Dołącz do nas

Kibice Piłka nożna

Ranking kibiców gości na Bukowej od 2000 roku – miejsca 10-1

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do pierwszej dziesiątki naszego rankingu kibiców gości na Bukowej od 2000 roku. Zasady, wyjaśnienie i drugą dziesiątkę znajdziecie tutaj.

9. Arka Gdynia, wiosna 2008

Pierwszy mecz po akcji „Mydlniki” przez co ciśnienie i śpiewy na trybunach były skierowane w stronę mundurowych. Arka zaliczyła najlepszy w historii wyjazd do Katowic, notując kapitaną liczbę 1000 osób w tym 340 Polonia Bytom. Arkowcy na meczu, wraz z całą kibicowską Polską, przyłączyli się do ogólnopolskiej akcji „Stop policyjnej prowokacji”. Warto odnotować, że po końcowym gwizdku, cała delegacja fanów MZKS-u, udała się do Chorzowa, wspierać swoją zgodę z Poznania.


..

9. Ruch Chorzów, wiosna 2003

Ostatnia wizyta niebieskich na Bukowej. Był to sezon dla Ruchu beznadziejny na boisku, co ostatecznie zakończyło się spadkiem z ligi. Chorzowscy tradycyjnym przemarszem przez WPKiW pojawili się w skromnej, jak na ich możliwości liczbie, w postaci 1000 głów. Podczas derbów mogliśmy zobaczyć prawdziwy pokaz ultras po obu stronach. Poziom GieKSy wszedł na najwyższy szczyt po zaprezentowaniu Wodospadu, ale ultrasi Ruchu również pokazali się z bardzo dobrej strony.

..

8. Piast Gliwice, wiosna 2008

Kto by pomyślał, prawda? Ich liczba w postaci 1100 osób była jednym z największych zaskoczeń na naszym stadionie. Nie posiadali już zgód z Odrą Opole i Polonią Bytom, ale przez pryzmat przybicia przez nas układu chuligańskiego z Górnikiem Zabrze, zmobilizowali na tyle, że wykręcili jeden z najlepszych wyjazdów w swojej historii. Trzeba obiektywnie przyznać, że zaprezentowali się bardzo dobrze, a sam mecz pod względem wokalnym był na wysokim poziomie.


.
.

7. Śląsk Wrocław, wiosna 2008

Wrocławianie pomimo otrzymania 1000 biletów weszli łącznie w 1300 osób, co spowodowało, że pobili swoją liczbę z 2000 roku. Brzmi to dziś niewiarygodnie, ale blisko 11000 widzów pojawiło się przy Bukowej i oglądało fantastyczne widowisko. Podczas meczu doszło do wzajemnych wbit i wypominania sobie Groclinu i Dospelu.

..

6. GKS Tychy, jesień 2005

Najlepsze derby rozegrane na poziomie starej 4, ligi. Mimo że w kraju trwała normalnie liga, to wszystkie oczy kibicowskiej Polski skupione były na naszym derbowym pojedynku. Fani tyskiego GKS-u mieli pierwszy raz od 1996 roku okazję pojawienia się na GieKSie. W późniejszych latach nasza „przyjaźń” przeniosła się na hale, gdzie na hokeju sporo się działo, jednak i w tej „branży” zamknięto sektory gości. Goście liczbowo pokazali się znakomicie. Trzeba zaznaczyć, że liczba 1500 osób na poziomie 4. ligi zrobiła wrażenie. Na tę liczbę złożyły się wszystkie ich zgody, ale najlepiej wsparli ich chuligani ŁKS-u Łódź w 170 osób, którzy zbojkotowali derby Łodzi przez konflikt o pulę biletów.

..

3. Górnik Zabrze, jesień 2016

Od czasu zbudowania „trybuny” dla gości, która mieści 450 miejsc, oczywiste było, że dla naszych braci ta pula byłaby dobra, ale dla… jednego FC. Górnik otrzymał dodatkowo sektory 5 i 6. Łącznie pojawiło się 1800 kibiców Górnika. Atmosfera była wyjątkowa.

..

