Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka
Multisekcyjny przegląd mediów: GieKSa wygrywa w Sosnowcu
Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które obejmują dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.
Ekstraliga ze względu na zgrupowanie kadry pauzuje. Kolejna runda spotkań zostanie rozegrana 15-16 października. Nasza drużyna zmierzy się w Katowicach ze Sportową Czwórką Radom. Piłkarze, w ramach dwunastej kolejki spotkań zmierzyli się na wyjeździe ze Skrą Częstochowa. Prasówkę po tym meczu znajdziecie TUTAJ. Męska drużyna kolejne spotkanie rozegra na Bukowej w najbliższą sobotę, z Chrobrym Głogów, o godzinie 15:00.
Drużyna siatkarzy rozpoczęła rozgrywki ligowe w sezonie 2022/23 meczem wyjazdowym z Jastrzębskim Węglem. Nasza drużyna przegrała z wicemistrzami Polski 0:3. Kolejne spotkanie siatkarze rozegrają już jutro, z Projektem Warszawa. Początek meczu o 16:30 w hali w Szopienicach.
W minionym tygodniu hokeiści rozegrali trzy spotkania – wszystkie zwycięskie. We wtorek z Unią Oświęcim 4:1, w piątek z Zagłębiem Sosnowiec 5:2 i w niedzielę z Podhalem Nowy Targ 5:0. W tym tygodniu nasza drużyna rozegra dwa spotkania. Pierwsze z nich zostanie rozegrane jutro na lodowisku na Janowie, początek o godzinie 18:00. Będzie to mecz w ramach rozgrywek Hokejowej Ligi Mistrzów z Fehérvár AV19. W niedzielę zespół zmierzy się w PHL, na wyjeździe z Unią Oświęcim.
PIŁKA NOŻNA
dziennikzachodni.pl – Nowy stadion GKS Katowice: Co słychać na budowie po blisko roku od rozpoczęcia prac?
14 października minie rok od rozpoczęcia budowy nowego stadionu GKS Katowice. Inwestycja powinna zakończyć się w drugim półroczu 2024 roku. Sprawdziliśmy jak wygląda sytuacja.
Nowy stadion powstaje przy ulicach Bocheńskiego, Upadowej i Dobrego Urobku. Kompleks, który będzie areną występów piłkarzy, piłkarek i siatkarzy GKS Katowice oraz stanowić centrum treningowe obejmuje boisko z trybunami na 14.896 osób, halę mieszcząca 2.792 kibiców, dwa boiska treningowe trawiaste, parkingi i małą infrastrukturę. Pozostałe plany zostały przesunięte do drugiego etapu, którego terminy nie zostały określone. Niedawno katowicka Rada Miasta uchwaliła zmianę w budżecie, w myśl której na inwestycję zostanie wydanych nie – jak planowano – 248,8 mln, a 285,9 milionów złotych brutto.
– Obecnie trwają prace przy wykonywaniu fundamentów obiektu hali sportowej, ich zaawansowanie wynosi około 70 procent. W najbliższym czasie planowane jest także rozpoczęcie prac instalacyjnych na tym obszarze oraz robót żelbetowych fundamentów dla stadionu – informuje Magdalena Skorupka-Kaczmarek, przedstawicielka spółki NDI do kontaktu z mediami. – Pod koniec roku planujemy rozpoczęcie montażu prefabrykatów elementów żelbetowych, natomiast pod koniec pierwszego kwartału przyszłego roku rozpoczęcie prefabrykacji konstrukcji stalowej dachu, która ma zostać zamontowana w całości do trzeciego/czwartego kwartału 2023 roku. Istotnym elementem prac są te związane ze zmianą otoczenia nowego obiektu.
– Intensywnie pracujemy przy zagospodarowaniu terenu: zakończono prace przy kanalizacji deszczowej w nowo budowanym pasie drogowym ul. Upadowej, wzdłuż boisk treningowych od ul Bocheńskiego, gdzie przebudowano już większość sieci elektroenergetycznych. Trwają tam prace związane z drogowymi warstwami konstrukcyjnymi oraz budowa kanału technologicznego – dodaje Magdalena Skorupka-Kaczmarek. – W najbliższym czasie rozpocznie się montaż słupów oświetleniowych wzdłuż drogi. Wykonawca przygotowuje się również do robót drogowych na terenie projektowanych parkingów, gdzie trwają już prace związane z rozprowadzeniem okablowania pod oświetlenie. W listopadzie planujemy także montaż słupów oświetleniowych dla boisk treningowych, tu fundamenty zostały już wykonane.
Na terenie budowy osuszono dwa zbiorniki wodne. Konieczne było powstanie dwóch zbiorników retencyjnych o pojemności 650 m oraz 975 metrów sześciennych.
– W dalszym ciągu trwają roboty związane z sieciami wodociągowymi, kanalizacją deszczową oraz sanitarną, które w większości zostały zakończone na terenie projektowanych boisk treningowych i parkingów, a front robót został przeniesiony na obszar zagospodarowania hali i stadionu – zaznacza rzeczniczka NDI. – Tam z kolei planowane jest kontynuowanie prac wodociągowych do zasilania budynku głównego oraz budowa zbiornika retencyjnego na cele podlewania murawy boisk treningowych.
sportdziennik.com – „Dixon” walczy o powrót
Daniel Tanżyna przyznaje, że z tygodnia na tydzień jego stan zdrowia poprawia się. Chce, by ligowy debiut w GieKSie przypadł jeszcze na tę jesień. Choć trafił do Katowic latem ze statusem jej najstarszego zawodnika – prócz niego w szatni nie ma nikogo urodzonego w latach 80. – to nie zdołał jeszcze zaliczyć ligowego debiutu. Rozegrał kilka epizodów w sparingach, ale na więcej nie pozwoliło zdrowie. Kibice GieKSy zadają sobie pytanie, kiedy wreszcie będą mogli ujrzeć Daniela Tanżynę na boisku.
– Chcę zdążyć na ostatnie jesienne mecze – podkreśla środkowy obrońca, borykający się z dolegliwością pleców.
4 marca. Tego dnia stoper zbliżający się do 33. urodzin zagrał o punkty po raz ostatni. Ujrzał żółtą kartkę, a jego Widzew Łódź wygrał w Olsztynie ze Stomilem 2:0. Potem kroczył po awans do ekstraklasy już bez „Dixona”, przez trzy wcześniejsze lata będącego podporą drużyny. – Już tydzień przed tym meczem czułem bóle kręgosłupa – opowiada.
– Posiłkowałem się tabletkami przeciwzapalnymi, przeciwbólowymi. Po powrocie z Olsztyna nie mogłem wstać z łóżka, byłem cały pokrzywiony, klub wysłał mnie na rezonans. Podczas badania usłyszałem: „Ale ma pan ogromny próg bólu!”. Powiedziano mi, że przepuklina powoduje duży nacisk i ludziom z tym ciężko funkcjonować. Polecono bym od razu jechał na SOR. Udałem się do lekarza klubowego, skonsultowaliśmy się też z innymi i zapadła decyzja, że muszę usunąć fragment przepukliny, która powoduje nacisk na nerw. Wszystko szło zgodnie z planem. Minęło 3,5 miesiąca rehabilitacji zacząłem treningi indywidualne, potem z drużyną. Sparingi zaczęły się w naszym drugim tygodniu podczas pobytu na Słowacji. Miałem dość mocne starcie z rywalem, poczułem delikatny ból w kręgosłupie. Uznałem, że trzeba to przegryźć, zacisnę zęby, pewnie przestanie i będzie OK. Z tygodnia na tydzień pogłębiało się to jednak, aż wreszcie musiałem „zjechać do boksu”. Okazało się, że uraz się odnowił. Leczymy go zachowawczo, z tygodnia na tydzień jest progres, ból jest coraz mniejszy.
Widząc postępy „Dixon” ma nadzieję, że ta jesień nie jest jeszcze dla niego całkowicie stracona.
– Tak czasem w piłce jest, że urazy przytrafiają się znienacka. Wszystko było dobrze, zimą zmienialiśmy nawierzchnię. Ze sztucznej na naturalną, potem odwrotnie… Plecy się odezwały. Ten okres bez gry, meczu ligowego jest dla mnie ciężki, ale takie bywa to piłkarskie życie. Takie sytuacje kształtują charakter. Codziennie robię wszystko, by wrócić do piłki, bo sprawia mi ogromną radość. Smutno mi, gdy chłopaki idą na boisko trenować, a ja udaję się na salkę na kolejną cześć rehabilitacji. Wierzę, że jestem bliżej niż dalej i jeszcze pomogę chłopakom – mówi Tanżyna.
Sam przyznaje, że po ludzku mu wręcz głupio, że nie jest w stanie pomóc GieKSie.
– Źle się z tym czuję, bo przyszedłem latem do nowego klubu, ktoś mi zaufał, a ja nie jestem w stanie się odwdzięczyć. Widzę w tym swoją winę, bo taki już jestem, że nie odpuszczam, nie boję się ciężkiej pracy i zamiast napalać się na pierwsze sparingi, mogłem jeszcze ten mój powrót stonować. Zapłaciłem wysoką cenę za nadmiar ambicji – nie ukrywa doświadczony obrońca.
Nakręca go myśl, by doczekać jeszcze debiutu nie tyle w GieKSie co ekstraklasie. Wierzy, że dokona tego w Katowicach.
– Miałem latem ofertę z klubu z niższego poziomu, na bardzo godnych warunkach, ale wolałem grę o coś, perspektywę przeżycia czegoś. Po prostu to lubię. Po bardzo fajnym spotkaniu z dyrektorem Góralczykiem byłem przekonany, że dokonuję odpowiedniego wyboru. Wierzę, że jesteśmy w stanie coś ugrać. Na razie plasujemy się w środku stawki, ale sporo meczów przed nami, dlatego liczę, że jesień skończymy wyżej i wiosną będziemy walczyć dalej. Miejsca barażowe na pewno są w naszym zasięgu. Cieszę się, że jestem w tej szatni. Dużo jest w moją stronę „szydery”. Słyszę pytania: „To co dziadek, kiedy do treningu?”. Zdrowie w sporcie jest najważniejsze, bez tego nic nie ma, dlatego robię wszystko, by je odzyskać i pomóc chłopakom na boisku – kończy Tanżyna.
SIATKÓWKA
siatka.org – Udana inauguracja Jastrzębian, GKS Katowice pokonany
W inauguracyjnym meczu PlusLigi Jastrzębski Węgiel okazał się lepszy od GKS-u Katowice. Wicemistrzowie Polski w trzech setach pokonali katowiczan, ekipa ze stolicy Górnego Śląska pomimo dzielnej postawy zeszła z boiska pokonana. Szczególnie zacięta była trzecia partia, w której szala zwycięstwa przechodziła z jednej strony na drugą stronę.
Pierwszy punkt nowego sezonu PlusLigi padł po błędzie w polu zagrywki Jurija Gladyra, a po kontrze Jakuba Jarosza GKS prowadził dwoma oczkami (5:3). Stan rywalizacji wyrównał dopiero błąd przyjezdnych w ataku (6:6). Przy serwisachTomasza Fornala i dzięki dwóm blokom to jastrzębianie odskoczyli (11:9). Fornal do tego całkiem dobrze bronił, a goście popełniali błędy, które nie pozwoliły im zbliżyć się do wicemistrzów Polski (13:16). Było też sporo popsutych zagrywek (18:16), ale w końcu kontra Marcina Kani pozwoliła katowiczanom złapać kontakt punktowy, a do remisu doprowadził trudny serwisGeorgiego Seganowa (21:21). W końcówce GKS wyrzucił jednak piłkę w aut (22:24) i po mocnym ataku Fornala pierwszy set padł łupem gospodarzy.
Tym razem początek partii należał do jastrzębian, którzy szybko wypracowali sobie zaliczkę, zawdzięczając to między innymi trudnym serwisom (8:4). Podopieczni Grzegorza Słabego próbowali gonić rywali, ale to wicemistrzowie Polski dominowali, głównie w ofensywie, choć i im przytrafiały się pomyłki (15:11). GKS był w stanie bronić coraz mocniejsze ataki rywali, ale nie potrafił wyprowadzić z tego skutecznej kontry (15:20). To udawało się za to miejscowym (22:15), pojedynczy blok Stephena Boyera doprowadził do piłki setowej (24:16). Co prawda serwisy Damiana Domagały pozwoliły obronić jeszcze trzy z nich (20:24), ale w końcu akcję na lewej flance skończył Trevor Clevenot.
Kontra Jakuba Szymańskiego sprawiła, że to goście prowadzili na początku seta numer trzy (3:1), na tablicy wyników przez dłuższą chwilę utrzymywała się niewielka przewaga katowiczan, ale kiedy kontrę wykorzystał Boyer, był remis po 9. As serwisowy Gonzalo Quirogiprzywrócił jego ekipie prowadzenie (11:9), ale tym razem jastrzębianie wyrównali po bloku Clevenota. To on był liderem swojej drużyny, która w połowie seta zbudowała sobie dwa oczka zaliczki (17:15). Waleczny GKS się nie poddawał i wykorzystując kontrę na lewej flance doprowadził do remisu, a ta z prawego dała im minimalne prowadzenie 20:19. Sytuację na korzyść gospodarzy odwrócił nie kto inny jak Clevenot (22:21), jednak cały czas katowiczanie walczyli, na bandy w obronie wskoczył aż Jakub Jarosz (22:23). Mocny atak francuskiego przyjmującego dał piłkę meczową Jastrzębskiemu Węglowi. Zagrywkę już jednak zepsuł i o wyniku tej partii miała decydować gra na przewagi. Jarosz uderzył mocno zza linii 9. metra (26:25), jednak końcówka należała do gospodarzy. Kontra Rafała Szymury i Boyera przechyliła szalę na ich korzyść.
Jastrzębski Węgiel – GKS Katowice 3:0 (25:23, 25:20, 28:26)
HOKEJ
sportdziennik.com – Cierpliwość nagrodzona
Nie ma już drużyny niepokonanej, bo mistrzowie kraju wypunktowali wicemistrzów. Katowiczanie po przegranej w Sanoku szybko doszli do równowagi i zdobyli komplet punktów w Oświęcimiu. Przez większość meczu posiadali przewagę i gospodarze nie byli w stanie im się przeciwstawić.
Zespół z Oświęcimia w ostatnim czasie zebrał wiele pochlebnych recenzji, ale trudno się dziwić skoro zaliczył komplet, 5 wygranych. Natomiast obrońcy tytułu mistrzowskiego z Katowic w niedzielę sracili miano niepokonanych. Byliśmy ciekawi jak podopieczni trenera Jacka Płachty pozbierają się po tej wpadce.
Szybko okazało się po przegranej nie było śladu i katowiczanie w 1. tercji pokazali się z jak najlepszej strony. Gdy Krystian Dziubiński za spowodowanie upadku powędrował do boksu kar, „firmowy” atak otworzył wynik meczu. Gola zdobył Bartosz Fraszko, ale słowa uznania należą się też asystentom: Brandonowi Magee i Grzegorzowi Pasiutowi. Gospodarze próbowali szybko odrobić straty, ale John Murray po strzałach m.in. Tommi Laaksy, Łukasza Krzemienia czy Sebastiana Kowalówki nie dał się zaskoczyć.
W 13 min doszło do niecodziennej sytuacji, bowiem Patryk Wajda mocno naciskany przez jednego z zawodników gospodarzy skierował krążek do własnej bramki. Sędziowie po naradzie jednak gola nie uznali, bowiem odgwizdali uwolnienie. Katowiczanie mocno pracowali w strefie neutralnej i rozbijali akcje ofensywne rywali. A sami 2 razy zaskoczyli Linusa Lundina.
Najpierw zrobił to Hampus Olsson, a potem Kanadyjczyk Magee przekierował krążek po wrzutce Jakuba Wanackiego. Trudno winić szwedzkiego golkipera za stratę goli, bo uderzenia były precyzyjne. Goście prowadzili 3:0 w pełni zasłużenie, bo przez większość czasu kontrolowali wydarzenia na tafli.
Gospodarze kolejną odsłonę rozpoczęli z animuszem, ale dość szybko zostali „utemperowani” przez gości. Jedni i drudzy znów mieli wiele sytuacji strzeleckich, lecz ani razu krążek nie wpadł do siatki. Duża w tym zasługa obu golkiperów, którzy są głównymi postaciami w lidze na tej pozycji. Ponadto goście grali rozważnie oraz cierpliwie i to również było przyczyną tercji bez bramek. Miejscowi kibice coraz bardziej byli poirytowani i nie szczędzili krytycznych uwag pod adresem swoich hokeistów.
Kiedy Shigeki Hitosato na początku ostatniej tercji zdobył kolejnego gola już nabraliśmy przekonania, że przyjezdnym nie stanie się krzywda. Na dodatek Andrij Denyskin otrzymał karę 5 min za atak łokciem i katowiczanie nie wychodzili z tercji gospodarzy. Jednak nie podwyższyli wyniku. Starania gospodarzy o honorowego gola w końcu przyniosły rezultat. Na niespełna 2 min przed końcem Michael Cichy znalazł sposób na pokonanie Murraya.
Goście odnieśli pewne zwycięstwo, bo grali spokojnie i cierpliwie. Gospodarze zbyt szybko chcieli odrobić straty i stąd też w ich grze było sporo nerwowości.
hokej.net – Druga tercja zdecydowała. GieKSa wygrywa w Sosnowcu
Trzy punkty przywieźli z Sosnowca hokeiści GKS-u Katowice, którzy wygrali na Stadionie Zimowym 5:2 w ramach 8. kolejki Polskiej Hokej Ligi. O zwycięstwie GieKSy nad Zagłębiem zdecydowała druga tercja, w której goście zdobyli trzy gole.
Piątkowy pojedynek bardzo dobrze rozpoczął się dla podopiecznych Grzegorza Klicha, którzy już w trzeciej minucie wyszli na prowadzenie. Grając z przewagą jednego zawodnika podanie Jarosława Rzeszutki na bramkę zamienił Jakub Witecki, który z bliska pokonał Johna Murraya. Wynik ten utrzymał się do 11. minuty, kiedy to goście doprowadzili do wyrównania. Po akcji Christiana Blomqvista krążek wślizgnął się do bramki obok interweniującego bramkarza Zagłębia, który powstrzymał pierwszą próbę napastnika GKS, jednak przy dobitce był już bezradny. Premierowa odsłona była wyrównana i takim wynikiem również się zakończyła.
W drugiej tercji katowiczanie częściej „byli na krążku” jednak dobra postawa Patrika Spěšnego sprawiła, że wynik nie zmieniał się. Przełomowa okazała się 29. minuta meczu, gdy szybką wymianę krążka w liczebnej przewadze na gola zamienił Patryk Kogut. Sosnowiczanie nie nacieszyli się jednak prowadzeniem zbyt długo, bowiem dwie minuty później Brandon Magee przejechał wzdłuż bramki i posłał krążek obok interweniującego bramkarza Zagłębia. W 35. minucie hokeiści Zagłębia ponownie mogli wyjść na prowadzenie, jednak grając w podwójnej przewadze nie znaleźli sposobu na pokonanie Murraya, który powstrzymał próby Michała Kotlorza i Dominika Nahunki. Tuż po zakończonych karach podopieczni Jacka Płachty przeprowadzili szybką kontrę i po raz pierwszy w dzisiejszym meczu wyszli na prowadzenie, strzelcem Joona Monto. Odsłona zakończyła się dwubramkowym prowadzeniem GKS, gdyż na 40 sekund przed jej końcem krążek przy słupku zmieścił Niko Mikkola.
Ostatnie 20 minut ukazało w miarę wyrównaną grę. Zagłębie, mimo prób, nie było w stanie nawiązać kontaktu z rywalem. Na domiar złego w 53. minucie meczu Dominik Nahunko zaatakował przeciwnika głową za co otrzymał karę meczu. Wcześniej „Mietek” spowodował upadek Matiasa Lehtonena czego konsekwencją było siedem minut przewagi katowiczan. Wynik meczu na trzy minuty przed końcem regulaminowego czasu gry ustalił Shigeki Hitosato.
GieKSa wraca z Nowego Targu z wygraną i czystym kontem!
GKS Katowice pokonał w meczu wyjazdowym Podhale Nowy Targ w ramach 9. kolejki Polskiej Hokej Ligi. Katowiczanie popisali się skutecznością w przewagach, po których trzykrotnie cieszyli się ze zdobytego trafienia. Wydawało się, że po golu w 1. minucie zdobytym przez Hapmusa Olssona w pierwszej tercji czeka nas jeszcze wiele emocji. Jednak okazało się to tylko złudzeniem i przez resztę pierwszej części gry nie doczekaliśmy się kolejnych trafień.
W drugiej tercji rozwiązał nam się worek z karami i bramkami. Swoich szans nawet w podwójnej przewadze nie wykorzystali gospodarze. Po chwili się to na nich zemściło, bo Christian Blomqvist zdobył w 26. minucie gola w przewadze. Dwie minuty później ponownie w przewadze z trafienia cieszył się Brandon Magee. Jednak to nie był koniec, ponieważ po kilku sekundach Matias Lehtonen po raz czwarty trafił do bramki strzeżonej przez Kevina Lindskouga, którego chwilę później zastąpił Paweł Bizub.
W ostatniej części regulaminowego czasu gry na kolejną bramkę musieliśmy czekać do 46. minuty. Wtedy Shigeki Hitosato wykorzystał składną akcję całej drużyny w przewadze i po raz piąty katowiczanie mogli cieszyć się ze zdobytej bramki, a po raz trzeci z trafienia w liczebnej przewadze. Więcej trafień w tym spotkaniu nie oglądaliśmy, a to oznacza, że GieKSa pewnie wygrała na terenie rywala.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.



Najnowsze komentarze