Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Prasówka Siatkówka

Multisekcyjny przegląd doniesień mass mediów: Nowy trener – nowe otwarcie!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja na lodzie GieKSy.

W minionym tygodniu udało się rozegrać wszystkie zaplanowane spotkania z udziałem drużyn GieKSy. W ostatnią środę piłkarki wygrały mecz w ramach Pucharu Polski z Czarnymi II Sosnowiec 5:0 (1:0) i tym samym zakończyły mecze rozgrywane jesienią. Losowanie par kolejnej rundy (1/8) Pucharu Polski odbędzie się na początku grudnia. Piłkarze pokonali, najpierw rezerwy Śląska Wrocław 3:0 (1:0), a w niedzielę dotychczasowego wicelidera rozgrywek II ligi Wigry Suwałki 2:1 (1:1). Prasówkę po tych meczach znajdziecie odpowiednio TUTAJ oraz TUTAJ.

Siatkarze rozegrali dwa spotkana ze zmiennym szczęściem: w środę przegrali 2:3 z Cuprum Lubin w meczu zaległym z 5. kolejki. W sobotę pokonali 3:1 Ślepsk Malow Suwałki. Obecnie siatkarze, po dziewięciu rozegranych meczach zajmują szóste miejsce w tabeli z szesnastoma punktami. Siatkarze najbliższy mecz zagrają, na wyjeździe z Stalą Nysa, w niedzielę 29 listopada. Hokeiści również zagrali w meczach które były zaplanowane na ubiegły tydzień: w środę przegrali z KH Energą Toruń 0:1, następnie w piątek z Cracovią 3:4. Po tym spotkaniu funkcji trenera zrezygnował Piotr Sarnik. W jego miejsce został zatrudniony Andriej Parfionow. W niedzielnym spotkaniu, pod wodzą nowego trenera GieKSa wygrała z KH Energą Toruń 3:2, po dogrywce.

 

PIŁKA NOŻNA

czarnisosnowiec.eu – 1/16 PP. Czarni II Sosnowiec – GKS Katowice 0-5

Porażką zakończył się pojedynek naszego zespołu rezerw z ekstraligowym GKS Katowice. Oznacza to tym samym koniec pięknej przygody naszych młodych dziewczyn z tymi rozgrywkami.

Trzeba jednak pochwalić postawę podopiecznych Kamila Konopki, które rozegrały bardzo ambitne zawody. Od początku spotkania to zespół z Katowic osiągnął przewagę jednak to nasza drużyna stworzyła groźniejsze sytuacje bramkowe. W 32 minucie bardziej doświadczone rywalki wyszły na prowadzenie dzięki trafieniu Kasandry Parczewskiej w 32 minucie. Do przerwy to było wszystko na co pozwoliły nasze piłkarki przyjezdnym.

Po zmianie stron wciąż przewaga należała do „katowiczanek”. Do 65 minuty nie potrafiły one jednak sforsować szczelnej obrony naszego zespołu, wtedy to Weronika Kłoda pokonała Izabelę Sas strzałem głową z bliskiej odległości. W końcówce meczu nasza drużyna opadła chyba z sił i blok defensywny całkowicie się posypał czego efektem były kolejne zdobycze bramkowe ekstraligowca. Ostatecznie nasza drużyna przegrywa 0-5 i odpada z dalszej rywalizacji.

 

dziennikzachodni.pl – Budżet Katowic 2021: Wiemy ile przewidziano na nowy stadion GKS!

W projekcie uchwały Rady Miasta Katowice w sprawie uchwalenia budżetu miasta Katowice na 2021 rok znalazły się spore kwoty powiązane z budową nowego stadionu GKS.

22.153.611 zł to proponowany wydatek związany z budową nowego Stadionu Miejskiego w Katowicach na rok 2021. W planie działań na przyszły rok za tę kwotę zaplanowano „Rozpoczęcie budowy kompleksu sportowego obejmującego stadion miejski wraz z halą sportową oraz dwoma boiskami treningowym”. Na łączną kwotę składa się 7.153.611 środków własnych i 15.000.000 obligacji komunalnych. Całkowity koszt inwestycji określono na 245.753.599 zł.

1.350.000 przewidziano także na układ drogowy dla obsługi komunikacyjnej Stadionu Miejskiego. Za te pieniądze w 2021 roku ma się rozpocząć „opracowanie dokumentacji projektowej dla budowy układu drogowego dla obsługi komunikacyjnej Stadionu Miejskiego w Katowicach”.

 

sportdziennik.com – Stadion bez kredytu!

[…] Po poniedziałkowym posiedzeniu komisji budżetu rady miasta okazało się, że Katowice nie pozyskają 170-milionowego kredytu z Banku Rozwoju Rady Europy, o którego zaciągnięciu zadecydowali radni w grudniu ub. roku. Miał być jednym ze źródeł finansowania nowego stadionu.

– W związku z sytuacją „covidową”, Bank Rozwoju Rady Europy odmówił nam finansowania zadań inwestycyjnych, które wskazaliśmy w naszym wniosku. W tej chwili kredytowanie ukierunkowane jest na finansowanie obiektów służby zdrowia, dlatego nierealne, by w 2021 roku bank finansował nasze zadania inwestycyjne – tłumaczyła Danuta Lange, skarbnik miasta (jej wypowiedź przytacza portal infokatowice).

W Wieloletniej Prognozie Finansowej dla Katowic zapisano zatem, że obok środków własnych stadion zostanie zbudowany nie z kredytu, a obligacji rzędu 150 milionów złotych. – To dobre źródło finansowania zwrotnego. Z dwóch powodów: nie wymagają one przeprowadzenia procedury zamówień publicznych, a ponadto analizując oprocentowanie i koszty, są dość korzystne.

[…] W Wieloletniej Prognozie Finansowej zapisano, że stadion ma powstać w 2024 roku. Łącznie pochłonie 236 mln zł (150 mln z obligacji). Wydatki w 2021 roku kształtują się na poziomie nieco ponad 22 mln, z czego 15 mln to obligacje, a reszta – środki własne. Będzie to pierwszy etap budowy kompleksu sportowego w rejonie autostrady A4 (o realizacji drugiego jeszcze się nie mówi), obejmujący powstanie 15-tysięcznego stadionu, 3-tysięcznej hali i 2 boisk treningowych.

W tym roku zakończyła się burzliwa procedura projektowa, za którą odpowiadała firma RS Architekci. Miasto deklarowało, że jeszcze w IV kwartale tego roku ogłosi przetarg na generalnego wykonawcę, by roboty budowlane mogły ruszyć w II kwartale 2021.

„Chcemy ogłosić przetarg na wykonanie Stadionu Miejskiego w tym roku, a zmiana źródeł finansowania nie wpływa w żaden sposób na harmonogram realizacji tej inwestycji. Mimo koronawirusa w Katowicach proces inwestycyjny trwa, bo każde działanie inwestycyjne służy walce z ekonomicznymi skutkami pandemii. Nowe inwestycje to nowe miejsca pracy i zyski dla wielu firm.

Warto podkreślić, że przy aktualnych, rekordowo niskich stopach procentowych emisja obligacji jest wyjątkowo opłacalnym narzędziem pozyskania środków na inwestycje. Emisja obligacji nie wymaga stosowania trybu zamówień publicznych. Tym samym może służyć finansowaniu różnych zadań, także wcześniej niewskazanych” – napisała nam Ewa Lipka, rzecznik katowickiego Urzędu Miasta.

 

SIATKÓWKA

sportdziennik.com – GKS Katowice – Cuprum Lubin. Wysokie płoty

Goście z Lubina zaimponowali świetną grą blokiem i to główne źródło ich wygranej w Katowicach po tie-breaku.

To była twarda walka przez 2 godziny, ale zwycięsko zakończona przez siatkarzy z Lubina. Postawili wysokie płoty, przez które GKS nie potrafił się przebić – Cuprum zaliczyło aż 20 bloków przy tylko 5 gospodarzy. Gospodarze zaprezentowali się poniżej oczekiwań i popełnili za dużo błędów.

[…] Przed meczem rozniosła się wieść, że dwóch siatkarzy z Lubina zostało w hotelu, bo źle się poczuli. Niemniej goście w nieco uszczuplonym składzie, ale pojawili się w hali i od razu wysłali wyraźny sygnał, że nie zamierzają być dostarczycielami punktów. Ich głównym atutem była dobra gra blokiem – w tym elemencie wygrali 6-1 i cieszyli się z wygrania seta.

Trener Słaby doszedł do wniosku, że trzeba dokonać rotacji w składzie. Na boisku pojawił Wiktor Musiał, zastępując strzelbę nr 1 Jakuba Jarosza. Musiał dysponuje soczystym uderzeniem, ale również potrafi oszukać rywali i posłać piłkę za blok. To jednak goście cały czas prowadzili. Przy stanie 17:20 gospodarze zmniejszyli straty do „oczka”, ale tylko na chwilę. Goście w końcowych fragmentach drugiej odsłony byli skuteczniejsi. Środkowy Przemysław Smoliński popisał się kolejnym udanym blokiem, zaś chwilę potem Jarosz zepsuł zagrywkę. A Tavares z pola serwisowego „ustrzelił” Adriana Buchowskiego. Dzieło dokończył Smoliński, obijając blok GKS-u.

Powróciły koszmary przeszłości, bo przecież bilans meczów GKS-u z Lubinem jest 0-8. W III secie goście cały prowadzili, ale w ostatnich akcjach pokpili sprawę. Najpierw dwa razy zablokował ich Buchowski, a potem popełnili trzy błędy. Wojciech Ferens źle zaserwował, a decydujący punkt zdobył Buchowski, obijając blok. I w tym momencie mocno zaiskrzyło pod siatką. Atakujący gości Roland Jimenez ruszył do przodu, a za nim obie drużyny. Pod siatką pojawili się również trenerzy, by rozładować gorącą sytuację. Rozeszło się po kościach, choć wyglądało groźnie.

Nie od dziś wiadomo, że siatkarze GKS-u są specjalistami od potyczek 5-setowych. Tradycji stało się zadość, bo w kolejnej partii wszystko oscylowało wokół remisu. Miłosz Zniszczoł wyprowadził GKS na prowadzenie i tak już zostało do końca. Jarosz popisał się dwoma asami serwisowymi, a potem goście dołożyli dwa błędy własne.

Decydujące rozdanie zaczęło się obiecująco dla gospodarzy, którzy prowadzili do stanu 10:9. A potem pokpili sprawę własnymi błędami i przegrywali 11:14. Wprawdzie zdobyli 2 pkt, ale Penczew obił ręce Jarosza i wygraną zabrali goście do Lubina.

GKS Katowice – Cuprum Lubin 2:3 (23:25, 21:25, 25:23, 25:21, 13:15)

 

siatka.org – Katowiczanie mają patent na wygrywanie ze Ślepskiem

W meczu 14. kolejki PlusLigi GKS Katowice podejmował zespół Ślepska Malow Suwałki. Podobnie jak na inaugurację rozgrywek, górą byli katowiczanie, którzy zapisali na swoim koncie piątą wygraną w tym sezonie. To zwycięstwo nie było jednak łatwe – z czterech setów trzy były niezwykle zacięte i przyjezdnym niewiele brakowało, by doprowadzić do tie-breaka i wywieźć ze Śląska jakąś zdobycz punktową.

MVP: Jan Firlej

GKS Katowice – Ślepsk Malow Suwałki 3:1 (28:26, 23:25, 25:21, 25:23)

 

plusliga.pl – GKS Katowice – Ślepsk Malow Suwałki 3:1

[…] Pierwszy set był dobry i wyrównany. W pierwszej części minimalną przewagę mieli goście – 7:10, 11:14. Potem już grano piłka za piłkę. Wynik trzymał widzów do ostatniej piłki. GKS miał lidera w osobie Jakuba Jarosza, który utrzymywał atak na poziomie 60 procent i zdobył sześć punktów.

Drugiego seta udaną akcją zaczął Bołądź. Przez kilka akcji mieliśmy albo wynik remisowy, albo pół kroku z przodu byli przyjezdni. Po nieczysty odbiciu Kwasowskiego Ślepsk Malow prowadził 13:10 i minimalnej przewagi nie oddał do końca. Musiał miał jeszcze szansę doprowadzenia do stanu po 24, ale został zablokowany.

Dalej oglądaliśmy dobrą siatkówkę w wykonaniu obu zespołów. Tym razem losy partii rozstrzygnęły się trochę wcześniej niż w samej końcówce. GKS prowadził 20:19 i w ostatnich akcjach oddał rywalom tylko dwa punkty. W samej końcówce punktował Jakub Jarosz, a ostatni punkt gospodarze zdobyli po bloku na Walińskim.

Na początku czwartej partii groźne były zagrywki Bołądzia. Gospodarze wytrzymali presję przeciwnika. Potem goście znowu zaczęli nieznacznie przeważać, ale katowiczanie byli w stanie odpowiadać na ich punkty. I tym razem o końcowym wyniku decydowały ostatnie piłki i były one skuteczne w wykonaniu siatkarzy GKS-u.

 

HOKEJ

sportdziennik.com – GKS Katowice – Energa Toruń. Głową w mur

O Antonie Svenssonie, bramkarzu z Torunia, od początku jest głośno, zaś po dzisiejszym występie będzie on obiektem zainteresowania wielu naszych klubów.

To właśnie Szwed okazał się twardy jak skała i zaliczył 36 skutecznych interwencji. To on w głównej mierze oraz przytomność doświadczonego Jarosława Dołęgi sprawiły, że torunianie odnieśli zwycięstwo w arcyważnej potyczce. Kto wie, czy właśnie ta porażka GKS-u nie sprawiła, że stracili szansę na finałowy turniej Pucharu Polski.

Gospodarze od pierwszego gwizdka rzucili się do ataku i stwarzali groźne sytuacje, ale nie mogli pokonać szwedzkiego twardziela. Momentami przypominało to walenie głową mur. Gra toczyła się w tercji gości, ale nie było żadnych efektów. Kontra w ostatniej minucie II tercji w wykonaniu braci Michała i Kamila Kalinowskich oraz trafienie Dołęgi sprawiło, że goście schodzili do szatni zadowoleni. Wówczas nikt nie przypuszczał, że to zadecyduje o wyniku. Gospodarze grali w podwójnej przewadze (aż 96 sek.!), ale również jej nie wykorzystali.

Żeby hokeiści GKS-u Katowice załapali się jeszcze do gry w Pucharze Polski musiałyby nastąpić jakieś nadzwyczajne okoliczności.

GKS Katowice – KH Energa Toruń 0:1 (0:0, 0:1, 0:0)

 

dziennikzachodni.pl – GKS Katowice – Cracovia 3:4. Zobaczcie zdjęcia z emocji w Satelicie

Hokeiści GKS Katowice przegrali z Cracovią, chociaż długo utrzymywali prowadzenie. Zespół gospodarzy nie ma już szans na wejście do czołowej czwórki, która wystąpi w finałowym turnieju Pucharu Polski.

Hokeiści GKS Katowice mają ostatnio kiepską passę i często tracą punkty. Cracovia też jednak nie błyszczy formą, więc piątkowe starcie stanowiło dużą niewiadomą. Dla gospodarzy stawką był cień nadziei na przedłużenie marzeń o grze w finałowym turnieju Pucharu Polski.

Gospodarze narzucili rywalom ostre tempo i przełożyli je na prowadzenie. Za wysiłek katowiczanie zapłacili jednak wysoką cenę tracąc dwa gole w ostatniej tercji.

Z powodu kontuzji kolana w drużynie GKS-u Katowice zabrakło Mikołaja Łopuskiego. Wyszedł jednak na lód ubrany „po cywilnemu”, aby wziąć udział w małej ceremonii. Przed meczem Grzegorz Pasiut, Filip Starzyński i Łopuski otrzymali od dyrektora sekcji hokeja Rocha Bogłowskiego pamiątkowe koszulki z okazji 100 występów w barwach GieKSy.

GKS Katowice – Cracovia 3:4 (1:0, 1:1, 1:3)

 

sportdziennik.com – Rezygnacja Piotra Sarnika

Piotr Sarnik, trener GKS-u Katowice, po przegranej z Comarch Cracovią 3:4, złożył rezygnacje i zarządu klubu ją przyjął.

Sarnik, pełniąc wcześniej funkcję asystenta, w grudniu 2019 r. przejął zespół w trudnym okresie po dezercji Risto Dufvy i awansował z nim do czołowej „4” w poprzednim, niedokończonym sezonie.

Zespół GKS-u w tym sezonie, podobnie jak w poprzednich, borykał się z wieloma problemami natury organizacyjnej. Niemal całą I rundę spędził na wyjeździe. Po dwóch przegranych na własnym lodzie z rzędu z Energą Toruń 0:1 oraz Comarch Cracovia Sarnikowi działacze podziękowali. Bo nie wierzymy w rezygnację trenera z pracy.

 

hokej.net – Oficjalnie. Parfionow trenerem GieKSy

Andriej Parfionow, zgodnie z naszymi wczorajszymi informacjami, został nowym trenerem GKS-u Katowice. 49-letni Rosjanin podpisał umowę, która będzie obowiązywała do końca obecnego sezonu.

Parfionow w przeszłości był trenerem Polonii Bytom i Podhala Nowy Targ, a także selekcjonerem reprezentacji Polski do lat 18 i 20. Sprawował też pieczę nad drużynami akademickimi: PPWSZ Podhale Nowy Targ oraz Academy 1928 KTH Krynica.

Po wyjeździe z Polski Parfionow pracował w chińskim KRS Heilongjiang, występującym na co dzień w młodzieżowej lidze KHL (MHL).

Z kolei w poprzednim sezonie 49-letni Rosjanin był asystentem Konstantina Kuraszewa w SKA-Niewie Sankt Petersburg z Wyższej Hokejowej Ligi.

– Stawiamy na ciężką pracę i dyscyplinę. Trener Parfionow świetnie wpisuje się w nasz pomysł prowadzenia drużyny. Oczywiście nie bez znaczenia jest fakt, że bardzo dobrze zna polski hokej i miał okazję już współpracować z wieloma naszymi zawodnikami – zaznaczył Roch Bogłowski, dyrektor sportowy GieKSy.

Asystentem Andrieja Parfionowa będzie Ireneusz Jarosz, który dziś formalnie jako pierwszy trener będzie prowadził zespół w starciu z KH Energą Toruń. Trenerem bramkarzy będzie Bartłomiej Nowak, a trenerem przygotowania fizycznego Anna Bieniec.

 

Nowy trener – nowe otwarcie!

Trzy porażki z rzędu i basta! Hokeiści GKS Katowice zrewanżowali się zespołowi KH Energa Toruń i po dogrywce wygrali 3:2. Bramkę na wagę zwycięstwa zdobył Patryk Wajda.

Zespół gospodarzy po raz pierwszy poprowadził dzisiaj nowy szkoleniowiec Andriej Parfionow, choć w oficjalnym protokole jako pierwszy trener katowiczan figurował Ireneusz Jarosz. Wszyscy liczyli na tzw. efekt „nowej miotły”, jednak w pierwszej odsłonie pojedynku wciąż w grze katowiczan oglądać można było stare błędy. Cóż z tego, że gospodarze stwarzali sobie świetne okazje do strzelenia gola, skoro razili nieskutecznością. Na bramkę Mateusza Studzińskiego strzelali między innymi Miika Franssila, Dominik Nahunko, Patryk Krężołek, Maciej Kruczek i Bartosz Fraszko. Żaden z nich nie potrafił jednak znaleźć sposobu na świetnie dysponowanego młodzieżowca w bramce „Stalowych Pierników”. Podobnie jak kilka dni temu goście pozwolili „GiekSie” się wyszumieć i w 16. minucie ukłuli raz a dobrze. Siergiej Kuzniecow z ostrego kąta posłał gumę do siatki obok Juraja Šimbocha. Na przerwę goście schodzili z jednobramkową przewagą.

Druga tercja to dalsze bicie głową w mur przez gospodarzy. Katowiczanie nie umieli postawić przysłowiowej „kropki nad i”, bo albo strzały hokeistów „GieKSy” były niecelne albo na przeszkodzie stawał kapitalnie interweniujący Mateusz Studziński, któremu w 30. minucie po strzale Patryka Wajdy w sukurs przyszedł słupek. Gospodarzom w zdobyciu wyrównującej bramki z pewnością nie pomagały łapane wykluczenia. Trzeba jednak przyznać, że sędziowie solidarnie odsyłali na ławkę zawodników obu drużyn. Co rusz iskrzyło między zawodnikami, a do spięć najczęściej dochodziło pod bramkami obydwu zespołów. Jeśli chodzi o poczynania ofensywne gości na uwagę z pewnością zasługują próby Andrieja Czwanczikowa, Kamila Kalinowskiego, a zwłaszcza Jegora Fieofanowa, który w 23. minucie ostemplował słupek bramki Juraja Šimbocha. Mimo starań obydwu drużyn wynik nie uległ w tej części gry zmianie.

Kiedy w 41. minucie na 2:0 podwyższył Kamil Kalinowski wydawało się, że po raz kolejny „Stalowe Pierniki” wywiozą ze stolicy Górnego Śląska komplet punktów. Wkrótce jednak okazało się, że to były miłe złego początki. W 45. minucie kontaktową bramkę zdobył Mateusz Michalski, wykorzystując doskonałe podanie Bartosza Fraszki. Katowiczanie poszli za ciosem i w 47. minucie wyrównali, a strzelcem gola ponownie został Mateusz Michalski, który zachował największą przytomność umysłu w zamieszaniu pod bramką Mateusza Studzińskiego. Mecz zaczął się niemalże od początku. Obydwie drużyny rzuciły na szalę wszystko co najlepsze i poszły na totalną wymianę ciosów – w przenośni i dosłownie: za nadmierną ostrość w grze w 56. minucie na ławkę solidarnie powędrowali Artiom Smirnow i Bartosz Fraszko. Spięcie między obydwoma zawodnikami wyniknęło z coraz ostrzejszej gry torunian – wcześniej za bezmyślny atak łokciem karę odsiadywał Dmitrij Kozłow. Mimo dogodnych sytuacji po obu stronach wynik nie uległ zmianie i sędziowie zarządzili dogrywkę.

Dodatkowy czas gry „Stalowe Pierniki” rozpoczęły we czwórkę, ponieważ na ławce przez 23 sekundy przebywał jeszcze Patryk Wajda. Katowiczanie przetrwali osłabienie i obydwa zespoły stanęły do rywalizacji w trzyosobowych składach. Gospodarze uskrzydleni strzeleniem dwóch bramek grali z polotem i fantazją, a ukoronowaniem ich świetnej postawy był zwycięski gol strzelony w 4. minucie dogrywki przez Patryka Wajdę.

[…] GKS Katowice – KH Energa Toruń 3:2 (0:1, 0:0, 2:1, d. 1:0)

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Felietony

Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.

I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…

Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.

Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…

Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.

Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.

Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i  wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…

Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.

Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.

I na tym mógłbym zakończyć…

Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.

W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.

Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.

Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach  nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”.  Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.

Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.

Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.

I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.

Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.

I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.

Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.

GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.

I teraz po 11  kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.

W dupach się poprzewracało od dobrobytu.

Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?

Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…

Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.

Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.

Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.

Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym  sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.

Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.

Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.

Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.

Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.

I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.

Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.

To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.

Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga