Hokej Piłka nożna Prasówka Siatkówka
Tygodniowy przegląd mass mediów: Obniżki w GieKSie! Odbiją sobie po awansie?
Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja na lodzie GieKSy.
W dalszym ciągu ze względu na zagrożenie epidemiczne rozgrywki ligowe naszych drużyn piłkarskich są zawieszone. Siatkarze oraz hokeiści mają już przerwę pomiędzy sezonami.
PIŁKA NOŻNA
sportdziennik.com – A jednak Resovia?
Departament Rozgrywek Krajowych PZPN stoi na stanowisku, że 3. miejsce w tabeli II ligi okupuje dziś nie GKS Katowice, a drużyna z Rzeszowa.
Tabela rozgrywek drugiej ligi na stronie Łączy Nas Piłka jest aktualna – mówi krótko Łukasz Wachowski, dyrektor Departamentu Rozgrywek Krajowych PZPN, gdy stawiamy mu pytanie, który zespół – GKS Katowice czy Resovia – zajmuje obecnie w tabeli 3. miejsce.
[…] Deklaracja dyrektora Wachowskiego to wyczekiwane, pierwsze takie stanowisko PZPN w tej sprawie, choć oczywiście trudno wypowiedzi prasowej dodawać mocy prawnej i sprawczej. Resovia już dobrych kilka tygodni temu poprosiła PZPN o wykładnię.
– Żadnej oficjalnej informacji do dzisiaj nie otrzymaliśmy – zaznacza Wojciech Zając, prezes rzeszowskiego klubu, gdy informujemy go o słowach szefa Departamentu Rozgrywek Krajowych.
Obniżki w GieKSie! Odbiją sobie po awansie?
Zawodnicy, trenerzy, członkowie sztabu katowickiego II-ligowca podjęli solidarne ustalenia, redukujące do końca czerwca ich pensje. Te pieniądze będą mogli podnieść z murawy, jeśli awansują.
Stowarzyszenie Druga Liga Piłkarska rekomendowała, by kontrakty na czas pandemii i zawieszenia rozgrywek albo były redukowane do kwoty 3500 zł brutto, albo o połowę.
– Rozegraliśmy to po swojemu, przyjęliśmy własne kryteria, każdy był rozpatrywany indywidualnie – tłumaczy Rafał Górak, trener GKS-u. – Jest grono osób, których redukcja na czas „postojowego” nie dotyczy. To zawodnicy, którzy mają niskie kontrakty. Uznaliśmy, że w takim momencie absolutnie nie powinnyśmy ich obciążać. To pieniądze na przeżycie, dlatego uznajemy, że postąpiliśmy słusznie.
Pozostała część nas ma różne „parasole” procentowe. Są tacy, których uposażenie będzie nawet o połowę niższe. Jestem zbudowany tym, że 100 procent ludzi związanych z sekcją piłki nożnej w GKS-ie Katowice przyjęło proponowane rozwiązania.
To duża sprawa. To były trudne rozmowy, pracowaliśmy nad tym tematem pod kierunkiem prezesa Marka Szczerbowskiego i dyrektora zarządzającego Łukasza Czopika wraz z dyrektorem sportowym Robertem Góralczykiem oraz radą drużyny. Wypracowaliśmy wspólnie takie porozumienie, że wszystkie strony, mając świadomość powagi sytuacji, podały sobie ręce.
Dziękuję wszystkim za dialog, zrozumienie, współpracę i podsuwanie kierunkowych rozwiązań, które pozwoliły nam doprowadzić temat do końca. Dla mnie jako trenera był to bardzo ważny i stresujący moment. Jestem zbudowany – dodaje Górak, a jego słowa jasno świadczą o tym, jak mocno dobro GieKSy leży mu na sercu.
Aneksy, na mocy których wejdą w życie obniżki, będą przy Bukowej obowiązywały do końca czerwca. Jest też bardzo optymistyczne zastrzeżenie. Zadeklarowano, że jeśli GKS awansuje do I ligi, to pieniądze, których teraz zrzekli się piłkarze czy trenerzy, zostaną wypłacone w formie premii.
– Ale mowa tylko o awansie wywalczonym na zielonej murawie, a nie przy zielonym stoliku wskutek przedwczesnego zakończenia sezonu – zastrzega Górak.
SIATKÓWKA
siatka.org – GKS Katowice nie przetrwa kryzysu spowodowanego pandemią?
Pandemia koronawirusa odciska swoje piętno na sytuacji ekonomicznej, która dotyka także kluby sportowe. Wiele klubów prowadzi renegocjacje umów z zawodnikami i sztabami szkoleniowymi, niektóre pozawieszały także rozmowy transferowe. Trudna sytuacja jest w GKS Katowice, niewykluczone, że sekcja siatkówki w tym klubie w ogóle przestanie istnieć, jak donosi katowicka Gazeta Wyborcza.
Informacje o likwidacji siatkarskiej sekcji GKS Katowice pojawiają się już od dłuższego czasu, ale po wybuchu pandemii temat powrócił, tym bardziej, że właścicielem klubu jest miasto. Obecnie dla miast, nie tylko Katowic priorytetem jest walka z pandemią i rzecz jasna wydatki na sport mogą zostać zmniejszone. W wielosekcyjnym GKS już można usłyszeć, że w przypadku cięć wydatków na sport, to siatkarze odczują to jako pierwsi. Większe tradycje sportowe mają chociażby piłkarze i hokeiści GieKSy.
– Zapewniam, że żadne decyzje nie zapadły. W klubie priorytetem jest teraz zdrowie i bezpieczeństwo pracowników – mówi Aleksander Matusek, rzecznik prasowy klubu. Na razie z GKS-em rozstał się Dariusz Łyczko, który pełnił funkcję dyrektora sportowego sekcji siatkówki. Na tym stanowisku pracował od początku występów GieKSy w PlusLidze, czyli od sezonu 2016/2017. To właśnie w lipcu 2016 roku GKS GieKSa Katowice S.A. na mocy porozumienia z TKKF Czarni oficjalnie przejęła drużynę siatkarzy. W zakończonym przed czasem, ostatnim sezonie GieKSa finiszowała na dobrym szóstym miejscu.
HOKEJ NA LODZIE
hokej.net – Wiele znaków zapytania
Dziś (15.04.2020) władze PHL wzięły udział w wideokonferencji z prezesami klubów ligowych. Rozpatrywano na niej między innymi rozpatrywano różne warianty startu rozgrywek ligowych w sezonie 2020/2021.
Władze PHL, czyli prezes Mirosław Minkina i oraz komisarz Marta Zawadzka, rozmawiały z przedstawicielami klubów, występujących w rozgrywkach ligowych. Analizowano sytuację, jaka panuje obecnie w klubach z powodu epidemii koronawirusa. Dyskutowano też na temat procesu licencyjnego oraz rozpatrywano różne warianty startu rozgrywek ligowych w nowym sezonie.
Opcji jest kilka, jeden z wariantów to wspólna liga, w której uczestniczyłyby również drużyny z innych krajów, przykładowo z Białorusi, Ukrainy, Słowacji, Litwy lub Węgier. Ze względu na obostrzenia panujące w Polsce wciąż nie wiadomo, kiedy drużyny ligowe będą mogły wrócić na lód oraz kiedy mecze będę mogły być rozgrywane z publicznością.
– Robimy wszystko, aby liga były ciekawa i atrakcyjna dla kibiców. Niestety ze względu na panującą sytuację i związaną z nią niepewność, nie jesteśmy w stanie na razie podejmować wiążących decyzji – mówi Mirosław Minkina, prezes spółki PHL i Polskiego Związku Hokeja na Lodzie.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Najnowsze komentarze