Piłka nożna Prasówka
Media o przegranym meczu z Hutnikiem: Kompromitacja GieKSy! Bukowa zdobyta przez drugoligowego outsidera
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień na temat wczorajszego meczu GKS Katowice – Hutnik Kraków. GieKSa przegrała 0:2 (0:1).
nh2010.pl.com – Lider pokonany!
[…] Hutnik zwyciężył na terenie lidera 2-0 po bramkach Michał Kitlińskiego i Kamila Sobali. Sensacja? Nic bardziej mylnego. Hutnik na Śląsk przyjechał pewny, pewny nie zwycięstwa, ale pewny tego jak przepracował okres przygotowawczy. A że w przerwie pomiędzy rundami drużyna ostro zasuwała, sztab, zawodnicy i zarząd klubu byli przekonani że to wszystko musi przynieść efekty na boisku. W przeciągu całego meczu gracze z Nowej Huty wręcz wzorowo wykonywali założenia taktyczne narysowane przez sztab szkoleniowy. Konsekwentna gra w obronie i przemyślane ataki przyniosły zamierzony skutek. W 13 minucie Hutnik objął prowadzenie. Po kombinacyjnie wykonanym cornerze Krzysztof Świątek dośrodkował z prawej strony w kierunku dalszego słupka, akcję zamknął precyzyjną główka „Kitek” kierując futbolówke do siatki. GKS-Hutnik 0-1. Kolejną dogodną sytuację podopieczni trenera Szydełki stworzyli w 27min. Abdallah Hafez sprytnie piętką minął obrońcę Gieksy i zagrał do Piotra Stawarczyka, który z kilku metrów posłał piłkę ponad bramką. W ostatniej minucie pierwszej połowy mocne uderzenie Dawida Liny zdołał złapać bramkarz gospodarzy. Najlepszą okazje do zdobycia bramki katowiczanie mieli tuz przed przerwą, jednak strzał jednego z graczy GKS-u przeszedł obok bramki Dawida Smuga. Po zmianie stron gospodarze próbowali podkręcić tempo, stwarzając groźne sytuacje pod bramką Smuga głównie po wrzutach z autu. W 52min. meczu miała miejsce sytuacja która mogła zachwiać postawą hutników. Nieprzepisowo powstrzymywany Hafez dał się sprowokować w skutek czego obejrzał w pełni zasłużoną czerwoną kartkę. Od tego momentu Hutnik zaczął cierpieć na boisku i co ważne był w tym cierpieniu konsekwentny. Gospodarze zmuszeni do ciągłego ataku pozycyjnego w zasadzie tylko raz zagrozili bramce Smuga. W 58 min. Sanocki z kilku metrów trafił w poprzeczkę po czym piłka opuściła plac gry. Biało-Błękitno-Niebiescy nie skupiali się jedynie na defensywie i od czasu do czasu groźnie kontrowali. W 74min. po samotnym rajdzie Łukasz Kędziora huknął z dystansu obok bramki. Chwilę później strzał sprzed szesnastki Sobali również chybił celu. W doliczonym czasie gry w bramkę ponownie nie trafił Sobala, próbując wślizgiem sfinalizować zagranie Piotra Zmorzyńskiego. Jednak co się odwlecze… W ostatniej minucie doliczonego czasu gry Sobi wykorzystał nieporozumienie w szeregach obronnych gospodarzy i ustalił wynik spotkania na 2-0.
gazetakrakowska.pl – GKS Katowice – Hutnik Kraków 0:2, czyli sensacja w II lidze: ostatni zespół w tabeli wygrał na stadionie lidera
GKS Katowice – Hutnik Kraków 0:2 w meczu 20. kolejki II ligi. Sensacyjne rozstrzygnięcie – czyli zwycięstwo ostatniej drużyny w tabeli nad liderem – to efekt goli zdobytych przed Michała Kitlińskiego i Kamila Sobalę. Nowohucki zespół, dodajmy, „Gieksę” pokonał drugi raz w tym sezonie (w sierpniu w Krakowie 3:2), teraz ze wspaniałego debiutu może się cieszyć trener Szymon Szydełko.
[…] Ataki „Gieksy” w I połowie były jak bicie głową w mur, katowiczanie nie byli w stanie dojść do groźnych sytuacji bramkowych.
Sytuacja gości skomplikowała się w 54 minucie. Czerwoną kartkę (niesportowe zachowanie w starciu z Michałem Kołodziejskim) dostał wtedy Abdallah Hafez, no i hutników na placu pozostało dziesięciu.
Katowiczanie dogodnej okazji na wyrównanie dorobili się dopiero w 68 minucie. Najpierw był strzał w poprzeczkę, a Krystian Sanocki przy dobitce z bliska nie trafił do celu.
Pięć minut potem z dalszej odległości Dawida Smuga chciał pokonać Arkadiusz Jędrych, ale golkiper Hutnika był na posterunku. W odpowiedzi, obok słupka katowickiej bramki uderzył Łukasz Kędziora.
Będący w osłabieniu hutnicy ofiarnie się bronili. I obronili się, a mecz zakończyli zdobyciem drugiego gola!
dziennikzachodni.pl – GKS Katowice – Hutnik Kraków 0:2. Kibice są wściekli!
Piłkarze GKS Katowice przez niemal całą drugą połowę grali z przewagą jednego zawodnika, a jednak przegrali z ostatnim w tabeli Hutnikiem Kraków 0:2. To bardzo duża plama na honorze zespołu, który dąży do awansu do pierwszej ligi, a kibice nie zostawiają na piłkarzach z Bukowej suchej nitki.
[…] Zespół GKS Katowice był murowanym faworytem meczu z zamykającym tabelę Hutnikiem Kraków. A ponieważ będące bezpośrednio za plecami klubu z Bukowej zespoły znów potraciły punkty zwycięstwo mogło być bardzo znaczącym krokiem w kierunku awansu do pierwszej ligi.
Tymczasem ekipa Rafała Góraka zaprezentowała się bardzo słabo i szybko straciła gola – Michał Kitliński zdobył go precyzyjnym strzałem głową. GKS nie przebudził się jednak z marazmu i do przerwy zasłużenie przegrywał.
W drugiej połowie nerwowo nie wytrzymał Abdallah Hafez. Lider Hutnika uderzył Michała Kołodziejskiego i wyleciał z boiska. Gospodarze mieli przed sobą co najmniej 40 minut gry w przewadze. Tymczasem katowiczanie nadal nie potrafili stworzyć sobie dobrych okazji, a gdy taka już nastąpiła to Krystian Sanocki nie trafił do pustej bramki.
Krakowianie zamknęli mecz z zimną krwią. Kamil Sobala skorzystał z prezentu obrony GKS-u i wpakował piłkę do siatki. Sensacja stała się faktem, ale to piłkarze GKS-u mieli w niej co najmniej równie duży udział jak ich rywale…
Mecz zza ogrodzenia stadionu oglądała grupka kibiców, ale największe emocje buzowały w internecie.
– Takie mecze w poprzednich sezonach były zapowiedzią ostatecznej klęski. Zawsze. Nigdy nie były żadnym wypadkiem przy pracy. W przypadku wygranej mielibyśmy już sporą przewagę. Bardzo podejrzane to wszystko. Trudno wierzyć w awans. Trudno uwierzyć, że wszystko odbyło się sportowo – napisał w swojej relacji portal gieksa.pl.
sportslaski.pl – Kompromitacja GieKSy! Bukowa zdobyta przez drugoligowego outsidera
W sobotnie popołudnie ostatni w drugoligowej tabeli Hutnik Kraków udowodnił, że posiada znakomity patent na katowicki GKS. Podobnie jak w pierwszej kolejce obecnego sezonu, tak i teraz zespół z Małopolski odniósł zwycięstwo nad faworyzowanym rywalem – tym razem krakowanie wygrali przy Bukowej 2:0, choć przez niemal całą drugą połowę musieli grać w osłabieniu.
Gdy na placu gry dochodzi do rywalizacji pierwszej z ostatnią drużyną w tabeli, a przed jej pierwszym gwizdkiem dzieli je aż 28 punktów, faworyt jest absolutnie jednoznaczny. Nic więc dziwnego, że piłkarze GKS-u Katowice mogli być przed pojedynkiem z Hutnikiem Kraków naprawdę pewni siebie, jednak mimo to musieli mieć z tyłu głowy wydarzenia, do których doszło pod koniec sierpnia zeszłego roku. Ostatni bezpośredni mecz obu drużyn, rozegrany w pierwszej kolejce sezonu 2020/2021 w stolicy Małopolski, zakończył się niespodziewanym zwycięstwem formalnych gospodarzy 3:2. Mało tego, krakowianie prowadzili z „GieKSą” do przerwy już trzema golami, więc bez skrępowania można było stwierdzić, że podopieczni Rafała Góraka zaliczyli na start rozgrywek ogromny falstart.
Po pierwszej połowie mogło się jednak wydawać, że katowiczanie nie wyciągnęli żadnych wniosków z tamtej rywalizacji, a zawodnicy z Suchych Stawów mają na „GieKSę” znakomity patent. W końcu na przerwę to ostatni w drugoligowej stawce Hutnik schodził w znacznie lepszych nastrojach, bo przyjezdni uczynili najlepszy możliwy użytek ze stałego fragmentu gry. W 14. minucie napastnik Michał Kitliński umiejętnie wykorzystał dośrodkowaną piłkę z rzutu rożnego i pokonał golkipera GKS-u skuteczną główką.
Od tego momentu podopieczni Szymona Szydełki skupili się przede wszystkim na odpowiednich działaniach w defensywie i pomimo tego, że do końca pierwszej połowy to katowiczanie mieli więcej z gry i posiadali optyczną przewagę, z tworzonych przez nich okazji nie wyniknęło odpowiednio duże zagrożenie.
Dotychczasowy lider tabeli miał zatem ogromną nadzieję, że po zmianie stron zdoła wrócić na odpowiednie tory i odwrócić bardzo niekorzystny dla nich wynik. W 53. minucie pomocną dłoń dla „GieKSy” postanowił wyciągnąć Egipcjanin Ahmed Hafez, który wdarł się w przepychankę z obrońcą Michałem Kołodziejskim i za kompletnie nieodpowiedzialne zachowanie został ukarany czerwoną kartką.
Czy gospodarze wykorzystali głupie zachowanie ofensywnego piłkarza Hutnika i rzucili się bardziej do ataku? Z jednej strony tak, bowiem druga połowa stała pod znakiem ich całkowitej dominacji, ale większość prób była na tyle chaotyczna bądź też rozpaczliwa, że zwarta defensywa gości radziła sobie z nimi dość pewnie. Z drugiej jednak strony ciężko myśleć o odwróceniu wyniku rywalizacji, jeżeli nie jest się w stanie umieścić futbolówki w niemal pustej bramce. W 68. minucie bardzo bliski pokonania Dawida Smuga był wprowadzony jeszcze w pierwszej połowie Krystian Sanocki, ale skrzydłowy nie wykorzystał dokładnego zagrania od Grzegorza Rogali i oddał niecelny strzał z kilku metrów.
W końcówce spotkania niemal wszyscy zawodnicy GKS-u znajdowali się już na połowie Hutnika, ale ich liczne ataki ostatecznie nie przyniosły żadnego wymiernego skutku. Na dodatek w samej końcówce katowiczanie zostali jeszcze boleśnie skontrowani, gdy doświadczony Kamil Sobala wykorzystał nieporozumienie Mrozka z Wojciechowskim i umieścił futbolówkę w pustej bramce. Tym samym „GieKSa” nie wykorzystała znakomitej okazji na to, by umocnić się w fotelu lidera II-ligowej tabeli i odskoczyć drugiemu Górnikowi Polkowice na pięć punktów.
infokatowice.pl – GieKSa znów gorsza od Hutnika
GieKSa przegrała na własnym stadionie z jednym z najsłabszych zespołów II ligi, pomimo tego, że niemal przez całą drugą połowę grała z przewagą jednego zawodnika.
Od początku spotkania przewaga na boisku należała do gospodarzy, ale nie miało to dużego przełożenia na sytuacje bramkowe. Hutnicy rzadko zapuszczali się pod pole karne katowiczan, ale ich nieliczne ataki były znacznie groźniejsze, a jeden z nich, w 13 min., zakończył się golem, po strzale głową Kitlińskiego. Na początku drugiej odsłony sędzia ukarał czerwoną kartką Hafeza. Pomimo tego ataki katowiczan nadal rozbijały się na dobrze poukładanej defensywie gości. Najbliżej wyrównania był w 68 min. Sanocki, ale z kilu metrów nie trafił do pustej bramki. W końcówce meczu przewaga gospodarzy była olbrzymia, ale zamiast wyrównującej bramki dla katowiczan w doliczonym czasie gry padł drugi gol dla przyjezdnych. Tym samym GieKSa nieoczekiwanie przegrała z jedną z najsłabszych drużyn II ligi. Hutnicy w tym sezonie wygrali jak dotąd cztery spotkania, w tym dwa z katowiczanami.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Kato
7 marca 2021 at 09:08
Wstyd i jeszcze raz WSTYD !!!
Panie trenerze, gdzieś Pan był podczas meczu na Bukowej.
Kato
7 marca 2021 at 10:02
Skrót wyjaśnia wiele.
A w tle słychać radość z trybuny.
I tyle w temacie.
Padre
7 marca 2021 at 10:05
Widać wyraźnie poziom tych grajków. Myślami byli gdzieś na imprezie bądź turnieju konsolowym.
Przyjeżdża hutnik ostatni w tabeli haha i pokazuje prawdę o ich poziomie. Brak slow!!!
Gieksiorz
7 marca 2021 at 10:21
Wstyd,kompromitacja, żenada, czyli norma dla kibica GieKSy, ile jeszcze osmieszania nas kibiców,jak w tym sezonie zrobią to co w ostatnich latach to znowu dużo ludzi się wycofa ,ja też będę już to pierdolił, ile można to już kurwa nudne
Kato
7 marca 2021 at 10:32
Padre
Problem w tym, że nasza drużyna wcale nie jest gorsza. Nie nazwę ich że są ciańcy.
Właśnie to najbardziej dziwi, gdy w takim meczu nie potrafią odskoczyć w tabeli. Klatka po klatce pokazuje fatalną gre w poszczególnych sytuacjach, ale nie niski poziom ogólny.
Grają tak, aby2ZB być na szczycie tabeli, ale nie odskoczyć od reszty.
Mlody
7 marca 2021 at 10:32
Szkoda, godac przegrac 0=2 z ostatnia druzyna Fc Slawkow PNG
Henk
7 marca 2021 at 10:49
Jeżeli oni naprawdę są w takiej formie po okresie przygotowawczym to … brawa dla trenera Góraka! Szacun !