Dołącz do nas

Piłka nożna

Rywal pod Lupą: Piotr Reiss, czyli ikona poznańskiej piłki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W tym tygodniu na Bukowej będziemy emocjonować się meczami z dwoma poznańskimi klubami. Już w środę w ramach Pucharu Polski przyjedzie nam się zmierzyć z Wartą, a w sobotę w walce o kolejne ligowe punkty z rezerwami ekstraklasowego Lecha. Wspólnym mianownikiem dla obu klubów jest osoba Piotra Reissa, który łącznie w barwach tych drużyn we wszystkich oficjalnych rozgrywkach rozegrał 503 mecze, strzelając w nich 171 bramek.

Popularny „Reksio” to postać ikoniczna dla Wielkopolskiej piłki nożnej. Poza krótkim okresem gry na niemieckich boiskach praktycznie całą karierę był związany z poznańskimi klubami. W głównej mierze oczywiście z Lechem Poznań, gdzie przez wiele lat pełnił funkcję kapitana i święcił największe triumfy. Aktualnie zajmuje się pracą przy Akademii Piłkarskiej Reissa, której jest pomysłodawcą, a jej początki sięgają 2010 roku. Jest on także autorem autobiografii o tytule „Spowiedź Piłkarza”, w której odnosi się do swojego medialnego zatrzymania i przesłuchań w związku z zarzutami o korupcję w polskiej piłce. Właśnie temat korupcyjny przy osobie Piotra Reissa jest z pewnością wszystkim powszechnie dobrze znany i nie ma większego sensu tutaj roztrząsać go po raz kolejny, dlatego wolałbym przedstawić mniej znane fakty z dość ciekawej przecież kariery Reissa.

Kontrowersyjne słowa i odpowiedź fanów

W ubiegłym roku w wywiadzie udzielonym dla TVPSPORT.pl Piotr Reiss dość niespodziewanie wypowiedział słowa, w których wyraził swoje negatywne uczucia co do gry Lecha na licencji Amiki i powolnego zatracania tożsamości klubu. Słowa byłego kapitana Kolejorza brzmiały dokładnie tak:

 Boli to, że Lech nie gra na swojej licencji, tylko na licencji Amiki. Myślę, że to Kolejorz ma tradycje i historię, a w dziwny sposób zostało to rozmyte. Żal mi tego, bo Lech – odkąd pamiętam – był zawsze klubem kibiców, a to wszystko się teraz zamydliło. Nie ma dla mnie ten klub takiej więzi, duszy, dzięki czemu żyło nim kiedyś całe miasto. A gdy teraz patrzę… Gdyby nie studenci, kibice przyjezdni spoza Poznania, z Wielkopolski, to myślę, że coraz mniej mówiłoby się teraz o tym zespole. Bardzo nad tym ubolewam, bo historia tworzyła się prawie sto lat, a powoli to zanika…

Wypowiedziane przez niego słowa nie musiały czekać długo na ripostę ze strony fanów Lecha Poznań, którzy na domowym meczu z Górnikiem Zabrze postanowili wywiesić dwa transparenty skierowane do Reissa o treści: „Chciałeś być legendą zostałeś mendą” oraz Jak od Rutka kasę brałeś na licencję nie narzekałeś”.

Groźby pod adresem sędziego

Kontynuując temat kontrowersyjnych wypowiedzi popularnego „Reksia” tym razem cofniemy się o 21 lat, a dokładniej do meczu 30. kolejki I ligi Petrochemia Płock – Lech Poznań z maja 1998 roku. Był to bardzo ważny mecz dla obu zespołów, które walczyły wtedy o utrzymanie na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem gospodarzy 1:0 po bramce z rzutu karnego, podyktowanego już w 9 minucie gry. Dzięki temu zwycięstwu Petrochemia wyprzedziła w tabeli Lecha i tym samym na 4 kolejki przed końcem zepchnęła poznaniaków do strefy spadkowej. Podobno zawodnicy „Kolejorza” zarzucali sędziemu tamtego spotkania, że po bramce zdobytej przez gospodarzy, uniósł w górę kciuk co miało symbolizować, że wszystko idzie zgodnie z planem.
Z relacji Stanisława Żyjewskiego, arbitra głównego tamtego spotkania, Piotr Reiss miał mu wtedy grozić na boisku słowami: „Połamię Ci ręce i nogi, polecisz z dymem”, a także straszył go mafią. Żyjewski oczywiście oskarżył Reissa o wypowiadanie w jego kierunku gróźb karalnych, a żeby tego było mało, to wkrótce po tym meczu faktycznie ktoś próbował spalić dom sędziego, wrzucając do niego butelki z benzyną. Reiss stanowczo jednak wszystkim oskarżeniom pod jego adresem zaprzeczał, a cała sprawa w sądzie ostatecznie została umorzona ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu. Zawodnik został jedynie ukarany przez Wydział Dyscypliny PZPN trzymiesięczną dyskwalifikacją, z zawieszeniem na pół roku.

Oferta Wisły

W 2004 roku bardzo niewiele zabrakło, a Piotr Reiss zagrałby dla klubu spoza Wielkopolski. W tamtym okresie wiele mówiło się o odejściu spod Wawelu Tomka Frankowskiego i znalezieniu dla niego odpowiedniego zastępstwa. Wybór padł właśnie na Piotra Reissa, który otrzymał atrakcyjną ofertę od Wisły Kraków prowadzonej wtedy przez Henryka Kasperczaka. O zainteresowaniu „Białej Gwiazdy” jego osobą, „Reksio” dowiedział się już wcześniej od swojego przyjaciela Macieja Żurawskiego. Negocjując kontrakt z krakowskim klubem Reiss czterokrotnie podbijał wysokość żądanego kontraktu i ku jego zdziwieniu ówczesny właściciel Wisły Bogusław Cupiał, za każdym razem godził się na jego warunki. Był on bardzo zdeterminowany, aby 32-letni wtedy napastnik Lecha złożył podpis pod oferowanym kontraktem. Mogłoby się wydawać, że już nic nie jest w stanie powstrzymać realizacji tego transferu, a jednak Piotr Reiss zdecydował się na nie parafowanie umowy.

Później sam zainteresowany mówił, że wybrał się do Krakowa jedynie z szacunku dla włodarzy Wisły i by osobiście podziękować za złożoną propozycję transferową. Wydaje się to troszeczkę dziwne, bo jeżeli nie miał zamiaru wiązać się z „Białą Gwiazdą”, to po co starał się targować warunki lepszego kontraktu i osobiście wybrał się na spotkanie z prezesem Wisły ? Odpowiedzią na to pytanie może być teoria, że Sebastian Kulczyk, właściciel firmy e24, dowiedziawszy się o przenosinach Reissa po Wawel, miał przejąć osobiście kontrakt napastnika w Lechu co spowodowało o zmianie decyzji o transferze. Jedno jest pewne, gdyby ten transfer doszedł wtedy do skutku, byłby to jeden z największych hitów transferowych w historii polskiej Ekstraklasy.

Występy Reissa przeciwko GieKSie

Podsumowując chciałbym przedstawić jak Piotr Reiss w przekroju swojej kariery prezentował się w meczach z GKS-em Katowice.

Po raz pierwszy w swojej karierze popularny „Reksio” miał okazję skonfrontować się z GieKSą, 9 listopada 1994 roku. Jego Lech pokonał nas wtedy 2:0, a on sam rozegrał pełne 90 minut. Na pierwszego gola strzelonego GieKSie musiał jednak jeszcze poczekać. Ta sztuka udała mu się niespełna rok później w ramach 15. kolejki I ligi sezonu 95/96, kiedy to w 57 minucie spotkania zaskoczył strzegącego naszej bramki Janusza Jojko. Mnie najbardziej jednak w pamięci zapisały się jego 3 gole strzelone GieKSie w dwumeczu półfinału Pucharu Polski w sezonie 2003/04, które walnie przyczyniły się do naszego wyeliminowania z tych rozgrywek. Łącznie w trakcie swojej długiej kariery popularny „Reksio” 10 razy trafiał do siatki GieKSy. Siedmiokrotnie udało mu się to w barwach Lecha i trzy w koszulce Warty. Ostatnią z tych bramek zdobył 16 maja 2012 roku na Bukowej, na niespełna miesiąc przed swoimi 40 urodzinami. Warta Poznań pokonała nas wtedy aż 3:0, a trenerem GieKSy był nie kto inny jak Rafał Górak. Skrót tego meczu i wypowiedź Reissa:

.
Bilans Piotra Reissa w meczach z GKS-em to 12 zwycięstw 5 remisów i 7 porażek.



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga