Dołącz do nas

Piłka nożna

Podsumowanie 4. kolejki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Wyniki w tej kolejce chyba nikogo nie zaskoczyły, nie było żadnej niespodzianki, faworyci swoich spotkań mimo czasem nie małych problemów kończyli spotkania z trzema punktami w kieszeni. Zapraszam do krótkiego podsumowania wszystkich spotkań rozegranych przez miniony weekend.

Warta Poznań – Dolcan Ząbki 2:2

Tak jak przewidywaliśmy, pierwszy mecz w tej kolejce okazał się bardzo ciekawym widowiskiem, pełnym niespodziewanych zwrotów akcji. Na pierwsze emocje kibice zgromadzeni w Grodzisku Wielkopolskim musieli czekać do 56 minuty – dopiero wtedy piłkarze Warty a dokładnie znany nam Bartłomiej Pawłowski zdołał zapieczętować golem przewagę na boisku swojej drużyny. Następna akcja przyniosła niespodziewane wyrównanie, autorem gola był Bartosz Osoliński, który pięknym strzałem zza pola karnego pokonał Łukasza Radlińskiego. Po tym golu sytuacja na boisku się nie zmieniła. Warta atakowała, a Dolcan się bronił. Swoje sytuacje mieli ponownie Pawłowski oraz Bartoszek, lecz piłka nie trafiła do siatki. W 81 minucie stała się rzecz niespodziewana – Dolcan, który całe spotkanie był skupiony na defensywie przeprowadził ładną akcję, po której padł gol. Zdobywcą bramki był Mateusz Piątkowski. Warta szybko otrząsnęła się po stracie bramki, zawodnicy pokazali charakter i walczyli do ostatniej minuty, co przyniosło efekt w postaci wyrównującej bramki w 90 minucie. Remisową bramkę strzelił głową Krzysztof Bartoszek. Widzów: 700

Olimpia Grudziądz – Łódzki KS 3:1

Podobnie jak w meczu Warty z Dolcanem, kibice na pierwszego gola musieli czekać do drugiej połowy, a dokładnie do 58 minuty. Worek z bramki otworzył Marcin Woźnik, który wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego Paula Grischoka. Trzeba dodać, że do tego momentu to właśnie Olimpia była drużyną przeważającą, lecz bardzo nieskuteczną. Niespodziewanie w 72 minucie do wyrównania doprowadził zawodnik ŁKS-u – Jakub Więzik, lecz był to ostatni atak drużyny z Łodzi, po tej straconej bramce Olimpia przejęła całkowicie inicjatywę czego wynikiem była bramka w 77 minucie Piotra Ruszkula oraz w 92 minucie Adama Cieślińskiego. Olimpia zasłużenie zgarnęła 3 punkty. Widzów: 1300

Bogdanka Łęczna – GKS Katowice 2:1

Dogłębną analizę spotkania znajdziecie poniżej:
http://www.gieksa.pl/twierdza-leczna-niezdobyta/
http://www.gieksa.pl/skrot-meczu-z-leczna/
http://www.gieksa.pl/noty-i-oceny-za-mecz-z-bogdanka/
Widzów: 700

Flota Świnoujście – GKS Tychy 1:0

Spotkanie w Świnoujściu nie stało już na takim wysokim poziomie jak poprzednie mecze rozgrywane tego dnia. Flota chyba liczyła na łatwe zwycięstwo i zbagatelizowała rywala. W pierwszej połowie na pochwałę zasłużył jedynie bramkarz Tyskiego GKS-u, Piotr Misztal, który to kilkoma pewnymi interwencjami uchronił swój zespół przed stratą bramki. Druga połowa była już żywsza i ciekawsza, obydwie drużyny przeprowadziły kilka dogodnych akcji, po których mogła paść pierwsza bramka. Swoją sytuację w końcu wykorzystał zawodnik Floty – Bartosz Śpiączka, który to po trzecim z rzędu rożnym wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Flota kontrolowała przebieg spotkania do końca zdobywając tym samym kolejne 3 punkty. Widzów: 1300

Zawisza Bydgoszcz – Okocimski KS Brzesko 4:0

Zawisza po tym meczu nie pozostawił nikomu złudzeń o tym, że ich celem jest ekstraklasa. W pierwszej połowie zawodnicy z Brzeska jakoś jeszcze próbowali dotrzymać tempa gospodarzom, lecz pod koniec brakło już im sił. Pierwsze ostrzeżenie goście dostali w 36 minucie gdzie to piłkę do bramki skierował Bartosz Kopacz, lecz okazało się, że bramka padła ze spalonego i sędzia gola nie uznał. Jednakże dwie minuty później Zawisza wyszedł na prowadzenie a egzekutorem okazał się niezawodny w tym sezonie Paweł Abbott – który ma chrapkę na króla strzelców. Widać, że zawodnicy Okocimskiego czują jeszcze w nogach środowy mecz z Cracovią, ponieważ w drugiej połowie zawodnicy z Brzeska nie istnieli. Jedyną swoją okazje goście mieli na początku drugiej połowy, gdzie to Marcin Szałęga z rzutu wolnego trafił w słupek. Następna akcja w tym meczu przyniosła kolejnego gola dla Zawiszy, a strzelcem okazał się obrońca Bartosz Kopacz, który idealnie wykończył dośrodkowanie z rzutu rożnego. Następne minuty należały do Adriana Błąda, który najpierw próbował zaskoczyć strzałem z daleka bramkarza Okocimskiego, a kilka minut później szczęśliwie wykończył akcję strzelając bramkę. Dzieła zniszczenia dokonał w 65 minucie Paweł Abott, który wykorzystał rzut karny. Do końca meczu Zawisza starał się jeszcze podwyższyć rezultat jednak wynik nie uległ zmianie. Widzów: 4500

Cracovia – Stomil Olsztyn 1:0

Kolejny z beniaminków również trafił w tej kolejce na rywala z wysokiej półki i bardzo mało zabrakło od niespodzianki, lecz faworyt tego spotkania walczył do ostatniej minuty by zdobyć na własnym boisku 3 punkty. Mecz Cracovia znowu zaczęła brutalnie, czego skutkiem była żółta kartka w 3 minucie Łukasza Zejdlera. W pierwszej połowie warte odnotowania są strzały z dystansu. Pierwszy uderzał Rok Straus. Bramkarz Stomilu z największym trudem obronił ten kąśliwy strzał napastnika Cracovii. Rywale odpowiedzieli groźnym strzałem w 34 minucie Łukasza Suchockiego, Pilarz z trudem sparował piłkę do boku. Po pierwszej połowie na tablicy wyników widniał bezbramkowy remis. Cracovia gra tak, jak zdążył nas przyzwyczaić trener Stawowy, a Stomil wyprowadza bardzo groźne kontry, więc druga połowa zapowiadała się bardzo interesująco. Gospodarze zaczęli tą część spotkania bardzo dobrze, atakując raz po raz bramkę Stomilu, beniaminek w tej połówce cofnął się do defensywy. Pierwszy raz goście zagrozili w 64 minucie, lecz dobrą interwencją popisał się obrońca pasów – Adam Marciniak. Cracovia wciąż była w natarciu. Swoje okazje marnowali między innymi Edgar Bernhardt i Rok Straus. W 100% sytuacji znaleźli się w 83 minucie zawodnicy Stomilu Olsztyn, niestety nie wykorzystali jej, co zemściło się kilka minut później. Do rzutu wolnego podszedł Milos Kosanović i nie dał szans dobrze sprawującemu się w tym meczu bramkarzowi Stomilu. Cracovia zwyciężyła a mecz mógł się podobać, niestety beniaminek wraca do Olsztyna bez nawet jednego punktu mimo iż na niego zasługiwał. Widzów: 7630

Termalica Bruk-Bet Nieciecza – Miedź Legnica 1:2

Niedzielne mecze zaczęły się od spotkania w Niecieczy, gdzie tutejsza Termalica podejmowała beniaminka z Legnicy. Mecz rozpoczął się od ataków z obydwóch stron. Widać, że drużyny nie kalkulowały i walczą zaciekle o pełną pule. Swoją okazję miał napastnik Termaliki Szymon Sobczak oraz zawodnik Miedzi – Damian Paszliński. Wartą odnotowania jest postawa sędziego w tym meczu, który nie podyktował ewidentnych dwóch karnych dla gospodarzy, dopiero przy trzeciej nieprzepisowej interwencji zawodnika Miedzi arbiter odważył się na podyktowanie jedenastki, którą wykorzystał Karol Piątek. 34 minuta była najważniejsza w tym meczu, piłkarz gospodarzy Michał Nalepa spóźniony fauluje Zbigniewa Zakrzewskiego, sędzia nie miał wyboru i wyrzuca zawodnika z boiska, na domiar złego dla gospodarzy Piotr Madejski wykorzystuje rzut wolny i doprowadza do wyrównania. Termalica nie potrafiła uporządkować szyków obronnych po stracie Nalepy, co ponownie wykorzystała Miedź i po ładnej akcji Grzegorzewski umieścił piłkę w siatce. W drugiej połowie goście dążyli do wyrównania lecz nie potrafili przedrzeć się przez szczelną obronę gospodarzy i mecz zakończył się zwycięstwem Miedzi Legnica. Widzów: 800

Kolejarz Stróże – Arka Gdynia 1:1

Hit kolejki rozczarował. Mecz toczył się w wolnym tempie, obydwie drużyny w całym meczu miały tylko kilka dogodnych sytuacji . W pierwszej połowie zawodnik Arki – Mateusz Szwoch nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Konradem Forenc. W odpowiedzi napastnik Kolejarza Janusz Wolański trafił w poprzeczkę. Gdy wszyscy myśleli, że pierwsza połowa zakończy się bezbramkowym remisem, ładną akcje przeprowadzili zawodnicy z Gdyni, która zakończyła się mocnym strzałem i bramką Marcina Radzewicza. Druga połowa była podobna do pierwszej, Arka w miarę kontrolowała sytuację na boisku. Nieuchronnie dla gospodarzy zbliżał się koniec meczu, zawodnicy Arki myślami chyba byli już w szatni, bo pozwolili na dośrodkowanie Dariuszowi Walęcikowi, który idealnie zagrał do Macieja Kowalczyka a ten głową skierował piłkę do sitaki. Tym samym z Arka podzieliła się punktami z Kolejarzem. Widzów: 500

Polonia Bytom – Sandecja Nowy Sącz 0:1

Ostatni mecz w tej kolejce toczył się pod dyktando gości. Polonia stworzyła kilka dogodnych sytuacji lecz nie miała pomysłu na wykończenie ich, nowosądeczanie przeważali, lecz po raz kolejny w bramce świetnie spisywał się Mateusz Mika. Z wielkimi nadziejami na pierwszy punkt w tym sezonie czekali piłkarze z Bytomia, lecz nie tym razem, nie w tej kolejce. Ich marzenia rozwiał wychowanek Polonii Wojciech Mróz, który to w 90 minucie strzelił zwycięskiego gola dla Sandencji. Widzów: 1520

Cieszy liczba strzelonych bramek, która z kolejki na kolejkę rośnie i teraz średnio pada 2,5 gola na mecz, oraz że w żadnym spotkaniu nie padł bezbramkowy remis. Smucić może w dalszym ciągu frekwencja, która jest dramatyczna. W miniony weekend na trybunach pojawiło się tylko 19150 kibiców co daje średnio 2127 kibiców na mecz. W głównej mierze na taką frekwencje wpływ miały mecze w Bydgoszczy i Krakowie, które zgromadziły ponad 11 tys. kibiców.


2 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

2 komentarze

  1. Avatar photo

    Mariusz

    29 sierpnia 2012 at 11:54

    opis fajny, tylko że zakradło się kilka błędów:
    1) podsumowanie 4 kolejki ( a nie jak w tytule 3)
    2) Zawisza po tym meczu nie pozostawił (a nie pozostawiła)
    3) ostatnie zdanie opisu Termaliki z Miedzią – ..w drugiej połowie goście dążyli do wyrównania (powinno być gospodarze)
    4) Polonia Bytom pregrała 0:1 z Sandecją

  2. Avatar photo

    kosa

    29 sierpnia 2012 at 17:36

    Dzięki poprawione

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

Trzy punkty z Dolnego Śląska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.

W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.

Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak  wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.

Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.

Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.

Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław:
Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga