Piłka nożna
[RELACJA] Szóste zwycięstwo GieKSy z rzędu!
Do niedzielnego spotkania z Motorem katowiczanie przystąpili z dwoma zmianami w składzie. W miejsce Adriana Błąda i Arkadiusza Woźniaka w podstawowym składzie wyszli Dominik Kościelniak oraz Szymon Kiebzak. Absencja Błąda była spowodowana urazem. W kadrze zespołu nie znalazł się także Piotr Kurbiel.
Od pierwszej minuty w składzie lublinian znalazł się Piotr Ceglarz, a na ławce zasiadł Sławomir Duda, którzy w przeszłości reprezentowali barwy naszego klubu. Początek meczu dość spokojny, gra toczyła się głównie w środku pola. W okolicach 9. minuty dwie bardzo groźne akcje katowiczan, ale Kozłowski trafił w naszego zawodnika, a w kolejnej akcji strzał z okolic piątego metra został zablokowany przez jednego z obrońców Motoru. Po kilku minutach było bardzo groźnie z rzutu wolnego po strzale Ceglarza i interwencji Mrozka. W ostatnim momencie piłka została wybita sprzed nadbiegających zawodników rywali. Po kwadransie boisko opuścił z powodu urazu Grodzicki, którego zastąpił Cichocki. W 25. minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego celnie uderzał Jędrych, ale spokojnie złapał ten strzał Madejski. Kilka minut później kolejna dobra akcja GieKSy i bardzo groźna wrzutka Kiebzaka, do której nie zdążył Wojciechowski. Po chwili dobra akcja Kościelniaka i bardzo niecelny strzał Kozłowskiego z lewej strony. W 37. minucie bardzo dobrą akcję przeprowadzili Kościelniak i Rogala, ale Kozłowski trafił z bliska prosto w interweniującego Madejskiego. W końcówce w polu karnym padł Kościelniak, ale sędzia Marciniak pozostał niewzruszony na protesty naszych zawodników. W pierwszej połowie wyraźną przewagę mieli katowiczanie, ale nie potrafili przełożyć tego na zdobycz bramkową.
Krótko po wznowieniu gry mieliśmy groźną wrzutkę Motoru z lewej strony, ale nikt nie doszedł do piłki. Po chwili świetna akcja GieKSy, ale Kościelniak nie zdołał oddać strzału. W 50. minucie celny strzał zza pola oddał jeden z pomocników Motoru, ale pewną interwencją popisał się Mrozek. W 59. minucie Janiszewski wszedł za Kołodziejskiego, który doznał urazu. W okolicach 65. minuty bardzo groźnie było w naszym polu karnym po rzucie rożnym, ale piłka padła łupem Mrozka, który popisał się fantastycznym wykopem piłki. Futbolówkę przejął Sanocki, wyszedł sam na sam i umieścił piłkę w bramce pewnym strzałem w róg bramki. Po chwili groźna akcja Motoru po wrzutce z prawej strony, ale nikt nie doszedł do zagranej piłki. W 81. minucie bardzo dobra akcja Sanockiego, który uruchomił Kozłowskiego, ale nasz zawodnik uderzył bardzo niecelnie z niezłej pozycji. W 82. minucie padło wyrównanie. Strzał głową po wrzutce z prawej strony oddał Rak i Mrozek nie miał szans na skuteczną interwencję. Po chwili doszło do podwójnej zmiany w naszych szeregach. Na boisko weszli Stefanowicz i Jaroszek, a opuścili je Urynowicz oraz Kościelniak. W doliczonym czasie gry Sanocki urwał się na skrzydle i zagrał świetnie w pole karne, gdzie na wślizgu piłkę do bramki skierował Kozłowski. Po wznowieniu gry bardzo groźny strzał zza pola karnego oddał jeden z zawodników Motoru i zaraz po nim sędzia zakończył spotkanie. Szóste zwycięstwo z rzędu GieKSy!
29.11.2020 Katowice
GKS Katowice – Motor Lublin 2:1 (0:0)
Bramki: Sanocki 66, Kozłowski 90 – Rak 81.
GKS: Mrozek – Wojciechowski, Jędrych, Kołodziejski (59. Janiszewski), Rogala – Gałecki, Sanocki, Kościelniak (82. Stefanowicz), Urynowicz (82. Jaroszek), Kiebzak (68. Woźniak) – Kozłowski.
Motor: Madejski – Swędrowski, R. Król, Wójcik (73. Duda), Kumoch (73. Rak), M. Król, Grodzicki (15. Cichocki), Ceglarz, Wawszczyk, Moskwik, Świderski (79. Ropski).
Żółte kartki: Jędrych, Kołodziejski, Gałecki – R. Król, Wawszczyk, Cichocki, Kumoch.
Sędzia: Robert Marciniak (Kraków).
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.




Paweł
29 listopada 2020 at 14:43
Brawo!
rbs
29 listopada 2020 at 14:51
ok, brawo!!!
Alex
29 listopada 2020 at 15:12
Poprawcie wynik
EAP
29 listopada 2020 at 16:00
PANOWIE DO BOJU!!!SUPER!!!
potf
29 listopada 2020 at 16:14
Z chłodną głową, ale duże brawa dla piłkarzy GieKSy!
Kato
29 listopada 2020 at 16:27
Wreszcie, gramy do końca.
Mrozek z asystą, miło oglądać.
Brawo za dziś i…
WIĘCEJ, WIĘCEJ WYGRANYCH!!!
Roh
29 listopada 2020 at 16:39
Wazne 3 punkty. Janiszewski out. Chlop sie nie nadaje na ten poziom.
3 kolory
29 listopada 2020 at 18:06
No nareszcie w końcu to my strzelamy w doliczonym czasie . Brawo panowie aby tak jak najdłużej ???? szkoda tylko że bez kibiców na trybunach
3 kolory
29 listopada 2020 at 18:16
Patrząc na tabelę to możemy sobie pozwolić nawet na potknięcie bez konsekwencji ale mam nadzieję że nic takiego nie nastąpi . Do boju GKS. Bronek smakuje dzisiaj wybornie ????????. smacznego GieKSiorze
Afera
29 listopada 2020 at 18:35
Raz,dwa,trzy,cztery,pięć,sześć,MAŁO????????????.Brawo Panowie za grę i walkę znowu chce się oglądać GIEKSE dzięki wielkie????????????????
KSGKS
30 listopada 2020 at 08:22
super nareszcie to my w końcówce brama! A Janiszewski niech se dychnie troche.Bravo Panowie