3. Wisła Kraków, wiosna 2004

Końcówka sezonu, w którym Wisła z Legią biła się o mistrzostwo Polski. W maju na jeden z bliższych wyjazdów Armia Białej Gwiazdy mocno zmobilizowała się do Katowic, czego efektem była liczba 1800 kibiców. Jest to najliczniejsza ekipa spoza Górnego Śląska, która kiedykolwiek zasiadła na Trybunie Północnej. Liczba oczywiście konkretna, jednak w starych zinach, wiślackich wspomnieniach przelewanych na łamach „To My Kibice” czy własnych gazetkach, jest wzmianka fanów Wisły, że najlepszy ich wyjazd w historii również miał miejsce na GKS, ale w 1991 roku. Według nich na Bukowej zjawiło się wtedy aż 3100 kibiców gości! Niestety poszukując od kilkunastu lat zdjęcia z ich wizyty, nie udało mi się tego w żaden sposób udokumentować.

..

3. Ruch Chorzów, wiosna 2001

Od czasu naszego powrotu do ekstraklasy były to pierwsze derby przy Bukowej. Ruch pojawił się w 1800 osób. Mecz miał świetną atmosferę na trybunach. GieKSa zaprezentowała na tamten okres najdłuższy w Polsce dywan z szalików niebieskich oraz spłonęła mała flaga. Niebiescy wokalnie zaprezentowali się bardzo dobrze. Jeszcze chwilę przed spotkaniem goście postanowili wjechać pod nasze kasy, co podkręciło atmosferę na trybunach.

..

1. Górnik Zabrze, wiosna 2010

Pierwszy mecz GieKSy z Górnikiem przy Bukowej od czasu przybicia sztamy. Zainteresowanie było tak ogromne, że trzy tygodnie przed pierwszym gwizdkiem wszystkie bilety zostały wykupione. Torcida, która przybyła w 2500 osób i otrzymała sektor 5 i 6, który został nabity po brzegi. Najprawdopodobniej była to najliczniejsza wizyta fanów Górnika na naszym stadionie. Ostatnią najlepszą liczbę KSG w Katowicach znalazłem dnia z 2 listopada 1996 roku, czyli w dniu kiedy powstała zgoda z Banikiem Ostrava. W zabrzańskim zinie goście oszacowali się wtedy na 2000 osób.

..

1. Ruch Chorzów, jesień 2001

Zaskoczenia brak. Obok fanów Górnika to Ruch był najliczniejszą ekipą na naszym stadionie w ostatnich 20 latach. Podczas jesiennych derbów Niebiescy pojawili się w 2500 osób. „Śnieżne” derby zapamięta pewien każdy z nas. Bardzo ograniczona widoczność sprawiła, że sędzia miał ciężki dzień, ale na trybunach pokazów ultras nie brakowało. Ruch zrobił prostą, ale bardzo ładną kartoniadę. GieKSiarze również zaprezentowali wielopunktową prezentację. Warto wspomnieć, że w przypadku fanów z Chorzowa, nie była to ich najlepsza liczba na naszym stadionie. W „krwawych derbach” rozegranych wiosną 1998 roku Ruch na Trybunie Północnej wykręcił liczbę 3000, co w dniu zburzenia sektora gości, zapisało rekord na ich konto.

...

Ciekawostka. Powróćmy ostatni raz do Trybuny Północnej. Ostatnią ekipą, która na niej zasiadła, była Pogoń Szczecin jesienią 2009 roku. Portowcy przyjechali w 265 osób w tym 10 Legia Warszawa. Dla szczecinian była to także najliczniejsza obecność w Katowicach.

.

Eric Cantona



2 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

2 komentarze

  1. Avatar photo

    Kejta

    28 marca 2020 at 03:04

    Fajnie powspominac bylem z tata na glownej na snieznym meczu z Ruchem ahh cale szczescie ze udalo mi sie go namowic zebysmy pojechali na ten mecz 😉 dzieki kosa za odswiezenie pamieci

  2. Avatar photo

    kosa

    28 marca 2020 at 16:02

    @Kejta

    Ja tylko wrzuciłem na stronę. Autorem jest Yaro (Eric Cantona) 🙂

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga