Dołącz do nas

Piłka nożna

[Relacja] Podział punktów w Łodzi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Hit 14. kolejki drugiej ligi pomiędzy Widzewem Łódź a GKS Katowice, rozgrywany przy ponad siedemnastotysięcznej widowni, rozpoczął się od wysokiego pressingu gospodarzy, który skutecznie utrudniał nam wyprowadzenie akcji ofensywnych.

W 8. minucie do siatki GieKSy trafia nasz były zawodnik Bartłomiej Poczobut, który precyzyjnym strzałem z około 18. metrów pokonuje Mrozka. Po stracie bramki Widzew oddał nam inicjatywę, skupiając się na grze w defensywie i na szukaniu okazji na kontrę. Kolejne próby konstruowania akcji z naszej strony okazywały się nieskuteczne. Bardzo groźna sytuacja miała miejsce w 20. minucie meczu. Mocno bity rzut rożny, na dalszy słupek bramki Mrozka, trafił na głowę zawodnika gospodarzy, a przed stratą bramki uratowało nas wybicie głową z linii bramkowej w wykonaniu Woźniaka. W 29. minucie błąd popełniła obrona Widzewa i bramkę wyrównującą zdobył Dawid Rogalski. Wydawało się, że bardzo złym zagraniem „popisał” się Adrian Błąd, ale źle posłana piłka ostatecznie zmyliła obrońcę Widzewa, który nie zrozumiał się z bramkarzem, a we wszystko wmieszał się Rogalski, który lobem zdobył gola dla GieKSy. W 34. minucie bardzo szybkim rozegraniem w środku boiska popisali się zawodnicy gości, posyłając prostopadłe podanie na 18. metr do Błąda, który efektownym zagraniem z piętki znalazł wchodzącego w pole karne Rogalę, który „na zamach” zmylił obrońcę łodzian, oddając następnie zbyt lekki strzał po ziemi. Bramkarz bez trudu złapał piłkę. W 45. minucie doskonałą okazję zmarnował Michalski. Nasz zawodnik przebiegł około 35 metrów, znalazł się w sytuacji sam na sam z Pawłowskim, ale skuteczny powrót obrońcy Widzewa oraz zbyt długie zwlekanie ze strzałem skończyło się strzałem wprost w ręce bramkarza.

W drugą połowę rozpoczęliśmy od posiadania piłki i ataku pozycyjnego, co umożliwiła nam nieco bojaźliwa postawa gospodarzy, którzy nie naciskali na naszych stoperów w takim stopniu, jak w pierwszej połowie. W 52. minucie sędzia podjął kontrowersyjną decyzję. W narożniku pola karnego faulowany nasz zawodnik, sędzia nakazuje grać dalej, a następnie kolejny faul Widzewiaków, tym razem w ich polu karnym. Sędzia decyduje się wrócić do wcześniejszej sytuacji i wskazuje na rzut wolny z 17. metra. Napór GieKSy trwa przez 10 minut. W 56. minucie zagranie na ścianę do Robaka, który wykorzystując swoje warunki fizyczne, szczęśliwie posłał piłkę między nogami naszego obrońcy do wbiegającego kolegi, który technicznym strzałem próbował pokonać Mrozka. Piłka o centymetry minęła spojenie słupka z poprzeczką. W 62. minucie groźna kontra Widzewa, którą wślizgiem przerywają nasi stoperzy. Odbita piłka trafiła do Kosakiewicza, który niezwykle silnym uderzeniem przeniósł piłkę nad poprzeczką. Od 62. do 80. minuty Widzew nie był w stanie przeprowadzić żadnej groźnej sytuacji. Wszystkie ataki i próby rozegrania były przez naszych zawodników przerywane. W 81. minucie groźny, techniczny strzał oddał zawodnik Widzewa. Mrozek wyciągnął się jak długi i sparował na rzut rożny piłkę posłaną na długi słupek bramki. W 84. minucie niezdecydowanie Stefanowicza wykorzystał zawodnik Widzewa, który pognał lewą stroną boiska. Na nasze szczęście zdążyliśmy przerwać kontrę faulem taktycznym, co zaogniło sytuację na boisku. Zawodnicy Widzewa ruszyli do naszych zawodników, a Poczobut wdał się w ostrą przepychankę z Woźniakiem. W 90. minucie dogodną akcję na wygraną miał Rumin, który uruchomiony długim podaniem spod naszej bramki znalazł się w sytuacji sam na sam z Pawłowskim. Bramkarz jednak zdecydował się na dalekie wyjście i uprzedził wybiciem nieświadomego sytuacji napastnika. Do końca meczu wynik nie uległ zmianie. GieKSa po bardzo dobrym meczu podzieliła się punktami z Widzewem.

Widzew Łódź – GKS Katowice 1:1
Bramki: Poczobut (8) – Rogalski (28)
Widzew: Pawłowski – Kosakiewicz, Zieleniecki, Tanżyna, Kordas (65. Pięczek) – Mąka (75. Mandiangu), Poczobut, Możdżeń (69. Radwański), Gutowski (80. Ameyaw) – Kita, Robak.
GKS: Mrozek – Michalski, Jędrych, Dejmek, Rogala – Woźniak, Gałecki, Stefanowicz, Błąd (80. Urynowicz), Kiebzak (71. Wroński), Rogalski (82. Rumin).
Ż.kartki: Pawłowski, Możdżeń – Gałecki, Michalski, Wroński, Jędrych
Cz.kartki:
Sędzia: Marcin Kochanek.



7 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

7 komentarzy

  1. Avatar photo

    Korek

    19 października 2019 at 21:19

    Oglądałem mecz na YT, i myślałem że ci w żółtych koszulkach to Borusia Dortmund czy cuś. Po prostu byłem w szoku co chłopaki grają. I jak zawszę ganię Gieksę za padakę w grze, tak dzisiaj chylę czoła. Wielkie dzięki.

  2. Avatar photo

    3 kolory

    19 października 2019 at 21:24

    Brawo ….???? choć lekki niedosyt jest po tym co widziałem
    Brawo brawo

  3. Avatar photo

    MartinezLGT

    19 października 2019 at 21:38

    Piękna gra chłopaki teraz zwycięstwo z Siedlcami!!! Do boju GKS!!! ????????????

  4. Avatar photo

    wlodziu29

    19 października 2019 at 21:55

    Super gra. Jak na młodych ludzi to pełen profesjonalizm za grę i taktykę. Było trochę nerwów ale obieram to jako naukę na przyszłość. Nie spraliżowało ich to spotkanie i brawa dla trenera. GieKSa GieKSa GieKSa gol .

  5. Avatar photo

    GieKSiorz

    19 października 2019 at 23:01

    DZIEKI CHOPCY I TRENERZE,PIEKNA GRA,WALKA TAK MA GRAC CHARAKTERNA GIEKSA!!!!!!TERAZ KIBICE NA MECZ Z POGONIA,TRZEBA DOCENIC I WSIERAC TYCH CHOPCOW!!!!!GKS!!!GKS!!!

  6. Avatar photo

    Rebelde

    20 października 2019 at 00:14

    Bardzo dobry mecz w wykonaniu GieKsy. Składna, szybka i kombinacyjna gra, to my zdecydowanie przeważaliśmy na boisku największego pretendenta do awansu. Dawno nie widziałem tak zgranej drużyny. I to jest największa różnica wobec poprzednich sezonów. a i wynik niezły 🙂

  7. Avatar photo

    Roh

    20 października 2019 at 02:32

    Była szasa na 3, ale niema co rozpaczać. Nastympny szpil czeba wygrać i po awans:)

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga