około godziny 15:00. Wstąpiliśmy na chwilę do centrum handlowego, a potem udaliśmy się na jedzenie do „Zagrody u kozy” czy jakoś tak. Wzięliśmy pljeskavicę i cevapcici, więc mieliśmy Jugo Grill w Gdańsku. Ja miałem cevapcici i było za mało mięsa. Natomiast było to smaczne, ale Jugo Grill jest dużo lepszy.

5. Przejeżdżaliśmy też obok gdańskich ikon, czyli Stoczni Gdańskiej, długiego, ale jednak nie tak długiego jak myślałem Falowca czy efektownego i estetycznego budynku Urzędu Marszałkowskiego.

6. Czas nas bardzo gonił, więc udaliśmy się na plażę dosłownie na 10 minut w Jelitkowie. Jak na piątek i taką średnią pogodę nawet było sporo ludzi uprawiających plażing. Powdychaliśmy przez chwilę jodowe powietrze, dotknęliśmy morskiej wody i skierowaliśmy się znów do samochodu. Stadion był tuż tuż.

7. Na uwagę zasługują przystanki w pobliżu stadionu, które są stylizowane właśnie na elewację tego obiektu pamiętającego mecze polskiego Euro.

8. Nie wpuszczono nas na jeden z parkingów, więc musieliśmy trochę potem drałować. W każdym razie miejsce parkingowe znaleźliśmy i udaliśmy się na obiekt.

9. Sam stadion – kolos. Ja go widziałem dotychczas tylko z zewnątrz, gdy rok temu odbywałem swoją pielgrzymkę dziękczynno-błagalną właśnie spod Polsat Plus Areny na stadion Arki Gdynia. Sentyment pozostał, nawet przez chwilę jechaliśmy drogą, której chodnikiem szedłem o gdańskim poranku na początku tamtej trasy.

10. Odbiór akredytacji odbył się szybko i sprawnie. Misiek poszedł na foto, a my z Mariuszem udaliśmy się na górę. Niestety schodami, bo winda była zepsuta. Wejście na trzecie piętro dało trochę w kość. Ja po mojej kontuzji wytraciłem formę, więc czas ją znowu zacząć budować.

11. Weszliśmy na sektor prasowy i oczom naszym ukazał się stadion od wewnątrz. Tak jak piszę – ja go miałem okazję zobaczyć po raz pierwszy, gdyż na meczu pierwszoligowym przegranym 1:5 nie byłem, a w zeszłym sezonie wyeliminowała mnie choroba.

12. Powiem tak – nie rozumiem zachwytów. Kibice, którzy byli na tym obiekcie, mówią, że jest piękny, a niektórzy nawet, że najładniejszy w Polsce. Mnie się nie podoba kolorystyka. Od zawsze – jak patrzyłem w telewizji czy na zdjęciach. Nie wiem czemu dali taki brzydko-żółtawy kolor. Jakby ten stadion był biało-zielony, to byłby wypas.

13. Ogólnie wydaje mi się taki jakiś ponury. I to zamknięcie. Chyba przyzwyczaiłem się do otwartych przestrzeni. I prześwitów. Czy to na Widzewie, Pogoni czy po prostu u nas, na GieKSie. To zamknięcie tego kolosa robi takie klaustrofobiczne wrażenie.

14. Widok oczywiście kozaczek. Trybuny wysoko, widać całe boisko. I trybuna prasowa umiejscowiona jest na tym drugim piętrze stadionu, jak rozumiem wyłączonym ze sprzedaży, bo nie było na nim w ogóle kibiców. Oddzielenie od kibiców zawsze ułatwia pracę, w przeciwieństwie do obiektów, gdzie tego podziału nie ma i sympatycy klubów nieraz zajmują miejsca prasowe lub po prostu… zasłaniają.

15. Stadion jest olbrzymi i kojarzy się trochę z obiektem Śląska Wrocław. Wiadomo – wybudowane na Euro 2012. Ale duże. Za duże. Przy super meczach się zapełniają, jak choćby na derbach Trójmiasta. Ale poza tym nawet gdy jest kilkanaście tysięcy kibiców, to świecą pustkami. Nie wygląda to dobrze. Ale cóż – Lechia ma taki potężny obiekt i nic z tym nie zrobi. Musiałaby wygrać ligę i grać w Lidze Mistrzów.

16. Stanowiska dla prasy też bez zastrzeżeń. Dobre blaty, szerokie i kontakty w dużej liczbie. Jedynym mankamentem są krzesełka – luźne krzesła, a nie siedziska zamontowane na stałe. Problem w tym, że są one bardzo niskie, a wajcha do regulacji jest atrapą wajchy do regulacji. Nie działa. W żadnym krzesełku.

17. Trzeba było więc lekko zapuszczać żurawia. Tym bardziej, że komentatorzy Canal Plus relacjonowali na stojąco. A Michał Żyro podrygiwał sobie. Widać, że młody komentator Canal Plus cieszy się z tej roboty.

18. Kibice Lechii i GKS mają neutralne stosunki, więc tym razem nie było żadnych „pozdrowień”, a jedynie doping dla swoich drużyn. Zresztą dla sympatyków Lechii należy się dozgonny szacun za uszanowanie braku dopingu w pierwszych dziewięciu minutach meczu w Katowicach, gdy czciliśmy pamięć Jana Furtoka. Nadal też z Lechią łączy nas… Arka. W rundzie jesiennej znów oba kluby dały się gdynianom we znaki.

19. Pierwsza połowa była beznadziejna w naszym wykonaniu. Zero strzałów, zero zagrożenia, dopiero w końcówce jakieś kopnięcie w stronę bramki.

20. Dawidowi Kudle stadion Lechii nie służy. Dwa lata temu puścił tu pięć bramek, w poprzednim sezonie zawalił bramkę przy strzale Chłania, a teraz popełnił jeszcze większy babol – dając się przekozłować piłce. Przeklęty obiekt dla naszego golkipera.

21. Bartłomiej Kłudka to piłkarz Lechii, który w tym sezonie zdobył z GKS już cztery punkty. Mimo wszystko wziął mały rewanż na katowiczanach, po w drugiej kolejce jego Zagłębie Lubin wypuściło z rąk wygraną w Katowicach. Piłkarz przeszedł do Lechii, której co ciekawe strzelił gola… niecały miesiąc temu jeszcze jako piłkarz Miedziowych.

22. W przerwie można było się posilić dość ciekawym napojem gazowanym z 20% mojito. Bezalkoholowym oczywiście. Ale całkiem smaczne to.

23. W drugiej połowie GKS atakował, ale nic nie był w stanie zdziałać w ofensywie. Najgroźniej uderzał Bartosz Nowak z dystansu. Ale to za mało.

24. Na niemal kwadrans zadymione zostało boisko po użyciu rac przez kibiców Lechii, a potem GKS. Właśnie ten zamknięty stadion nie daje ujścia dymowi z wiatrem, więc trzeba czekać, aż uniesie się on do góry. Swoją drogą bardzo ciekawe było to, gdy z boku wydawało się, że boisko jest całe zadymione, a w C+ z kamery za bramką było bardzo dobrze widoczne. Czary jakieś.

25. Gdy wydawało się, że bijący głową w mur GKS przegra 0:1, kontrę wyprowadzili gospodarze, Camilo Mena wyprzedził Mateusza Kowalczyka i nie dał szans Kudle. Chwilę potem sędzia zakończył spotkanie.

26. Po meczu udaliśmy się na konferencję prasową. I tutaj podobnie jak na Górniku – akurat sala konferencyjna nie przystoi takiemu stadionowi. Wygląda jak jakieś duże pomieszczenie na starych obiektach. Tu trzeba by wprowadzić sporo nowoczesności.

27. Pierwszy raz widziałem taką salę, która jest szersza niż dłuższa i tak są poustawiane siedzenia. Jako więc, że siedziałem mocno na skrzydle, trener musiał zeskanować przestrzeń, by mnie znaleźć, gdy zadawałem pytanie.

28. Opisywałem to już w felietonie, gdy wychodząc ze stadionu mijaliśmy Camilo Menę, któremu podziękowałem za gola w niegdysiejszym meczu z Arką Gdynia. Szedł najwyraźniej z mamą, po miała ona koszulkę „Mena’s mom”. Sympatycznie.

29. Ogólnie to mieliśmy po tej wtopie 1:5 dobry czas z Lechią. Wygraliśmy przecież kolejne trzy spotkania. Ten rywal nam leżał. Ale na ten moment to się skończyło.

30. Udaliśmy się do samochodu. Chłopaki wracali do Katowic, ja natomiast miałem w planie zostać w Gdańsku. Zawieźli mnie pod kwaterę na Oliwie, a tam – po przywitaniu z miejscowym kotem – zakwaterowałem się na swojej miejscówce.

31. Plan był taki, żeby rano pojechać pociągiem do Płocka, by udać się na przeszpiegi naszych najbliższych rywali – Wisły Płock i Cracovii.

32. Wszystko świetnie układało się aż do momentu, gdy w sobotę wyszedłem z pizzerii w Płocku i zaczął padać deszcz. Wtedy moim największym problemem był brak parasola.

33. Nie spodziewałem się, że po przybyciu na stadion okaże się, że mecz został odwołany. Pusty przelot – mój trzeci w życiu, w takich okolicznościach. Pierwszy był w 2012, gdy Stadion Narodowy przed meczem z Anglią zamienił się w słynny Basen Narodowy.

34. Druga taka sytuacja była, gdy z Kosikiem wybrałem się na mecz St Johnstone z Glasgow Rangers w szkockim Perth. Wtedy spotkanie zostało odwołane, bo jedno z pól karnych było zmrożone po ujemnej temperaturze z nocy. Brytole…

35. Podobna sytuacja była też w 2006 roku w IV lidze, ale tu już nie zagrały czynniki pogodowe. Przyjechałem do klubu i już mieliśmy jechać na wyjazdowy mecz ze Źródłem Kromołów, ale w ostatniej chwili gospodarze się wystraszyli najazdu kibiców z Katowic i oddali mecz walkowerem. Pamiętam, że wówczas w takim razie poszedłem na swój jedyny mecz na stadionie MK Katowice – wygrany ze Slavią Ruda Śląska 3:0.

36. Wracając do Płocka. Jak niepyszny wróciłem do hotelu i miało to swoje plusy, bo podczas całego wyjazdu nie czułem się najlepiej (pogranicze infekcji), więc mogłem trochę dychnąć.

37. Cracovię i Wisłę i tak zobaczę w akcji – bo to nasze najbliższe trzy mecze.

38. Tylko trzy punkty z Pasami!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Powaga drużyny zachowana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po emocjach – dodajmy bardzo pozytywnych – związanych z meczami reprezentacji, czas wrócić do ligowej piłki. Oj działo się, działo, mimo że to tylko dwa tygodnie. Najmniej w tym wszystkim istotnym był chyba mecz z Górnikiem Zabrze, sparingowy Śląski Klasyk, który GKS Katowice wygrał w samej końcówce 2:1. Bohaterem spotkania – o ile w ogóle określenie „bohater” pasuje (nie pasuje) do meczu kontrolnego, był zawodnik, którego w GieKSie już nie ma. Aleksandrowi Buksie skrócono wypożyczenie z Górnika i zawodnik poszedł dalej – do Polonii Warszawa. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że to, co mówią kibice o piłkarzu – opierając się na swoich obserwacjach i opiniach – materializuje się w związku z danym zawodnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że Olek to „odrzut” z Górnika, a nie realne wzmocnienie i raczej nic z tego nie będzie. To nic personalnego do zawodnika. Po prostu są piłkarze, którzy tym realnym wzmocnieniem są (później się sprawdzają lub zawodzą), a są tacy, gdzie jakaś metamorfoza na plus rozpatrywana jest raczej w kategorii wielkiego zaskoczenia.

Pojawiły się jednak też solidne wzmocnienia, przynajmniej tak się wydaje. Emana Markovića widziałem podczas meczu z Górnikiem i zaprezentował się bardzo przyzwoicie, strzelił bramkę, był aktywny. Cały czas czekamy na wejście do składu Jesse Boscha, który co prawda w GKS już zadebiutował, ale jeszcze nie wywarł żadnego piętna na grze zespołu. No i transfer niemal last minute – Ilja Szkurin i to wydaje się być wyjściowo kapitalne wzmocnienie. Co prawda w Legii zawodnik zawiódł i tam się go pozbyli – uważam zbyt pochopnie – ale przecież w Stali Mielec ten piłkarz wiązał krawaty. Choć marnował w warszawskim klubie sytuacje na potęgę (także w meczu w Katowicach), to przecież trafiał do siatki w finale Pucharu Polski, w superpucharze, na Nowej Bukowej mimo wszystko również, kiedy to aż uklęknął i schował twarz w dłoniach z ulgi po odblokowaniu i celebrował tym swoją radość.

Doszło też do jednego oczywistego wzmocnienia, które jest sytuacją nieoczywistą. Mianowicie, do GKS… nie trafił Tymoteusz Puchacz. Większości kibiców spadł kamień z serca. Nie wiemy, co do głowy przyszło trenerowi, że chciał mieć w drużynie tego hm… celebrytę. Można mówić o ambicji tego chłopaka, walorach czysto piłkarskich i na siłę unikać jak ognia tego, co sobą prezentuje… generalnie. Człowiek, który swoją „karierę” zbudował na farmazonie i JBL-ach, bo tak naprawdę nigdy się nie wyróżniał niczym poza szybkością. Wielu było w światowej piłce piłkarzy, którzy wydawali się wielkimi odkryciami, bo robili te efektowne sprinty. Tyle, że później okazywało się, że gdy przeciwnicy ich przeczytali, poza szybkością nie mieli nic do zaoferowania.

GieKSa potrzebuje piłkarzy, którzy są poważni i poważnie podchodzą do tego wszystkiego. Trzeba patrzeć na konteksty. To, że Afrykanie przyjeżdżają na Mundialu na mecze i wchodzą na stadion tańcząc i śpiewając to zupełnie inny kulturowo schemat niż w Europie. I tam to pasuje. Tutaj nie. Jeśli jeden piłkarz będzie traktował ten sport tylko jako głównie zabawę i taką czystą radość z życia, to w naszej kulturze to po prostu będzie wyraz braku profesjonalizmu. Nie będzie to „dostrojone” do całości. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że piłkarze mają się nie cieszyć z uprawiania tego sportu, nie czerpać radości z gry, ze zwycięstw, z tego, że być może mają najlepszą pracę świata. Mają się cieszyć, jak najbardziej. Tylko jest różnica pomiędzy tym cieszeniem się i utrzymywanie profesjonalizmu – nie tylko na boisku, ale także poza nim – a zwykłym… pajacowaniem.

Byli tacy pajacujący piłkarze, którzy dobrze się zapowiadali, mieli piłkarsko papiery może nawet na Złotą Piłkę, a skończyli na peryferiach futbolu. Pierwszy do głowy przychodzi taki Mario Balotelli, który przecież talent miał wybitny, ale rozmienił go na drobne swoimi głupotami typu puszczanie fajerwerków w łazience czy wjeżdżanie na teren więzienia dla kobiet.

Może Puszka aż tak spektakularnych ekscesów nie miał, ale te różne celebryckie historie z Julią Wieniawą, wypisywanie do Dody na Instagramie czy jakieś akcje z tym Slow Speedem, czy ja tak się zwie ten osioł (WTF?) to po prostu taka błazenada, że nie przystoi to piłkarzowi czy kandydatowi na piłkarza GieKSy. Wystarczy spojrzeć na takiego Arka Jędrycha, normalny spokojny facet i jako kapitan wzór. I zestawcie go w drużynie z Puszkinem… aaaaa, szkoda gadać. A dziw, że kiedyś grali razem.

W czasach, kiedy jeszcze nie gryzłem się w język (teraz jestem kilka lat dojrzalszy) napisałem zaraz po meczu z Bytovią:

Więc spadaj sobie Puczi „zapierdalać tak jak Kante” do Poznania, bo ostatnio pogwiazdorzyłeś i jeśli nie opanujesz sodówki, to nici z kariery.

Cóż… Przez te sześć lat na farmazonie wycisnął maxa. Szacun. To też jest umiejętność. Ale prawda gwiazdorzenia prędzej czy później wychodzi.

Puchacz był jedną z twarzy spadku do drugiej ligi. Ktoś powie, że Arkadiusz Jędrych i Adrian Błąd też byli. No byli – i nawet sam miałem zdanie, że z tymi zawodnikami wiele nie osiągniemy i powinni odejść. Ale zostali w GieKSie przez tyle lat i awansowali – do pierwszej ligi i do ekstraklasy. I jakkolwiek dalej uważam, że od czasu, kiedy na GieKSie się udzielam, czyli przez te 20 lat większość moich przewidywań się sprawdzała, to tutaj akurat nie. Co do Arka i Adriana mogę powiedzieć jedynie – sorry panowie, pomyliłem się.

Nie sądzę, że cokolwiek takiego mogłoby się przydarzyć przy Tymoteuszu. Choć mimo wszystko mu tego życzę, bo ciągle chłopak jest młody, ma 26 lat i jeśli rzeczywiście by się ogarnął, to coś jeszcze może w tę piłkę pograć. Nie na najwyższym poziomie, ale jakiś klub z ekstraklasy może go przygarnąć.

Podsumowując więc – bo już dajmy spokój Puchaczowi – to naprawdę świetna wiadomość, że do nas nie trafił. Nie wiem, co tam się podziało, czy GieKSę wyd… wymanewrował, ale sama ta historia z wysypaniem się jego transferu przecież do niego bardzo pasuje. Niech się kopie po czołach z Azerami, krzyżyk na drogę i obyśmy już nigdy więcej nie mieli pomysłów ściągania takich „gwiazdorów” do naszego klubu. Bądźmy poważni.

Napisałem wcześniej, że mecz z Górnikiem, sparing sparingiem… Niestety wydarzyła się rzecz, której najmniej byśmy chcieli. Aleksander Paluszek zerwał więzadła w kolanie i na wiele miesięcy z jego gry będą nici. Jak to dobrze ktoś napisał – szkoda, że zagrał z Radomiakiem, bo tylko narobił nadziei… To prawda, debiut zawodnika w katowickich barwach był bardzo obiecujący. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za zawodnika i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Niestety w związku z tym skomplikowała się nasza sytuacja w obronie. Nie pozyskaliśmy dodatkowego obrońcy i GieKSa będzie musiała rzeźbić w tym, co ma. Póki co nasza defensywa nie spisuje się dobrze w lidze, tracimy mnóstwo bramek, a ostatni mecz na zero z tyłu rozegraliśmy prawie pięć miesięcy temu. Jeśli chcemy się utrzymać i punktować w lidze, ten aspekt musi być poprawiony. Nie zawsze bowiem będziemy strzelać cztery gole, jak z Arką, i trzy – jak z Radomiakiem. Tak więc Arek Jędrych, Marten Kuusk, Lukas Klemenz i Alan Czerwiński będą musieli wziąć tę odpowiedzialność i praktycznie w tym kwartecie zamykają się nasze możliwości. Problem się pojawi, gdy przyjdą kartki czy nawet drobne urazy. Choć Bartek Jaroszek to fajny chłop, ratowanie się nim będzie aktem desperacji. Ale pozdro Bartek 😉

Jutro czeka nas starcie z Lechią Gdańsk. Wyjazdy, ach te nieszczęsne wyjazdy. Mamy z nimi potężny problem i to nie od dziś. Choć w tym roku katowiczanie wygrali przecież w Częstochowie, Wrocławiu czy Gdańsku właśnie, to seria czterech porażek z rzędu na wiosnę czy trzech w obecnym sezonie jest niepokojąca. Dodatkowo przyglądając się tym spotkaniom – w większości GKS nie miał czego szukać. Patrząc jeszcze na wiosnę, najlepszy był mecz z Motorem, ale pozostałe przegrane to była lipa. Teraz bardzo słabe występy w Łodzi i Zabrzu, niezły w Warszawie. To za mało. Trener na konferencji po Górniku mówił o tym, że możliwa jest jakaś zmiana, jeśli chodzi o delegacje. Na czym będzie ona polegać – zobaczymy.

Nadal wielkim problemem są też bramki tracące w końcówkach połów. Od tych pięciu miesięcy w dwunastu meczach GKS stracił trzynaście bramek w ostatnich pięciu minutach pierwszej lub drugiej połowy. I z Radomiakiem tak było, a gdyby sędzia uznał gola w końcówce meczu – mielibyśmy tego jeszcze więcej. Fatalna statystyka i ja naprawdę łapię się na tym, że marzę, żebyśmy w pierwszej połowie dociągnęli choćby do 0:0. W obecnym sezonie udało się to tylko raz – w pierwszej kolejce.

Lechia to nie będzie łatwy przeciwnik, ale nie jest to rywal nie do ogrania. Co prawda słynął z tego, że strzelał i tracił mnóstwo bramek, ale ostatnio się to trochę zmniejszyło. Bo ultrabezbarwnym i nudnym meczu Lechiści pokonali w derbach Arkę 1:0, a w Białymstoku przegrali 0:2. A wiemy, że wcześniej dostali oklep w Lubinie 2:6. Można więc tej ekipie strzelać bramki, zresztą GKS w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu trafił w Gdańsku trzy razy, natomiast jak uruchomi się Bobcek z Wiunnykiem, to naprawdę trzeba się mieć na baczności i nasza obrona musi być zwarta i zwrotna.

Mecz z Radomiakiem był epicki. Pod kątem emocji to było jedno z najlepszych spotkań od wielu lat, niektórzy kibice musieli do siebie dochodzić po nim przez kilka dni. Dużo dało to jednak pozytywnej adrenaliny i nakręcania się na dalsze losy naszego zespołu.

Jednak kochani – Lechia jest dopiero jutro. Teraz i dzisiaj najważniejszy jest inny mecz GieKSy. Wszyscy o 18:00 trzymamy kciuki za dziewczyny w boju z Twente Enschede. Dajcie z siebie Dziołszki wszystko, żeby przed rewanżem mieć jak najlepszą sytuację wyjściową!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga