Dołącz do nas

Hokej

[RELACJA] Zwycięstwo niezagrożone od 40. sekundy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

18 stycznia hokeiści GKS-u Katowice po raz ostatni w tym sezonie zmierzyli się z TAURON Podhalem Nowy Targ. Pierwszą szansę w rozgrywkach 2021/22 od trenera Płachty otrzymał w bramce Maciej Miarka. Mecz rozpoczął się o 18:30.

40 sekund potrzebowała GieKSa, by objął prowadzenie, Patryk Wronka uderzył z niebieskiej, a w tłoku przed bramką krążek trącił jeszcze Kolusz i zdobył swojego pierwszego gola dla GKS-u po powrocie do Katowic – co więcej, zdobył go przeciwko klubowi, z którego jest wypożyczony. Przewaga była zdecydowanie po naszej stronie, choć musieliśmy być czujni przy pojedynczych ofensywnych wypadach gości. W 4. minucie Krężołek spowodował upadek rywala i trafił na ławkę kar. Z kilkoma strzałami w przewadze poradził sobie Miarka, a tuż po opuszczeniu boksu kar przez Krężołka Michalski do pustej bramki dobił uderzenie Smala. Podhalanie mogli wyrównać po sytuacji sam na sam, do której doszło po ograniu Hudsona, jednak refleksem popisał się nasz młody bramkarz. W 11. minucie Kruczek podłączył się do akcji ofensywnej i dograł przed bramkę do Krężołka, a ten trącił krążek tak, że minął on słupek po złej stronie. Po chwili Smal mógł znów asystować przy bramce Michalskiego, jednak w dołożeniu kija przez kolejnego wychowanka Podhala w naszym składzie zabrakło precyzji. Świetną okazję zmarnował także Saarelainen. Golem mogła zakończyć się również kontra trójki Prokurat-Lehtonen-Eriksson, ponownie jednak zabrakło dokładności. Po chwili Szwed został sfaulowany za bramką, kontynuowaliśmy grę bez bramkarza i oddaliśmy dwa groźne uderzenia, z którymi poradził sobie Bizub. Po drugiej stronie tafli Miarka również nie zawiódł przy kontrze w osłabieniu. Dwukrotnie krążek otarł się od zewnątrz o siatkę bramki po strzałach Saarelainena. Szybko powróciliśmy do gry z liczebną przewagą, bo sfaulowany został Bepierszcz. Choć tempo rozgrywania zamka nie zachwycało, to z łatwością dochodziliśmy do kolejnych groźnych strzałów, aż w końcu na 20 sekund przed końcem tercji Hudson przymierzył tak precyzyjnie, jak tylko było to możliwe, dzięki czemu na przerwę zjechaliśmy z wynikiem 3:0.

W 22. minucie przez błąd przy zmianie formacji GieKSa znalazła się w sytuacji 3 na 1. Mocny strzał z klepy oddał Saarelainen, ale w takiej sytuacji powinien wybrać bardziej precyzyjną opcję. Po chwili z podobnego miejsca wybrał już słusznie i umieścił krążek w bramce. Mimo raczej oszczędnego tempa rozgrywania akcji wciąż to gospodarze byli stroną przeważającą. W 28. minucie sędziowie dopatrzyli się uderzania kijem ze strony Neupauera. Fraszko mocnym strzałem z pierwszego krążka obił słupek. Po powrocie do gry w pełnych składach Bepierszcz nie wykorzystał sytuacji sam na sam. Wydawało się, że po stracie Kolusza Miarka stanie do pojedynku z napastnikiem rywali, ale świetny powrót zanotował Yakimenko. Od 33. minuty znów graliśmy z przewagą zawodnika po faulu Kapicy. Po wymianie uprzejmości pod bramką Bizuba do boksów kar trafili także Worwa i Eriksson. Wronka spudłował w świetnej okazji po podaniu prosto na łopatkę kija od obrońcy Podhala. W 36. minucie Saarelainen chciał wystawić krążek Krężołkowi do pustej bramki, ale Bizub przemieścił się wystarczająco szybko i odbił uderzenie parkanem. Przed końcem tercji efektowną, ofiarną interwencję zaprezentował Monto, by uchronić nas przed sytuacją 2 na 1. Po 40 minutach prowadziliśmy 4:0.

Po powrocie do gry szybko zadomowiliśmy się w tercji Podhala za sprawą ataku Krężołek-Monto-Saarelainen, ale goście nie pozwolili na wykreowanie groźnej sytuacji do strzału. Po podaniu Wronki zza bramki mocno uderzył Rompkowski, jednak instynktownie Bizub odbił parkanem. Nie zdołał za to interweniować w 45. minucie, kiedy spod niebieskiej uderzył Wajda, a tor lotu krążka zmienił Saarelainen. W 49. minucie Krężołek ustrzelił poprzeczkę po dograniu Monto. W ciągu kilku sekund parokrotnie dobitki szukał Jakub Prokurat. 53 minuta to kolejna kara dla Podhala – Saroka zaatakował Smala kijem trzymanym oburącz, gdy ten przedzierał się przez ofensywną niebieską. Na 13 sekund przed jej końcem Lehtonen wystrzelił w okienko, a zasłaniany przez Kolusza Bizub nie miał prawa widzieć krążka. Po chwili ręka sędziego znów powędrowała w górę, my jednak dalej rozgrywaliśmy krążek w 6 na 5, aż Fraszko dograł do Kolusza tak, że pozostało mu z najbliższej odległości skierować krążek do bramki. Ósmą bramkę dołożył Alexander Yakimenko, do którego gumę wycofał Wronka, a ten huknął bez przyjęcia. Jeszcze na niecałe 2 minuty przed zakończeniem spotkania karę otrzymał Bochnak. Po meczu trwającym zaledwie godzinę i 58 minut GieKSa pokonała Podhale 8:0, a Maciej Miarka w swoim pierwszym występie w tym sezonie na poziomie Polskiej Hokej Ligi odnotował czyste konto.

GKS Katowice – TAURON Podhale Nowy Targ 8:0 (3:0, 1:0, 4:0)
1:0 Marcin Kolusz (Patryk Wronka, Bartosz Fraszko) 0:40
2:0 Mateusz Michalski (Igor Smal, Kalle Valtola) 6:01
3:0 Carl Hudson (Bartosz Fraszko, Patryk Wronka) 19:40 5/4
4:0 Miro-Pekka Saarelainen (Joona Monto, Maciej Kruczek) 21:38
5:0 Miro-Pekka Saarelainen (Patryk Wajda, Joona Monto) 44:27
6:0 Matias Lehtonen (Mateusz Rompkowski) 54:38 5/4
7:0 Marcin Kolusz (Bartosz Fraszko, Alexander Yakimenko) 56:03
8:0 Alexander Yakimenko (Patryk Wronka) 57:56

GKS Katowice: Miarka (Murray) – Rompkowski, Yakimenko, Fraszko, Lehtonen, Wronka – Kruczek, Wajda, Eriksson, Michalski, Saarelainen – Hudson, Wanacki, Krężołek, Monto, Kolusz – Musioł, Valtola, Bepierszcz, Smal, Prokurat.

TAURON Podhale Nowy Targ: Bizub (Polak) – Tomasik, Mrugała, Kapica, Neupauer, Chvanchikov – Elshanskii, Volrab, Wielkiewicz, Bryniczka, Wsół B. – Wsół P., Kamieniecki, Worwa, Słowakiewicz, Siuty – Bochnak, Malasiński, Saroka.



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga