Felietony Piłka nożna
Obcokrajowcy w GieKSie i ich dalsze losy
Ostatnimi czasy zastanawiałem się, jak potoczyły się losy niektórych obcokrajowców reprezentujących w przeszłości GieKSę i natrafiłem na kilka dość ciekawych historii, które pchnęły mnie do „zmontowania” tego tekstu.
Jak dotąd w trójkolorowych barwach wystąpiło 35 cudzoziemców z 19 różnych państw. Tajemnicą niestety nie jest, że w większości przypadków byli to kolokwialnie mówiąc piłkarscy turyści, którzy jak szybko znaleźli się w Katowicach, tak szybko z nich „wyfrunęli”. Oczywiście były wśród nich są miłe wyjątki pokroju gruzińskiego czarodzieja Guruliego, czy napastników z krajów nadbałtyckich jak Rakels i Mikulenas.
Zarówno Łotysz, jak i Litwin, przewodzą w dwóch najważniejszych zestawieniach odnośnie do występów obcokrajowców w GKS-ie. Deniss Rakels jest najlepszym strzelcem z 16 bramkami na koncie, a Grażvydas Mikulenas zaliczył najwięcej spotkań spośród wszystkich „stranieri” w koszulce GieKSy, notując 77 występów.
Jeśli ktoś miałby ochotę zobaczyć, jak prezentuje się TOP 20 obu klasyfikacji to proszę bardzo:
Strzelcy
Występy
Zobaczmy zatem, jak potoczyły się losy kilku byłych zagranicznych piłkarzy, przywdziewających niegdyś koszulkę z herbem naszego klubu.
Niezniszczalny Litwin
Mający już prawie 47 wiosen na karku Mikulenas w dalszym ciągu utrzymuje doskonałą formę fizyczną. Do niedawna regularnie występował w niższych ligach na Litwie, grając w takich zespołach jak Navigatoriai, AFK czy Gariunai. W 2016 roku w meczu na trzecim poziomie rozgrywkowym na Litwie udało mu się dokonać dość niecodziennej sztuki. W barwach zespołu Gariunai Wilno zdobył 10 bramek (!) w jednym spotkaniu, a jego zespół pokonał FM Ateitis 16:1. Jak widać popularny „Miki” pomimo upływu czasu nie zapomniał, jak się zdobywa gole, nawet te bardzo ładne. Poniższy klip z czerwca 2018 jest tylko na to dowodem (gol Mikulenasa od 2:13):
Powrót do kraju i pasmo sukcesów
Zostajemy jeszcze na chwilę na Litwie, żeby zobaczyć ,co słychać u innego byłego zawodnika GieKSy – Povilasa Leimonasa. Ten 32-letni pomocnik po opuszczeniu Katowic w czerwcu 2016 roku, trafił do litewskiej Suduvy Marijampole. Z miejsca stał się tam kluczową postacią w zespole i miał w swój udział w wywalczeniu trzeciego miejsca dającego kwalifikację do Europejskich Pucharów. Kolejne sezony dla Leimonasa w A Lydze to nieprzerwane pasmo sukcesów. W ciągu trzech lat udało mu się wywalczyć trzy tytuły mistrza, puchar i dwa superpuchary Litwy. W tym okresie uzbierał także 21 meczów w Europejskich Pucharach. W bardzo udanej kampanii w kwalifikacjach do Ligi Europy udało mu się nawet zdobyć bramkę i to bardzo efektowną w meczu przeciwko Szachtiorowi Soligorsk:
W tamtej edycji Ligi Europy Leimonas wraz z Suduvą był o krok od awansu do fazy grupowej. Niestety po przebrnięciu trzech faz eliminacyjnych musieli uznać wyższość bułgarskiego Ludogoretsa Razgrad po przegranej 0:2 w dwumeczu. Solidna postawa Povilasa Leimonasa została również dostrzeżona przez ówczesnego selekcjonera reprezentacji Litwy – Edgarasa Jankauskasa, który kilkukrotnie decydował się na jego powołanie do kadry. W 2018 roku wystąpił w trzech meczach reprezentacji. Zagrał w towarzyskich potyczkach Litwy z Estonią i Iranem, a także w meczu w ramach Ligi Narodów C z Czarnogórą. Obecnie Leimonas w dalszym ciągu broni barw Suduvy, a niespełna dwa tygodnie temu podczas trwającej kwarantanny przyszedł na Świat jego syn – Ajus.
Znokautowany dziennikarz
Pierwszym Nigeryjczykiem, który występował w naszych barwach, był napastnik Mike Okoro. Trafił do Katowic w 2000 roku przez menedżera Ryszarda Szustera specjalizującego się wtedy w sprowadzaniu piłkarzy z „Czarnego Lądu”. Okoro szału na Bukowej jednak nie zrobił i po rozegraniu jednej rundy na zapleczu Ekstraklasy dostał wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy. W koszulce GieKSy wystąpił w sumie 15 razy i zdobył jedną bramkę. Jedyne trafienie Nigeryjczyk zanotował w wygranym 4:0 meczu z KP Konin:
Po odejściu z Katowic Nigeryjczyk zakotwiczył we Wronkach. Tam niestety również nie potrafił wywalczyć sobie miejsca w składzie i po niespełna roku został odpalony z Amiki przez ówczesnego trenera tego klubu Stefana Majewskiego. Po niepowodzeniach w Polsce Okoro postanowił kontynuować swoją karierę w Indiach. Nigeryjczyk związał się z zespołem Indian Telephone Industries, dla którego w sezonie 01/02 zdobył 7 bramek. Dobra gra w pierwszym roku pobytu w Indiach zaowocowała transferem do jednego z najlepszych zespołów ligi – East Bengals. Z zespołem z Kalkuty w kolejnych dwóch sezonach zdobył dwa tytuły Mistrza Indii, a także triumfował w rozgrywkach klubowych mistrzostw federacji ASEAN (zrzeszającej wtedy 10 państw azjatyckich) w Indonezji w 2003 roku. Mike Okoro w finałowym meczu tego pucharu rozgrywanego w Dżakarcie, wpisał się na listę strzelców w 20. minucie spotkania, a jego zespół pokonał tajski BEC Tero Sasana 3:1.
Mike Okoro w Indiach jest nie tylko pamiętany ze strzelanych bramek, ale także swoich wybryków. W 2003 roku został ukarany grzywną 30 tys. rupii indyjskich i zawieszeniem na jeden mecz za popchnięcie sędziego w spotkaniu East Bengal z Mohammedan. 5 lat później będąc piłkarzem Mohammedan SC, posunął się jeszcze dalej i zaatakował dziennikarza. Do skandalicznego zachowania nigeryjskiego napastnika doszło przed konferencją prasową na dzień przed pucharowym meczem z Churchill Brothers. Okoro uderzył dziennikarza w klatkę piersiową, a ten padł na ziemię nieprzytomny i został zabrany do szpitala. Powodem, dla którego Okoro zaatakował redaktora, były według niego zadawane „niewygodne pytania”.
Solidny trener
Bardzo dobrze po zakończeniu kariery w realiach bycia trenerem odnajduje się były bośniacki obrońca GieKSy – Admir Adżem. Od 8 lat ze sporymi sukcesami pracuje w rodzinnym Sarajewie, pełniąc rolę nie tylko trenera młodzieży, ale także pierwszej drużyny. Adżem swoją przygodę z trenerką rozpoczął, prowadząc juniorów Zeljeznicara do lat 17. Już w drugim sezonie odniósł ze swoją młodzieżą pierwszy sukces, wygrywając mistrzostwo Bośni w tej kategorii wiekowej. Dobre wyniki w pracy z juniorami otworzyły mu furtkę do zostania trenerem pierwszego zespołu. Został ogłoszony nowym opiekunem Zeljeznicara w czerwcu 2014 roku. Niestety jego przygoda na tym stanowisku trwała zaledwie pół roku ze względu na brak licencji UEFA Pro. Zeljeznicar w 22 meczach pod wodzą Adżema odnotował 11 zwycięstw, 7 remisów i 4 porażki.
Admir Adżem wrócił do pracy w ośrodku młodzieżowym i rozpoczął pracę z drużyną do lat 19, równocześnie starając się uzyskać potrzebną licencję UEFA Pro. Z młodzieżą do lat 19 dwukrotnie zdobył tytuł mistrzowski i dostał drugą szansę na prowadzenie pierwszego zespołu Zeljeznicara Sarajewo. Adżem zanotował naprawdę dobry sezon, wygrywając puchar Bośni, a także zdobywając wicemistrzostwo kraju. Co ciekawe był to pierwszy od 5 lat zdobyty puchar przez Zeljeznicar. Niestety nawet tak dobre wyniki nie pozwoliły Adżemowi kontynuowania swojej przygody na stanowisku pierwszego trenera i został on zwolniony ze sprawowanej funkcji przed rozpoczęciem sezonu 18/19. Włodarzom Zeljeznicara zmiana trenera nie wyszła jednak na dobre, bo w kolejnym sezonie klub zajął dopiero 4. lokatę w lidze i odpadł już w 1/16 pucharu Bośni. Były defensor GieKSy po rozstaniu z pierwszym zespołem wrócił ponownie do pracy z młodzieżą, którą zresztą zajmuje się do dziś.
Taksówkarz
Wiosną 2014 roku krótki epizod w GieKSie zaliczył jedyny jak dotąd Albańczyk w naszym klubie – Elvist Ciku sprowadzony z czeskiej Karwiny. Spędził w Katowicach niespełna dwa i pół miesiąca i zagrał w 3 spotkaniach ligowych. Z GKS-u trafił do czeskiego drugoligowca FC MAS Taborsko, gdzie grał kolejne trzy sezony. Wtedy przytrafiła mu się niestety bardzo poważna kontuzja kolana i Albańczyk przeszedł aż trzy operacje. Naturalnie zawodnik zmuszony był natychmiast przerwać swoją przygodę z piłka i znaleźć sobie inną pracę. Elvist Ciku zajął się transportem ludzi z lotnisk do hoteli i innych destynacji. Zdarza mu się także obsługiwać polskie porty lotnicze. Pod koniec ubiegłego roku udało mu się wrócić do pełnej sprawności i został zawodnikiem Lokomotivy Petrovice występującej w 4. lidze czeskiej.
Obieżyświat
Gdybyśmy zrobili ranking najpiękniejszych bramek obcokrajowców w barwach GieKSy, to z pewnością jego trafienie z Lechem Poznań znalazłoby się w ścisłej czołówce. Mowa oczywiście o Leonardo da Silvie.
Na wstępie wspomniałem o piłkarskich turystach przewijających się przez Bukową w ostatnich kilkunastu latach i właśnie Leo jest tego swoistym przykładem. Brazylijczyk po odejściu z GieKSy zwiedził 9 państw na 4 różnych kontynentach. W jego CV znajdziemy takie ligi jak: austriacka, hongkongijska, egipska, tajska, norweska, zjednoczonych emiratów arabskich, brazylijska, liechtensteinu, czy myanmarska. Podczas tak intensywnego zwiedzania Świata, Leo zaliczył w sumie tylko jeden warty odnotowania sezon. Reprezentując barwy SC Rheindorf Altach, został wicekrólem strzelców austriackiej Bundesligi 2006/07 z 14 bramkami na koncie, plasując się jedynie za plecami Alexandra Zicklera z Red Bull Salzburg.
Na YouTubie można się także natknąć na kilka kompilacji bramek i akcji Leo z różnych egzotycznych lig:
Na zakończenie mam mały apel do obcokrajowców znajdujących się w aktualnej kadrze GieKSy, bo mają wielką szansę zapisać się w historii naszego klubu. Według moich obliczeń we wszystkich oficjalnych meczach GKS-u Katowice zagraniczni piłkarze zdobyli łącznie już 98 bramek.
Tak więc panowie: Dejmek, Habusta i Pavlas liczymy na setną zagraniczną bramkę dla GieKSy jeszcze w tym sezonie 🙂
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.





gg
6 maja 2020 at 14:29
przy wymienianiu lig gdzie grał Leo powinna być liga zjednoczonoemiratoarabska 🙂