Felietony
Kamyk, Poczobut – kolejni zdobywcy Pucharu Pepco!
Im bliżej nowego sezonu – „niestety” drugoligowego – tym bardziej nabieram przekonania, że… lepiej być nie może. Brzmi dziwnie? Może i tak. A jednak – czas emocjonalny już dawno się skończył i ustąpił miejsca czasowi racjonalnemu. A ten mówi, że wykonany krok w tył prawdopodobnie jest jedyną możliwością, żebyśmy w końcu mogli odbić się od dna. Gdyby GKS Katowice utrzymał się w pierwszej lidze, pozostalibyśmy może ligę wyżej, ale w tym samym bagnie, w którym taplaliśmy się całe lata. W bagnie, nazwijmy to – zgniłego katowickiego jaja.
Gdybyśmy się utrzymali, zostałby w GieKSie Janicki. Zostałby Bartnik. Zostałby Dudek. I to już by tak naprawdę przekreśliło szanse na jakikolwiek rozwój w tym klubie. Pogonieni zostali z hukiem wszyscy i przyznam, że to miód na moje zmaltretowane kibicowskie serce.
Dodatkowo odeszło kilku tzw. piłkarzy, problem polegał na tym, że kilku innych zostało. I choć gabinety i pokój trenerski były oczyszczone, to nadal w szatni mieliśmy element piłkarskiej patologii. Z symbolem wieloletniej katowickiej sportowej nieudolności – Mateuszem Kamińskim – na czele. I choć ten zawodnik do spadku akurat przyczynił się w najmniejszym stopniu, to trzy spektakularnie zawalone awanse już poszły na jego konto. Niezrozumiałe dla mnie było, jak z człowiekiem przyciągającym porażki jak magnes można podpisać nowy kontrakt. To jednak się stało. Przymknąłem oko. Wierząc znów naiwnie, że „tym razem będzie inaczej”.
Do tego słaby jak barszcz Poczobut, który błysnął wywiadem w Niecieczy, a potem nie potrafił z kolegami uratować naprawdę śmiesznej pierwszej ligi. Pozostał Adrian Frańczak, który jest sympatyczny i jako zapchajdziura ok, ale jednak bardzo przeciętnego poziomu nigdy nie przeskoczył.
Ci zawodnicy dalej mieli być w tej szatni, a przecież jako najbardziej doświadczeni – mieli być trzonem zespołu. Nie wyglądało to szczerze mówiąc najlepiej i tak naprawdę zapowiadało problemy w drugiej lidze, która wcale nie jest wiele słabsza od pierwszej i gadki, że GieKSa powinna w cuglach awansować są głoszone przez ludzi, którzy nie mają za sobie grosz zdolności do nauki oraz zdobywania doświadczenia z wielu, wielu lat…
Gdy zobaczyłem w poniedziałek, że klub rozwiązał kontrakty z Kamińskim, Poczobutem, Frańczakiem oraz Mączyńskim, pomyślałem, że to niedorzeczne, bo przecież dopiero co nowe kontrakty zostały podpisane. Gdy po chwili dowiedziałem się, z jakiego powodu klub rozstał się z tymi zawodnikami, dostałem kolejną porcję miodu na serce.
Nie wiem, jak bardzo można być bezczelnym, żeby po przewaleniu wszystkiego, co da się przewalić na boisku podczas kilku sezonów, bo skompromitowaniu tego klubu sportowo na całą Polskę, zrobieniu z niego pośmiewiska i to nie raz i nie dwa, a dostając ciągle i znowu tysięczną szansę na odkupienie win – zachować się w taki sposób. Czyli mówiąc wprost – schlać się podczas przygotowań do nowego sezonu, w miejscu zgrupowania przed rozgrywkami.
Nie potrafię sobie po prostu tego wyobrazić i nawet nie wiem, czy to wspomniana bezczelność czy po prostu bezdenna głupota tych ludzi. Tak samo, jak bezdenną głupotą były zakupy alkoholu na stacji benzynowej po kompromitacji z Ruchem u siebie.
I tak drodzy Państwo, przez te ostatnie lata mieliśmy do czynienia z takim piłkarskim gówniarstwem w naszej szatni. Skoro teraz chlali, wtedy chlali, nie ma powodu, żeby nie domniemać, że chlali przy wielu innych okazjach. Na przykład wtedy, kiedy powinni byli przygotowywać się do meczów z Sandecją, Górnikiem czy Kluczborkiem. Albo do rewanżu z Ruchem czy meczu z Tychami rok temu. Przed i po niezliczonej ilości przegranych derbów.
Oczywiście nie sądzę, że alkohol był przyczyną tych przegranych meczów, w takim sensie, że nietrzeźwi wychodzili na boisko. Mogli pić po, a nie przed, chociaż nie wierzę w ani jedno słowo z ust piłkarzy o jego dobrej woli. Zresztą nie trzeba wychodzić nawalonym na boisko. Wystarczy dwa dni przed meczem wypić trzy piwa i już to wpływa na przygotowania do samego meczu, a potem sam mecz. Ale przyczyn klęsk mimo wszystko dopatruję się gdzie indziej, choć również poza boiskiem. Niestety nie pojawił się nigdy jeden odważny, który by powiedział, co tak naprawdę się wydarzyło i dlaczego GieKSa przegrała wygrane awanse. Nie pojawił się jeden odważny, na czele z selekcjonerem reprezentacji Polski. Chore do szpiku kości środowisko piłkarskie – ręka rękę myje i te sprawy…
Naprawdę przy tym jestem pod olbrzymim wrażeniem szybkiej, zdecydowanej i bez zbędnego pieprzenia się – decyzji obecnego sztabu szkoleniowego i nowego dyrektora. W poprzednich latach za różne wybryki, piłkarze nie ponosili praktycznie żadnych konsekwencji, tylko byli notorycznie chronieni przez prezesów. Zakład pracy chronionej – GKS Katowice. Pełnosprawni – niepełnosprawni w pracy i te sprawy… Ktoś coś tam bąknął o karze finansowej, ale sorry… co to jest?… Nawet po wspomnianej wizycie na stacji nie było zdecydowanych reakcji w postaci np. odsunięcia od zespołu.
Teraz wytoczono najcięższe działa, czyli po prostu pozbyto się tej piłkarskiej patologii z klubu. Od razu, mimo doświadczenia zawodników, mimo być może planów budowy zespołu wokół tych ludzi. To naprawdę się szanuje i można tylko głośno bić brawo trenerowi Górakowi i dyrektorowi Góralczykowi. W GieKSie nie powinno być miejsca dla braku profesjonalizmu. W żadnym momencie. Poluzować zawsze można, ale trzeba wiedzieć, co, gdzie i kiedy. I luzować można tylko ludziom odpowiedzialnym. Sportowym gówniarzom (niezależnie od wieku) takie luzu dać nie można, bo zaraz efekty są opłakane.
Problem w tym, że oprócz żenad na boisku, my przez lata byliśmy przez tych marnych aktorów przekonywani, że dawali z siebie wszystko, że wręcz gotowi byli umrzeć za ten klub i że byli w pełni profesjonalni. Wielce obrażeni Panowie Piłkarze za krytykę z naszej strony, jak choćby wspomniane pieniactwo Poczobuta, do którego teraz mam pytanie, a raczej stwierdzenie – panie Poczobut, miałeś udowodnić, że się mylimy i utrzymać klub w pierwszej lidze, a nie dość, że spuściłeś GieKSę do drugiej, to jeszcze zakpiłeś sobie z tegoż klubu podczas przygotowań. Ciekawe, co byś teraz powiedział w wywiadzie, podejrzewam, że coś w stylu, że cała ta afera to było tylko „sposób na radzenie sobie ze stresem i należy to zrozumieć”.
O Frańczaku i Mączyńskim jakoś bardziej rozpisywać się nie będę, bo poza boiskiem generalnie wcześniej nie miałem większych powodów, by się do nich przyczepić. Choć i Mączyński notował czasem tak żenujące mecze, że zęby bolały od samego patrzenia.
Po tym wszystkim tylko mogę powiedzieć do ww. panów – dziękuję! Dziękuję, że okazaliście się na tyle pozbawieni rozumu, że w momencie, kiedy klub nie umiał się was pozbyć (choć powinien), to wykluczyliście się z tej rozgrywki sami. Dziękuję i gratuluję, myślę, że w imieniu większości kibiców. Zasłużyliście na Puchar Pepco!
Kadra GieKSy została przetrzebiona i jeszcze w poniedziałek liczebnie wyglądała bardzo mizernie. Do klubu dochodzą coraz to nowi zawodnicy i absolutnie mi nie przeszkadza, że są to praktycznie w całości mniejsze lub większe „no-name’y”. Za dużo w Katowicach było zawodników z nazwiskami, którzy poza nazwiskiem nie mieli nic, włączając taką podstawową umiejętność, jak zdolność do gry w piłkę nożną. Teraz w Katowicach będzie zespół oparty o młodych piłkarzy, mam nadzieję, że dużo bardziej ambitnych niż ich poprzednicy w poprzednich latach. I że uda się z tego stworzyć naprawdę fajny zespół, który będziemy mogli oceniać już TYLKO I WYŁĄCZNIE poprzez pryzmat mniejszych lub większych umiejętności.
Co prawda w stopniu minimalnym pozostały jeszcze odpadki z pierwszej ligi, ale mam nadzieję, że jeszcze nie na tyle przesiąknięte chorobą piłkarską, żeby być zapowiedzią następnej klęski.
To co najgorsze – w konsekwencji spadku zostało odcięte od naszego klubu i możemy mieć nowe rozdanie.
Chyba wypada też ostatecznie podziękować Andrzejowi Witanowi, bo gdyby nie on, nie mielibyśmy tego ciągu zdarzeń i tak naprawdę dzisiaj nie byłoby o czym rozmawiać. Szykowalibyśmy się do kolejnej wegetacji w pierwszej lidze. Wegetacji przybliżającej nas do sportowej śmierci…
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Solski
5 lipca 2019 at 19:35
Dokładnie takie samo odczucie jest u mnie.
Frajerów już nie ma. Gdyby utrzymali ligę pewnie nadal by nam pluli w twarz, a tak?
Ciesze się z podejścia klubu do młodych graczy. Może trochę zbyt wiele wypożyczeń, ale czuję że z tej mąki będzie chleb. Może nie teraz, może za rok lub 2, ale należy dać maksymalne wsparcie nasze, kibiców, dla tego co teraz się rozpoczęło, a mam nadzieję, że to początek nowej lepszej GieKSy.
Kibic
5 lipca 2019 at 19:38
Ambicja ok. Ale potrzebne są również umiejętności. A patrząc przez pryzmat sparingów wyglądają słabo. Może się okazać, że znów wszystko będzie się opierać o Błąd, a ataku będzie Woźniak bo będzie lepszy niż nowi młodzi(o zgrozo). Pastwicie się nad Janickim, a być może Tauron odszedł razem z nim. A z Tauronem duża kasa na hokej. Ja nie jestem optymistą na ten sezon w żadnej dyscyplinie. Może dziewczyny….
Solski
5 lipca 2019 at 19:57
Tauron to sponsor który inwestuje w dany klub, dyscypline max 2-3 lata. Nic więcej. Tak więc tutaj nie doszukiwałbym się roli Janickiego ani w ściągnięciu tego sponsora ani w jego odejściu.
Irishman
5 lipca 2019 at 20:23
Powiem krótko – w sporcie umiejętności bez charakteru, bez pracy, a przede wszystkim bez samodyscypliny są niewiele warte!
Fajnie Shellu, że wróciłeś! 🙂
TVPinfo
6 lipca 2019 at 08:20
Ludzie co wy gazet nie czytacie? Tauron mial zle wyniki finansowe za ostatnie miesiace,wiec skonczyli sponsoring hokeja,nie beda ani sponsorem calej PHL ani Stadionu Śląskiego.
Ab
6 lipca 2019 at 09:52
Co do karania pijaków to wszystkich i tak samo. Pisanie półprawdy to w dalszym ciągu pudrowanie sprawy. Czy to na pewno wszyscy uczestnicy libacji? Twardą ręką działa ale bardzo wybiórczo.
Mecza
6 lipca 2019 at 09:52
Rzadko się zgadzam z Shellem ale w tym wypadku jakbym miał sam napisać taki artykuł to byłby dokładnie taki sam. Zgadzam się w 100%. Solski dobrze, że piszesz o może za rok, dwa. Niech każdy się przygotuje psychicznie na porażki. To będzie nowy, młody zespół i nie ma szans aby to dobrze funkcjonowało w pierwszej części sezonu. Mam nadzieję, że z trybun nie będą leciały k.. w połowie rundy.
Ludzik
6 lipca 2019 at 16:46
@Ab to może napisz, kto tam jeszcze był (i w jakim stanie upojenia), skoro tak świetnie jesteś zorientowany?
PH
6 lipca 2019 at 20:23
Shelu jak mozesz sie wypowiadac o sytuacji i stanie upojenia zawodnikow jesli Cie tam nie bylo?? po za tym bylo tam wiecej zawodnikow i tylko 4 zostalo wyrzuconych?dlaczego? ogladajac dziesiejszy sparing nie widze tej druzyny nie bylo pomyslu na gre.. Jastrzebie pokazalo jak sie gra w piłke widac bylo taktyke i pilkarzy ktorzy wykonali zalozenia trenera.. mieli stawiac na chlopakow z katowici ze slaska a wyjebali Marchewke i Małeckiego zaraz bedzie druga Elana Toruń… 🙁
Mecza
6 lipca 2019 at 21:02
Mnie też tam nie było ale wszędzie czytałem, że była integracja a jeśli tak to musi być alkohol. Kto nie chce nie pije, kto chce to pije tyle Ile było powiedziane. Wypad z klubu dla tych co nie przestrzegają ustalonych zasad. Jeśli nie potrafią zrozumieć tak prostego przekazu po takiej kompromitacji są ułomami umysłowymi. Wstyd dla rodziny, ciekawe co żony powiedziały. Dobrze, że dzieci małe.
Ludzik
6 lipca 2019 at 21:19
@pH czyli uważasz że Górak i Góralczyk popelnili bład i wyrzucili tych ktorzy im nie pasowali a nie tych co sa winni?
As
6 lipca 2019 at 23:53
A co Ludzik, sugerujesz, że Marchewka i Małecki brali udział w libacji? Tak się składa, że oni akurat nie brali udziału w wypadzie na miasto. To starszyzna tak zaszalała i wpadła na kibiców, którzy się „ucieszyli” na ich widok. Resztę sobie dopowiedz.
Pozbywają się młodych, którym nawet nie dali szansy grać. Ściągają innych młodych z Polski i skąd założenie, że będą lepsi.
Według mnie kręcą jakieś lody z tymi wypożeczeniami.
Irishman
7 lipca 2019 at 04:14
Nie wiem po co niektórym to ciągłe szukanie sensacji, drugiego dna itp?
Co do alko, to może po prostu wylecieli ci, którzy najbardziej przegięli i tyle?
Ta drużyna gra piach i jeszcze długo tak będzie. @Mecza, mam tylko nadzieje, że te k…y nie będą leciały już od początku. 🙂 Ludzie to by chcieli:
1. Wszystkich wywalić
2. Wziąć samych młodych, najlepiej z Katowic
3. Wszyscy mają NATYCHMIAST się rozumieć i grać jak z nut.
Niestety tak pięknie to nawet w baśniach Andersena nie było (dla młodszego pokolenia niech będzie, że w opowieściach o Harrym Potterze) 😉
Ktoś mi na forum napisał – Jak to? Przecież dobrzy piłkarze, to powinni od razu dobrze grać.
Po pierwsze, naprawdę dobrych piłkarzy nie ma zbyt wielu nawet w polskiej ekstraklasie, a co dopiero na III szczeblu ligowym. Poza tym, nawet gdyby stworzyć drużynę tylko z „dobrych” piłkarzy, to gdyby weszli do drużyny BUDOWANEJ PRAKTYCZNIE OD PODSTAW, to i tak potrzebowaliby tych kilku meczów w jednym zestawieniu żeby zacząć W MIARĘ dobrze grać. Tymczasem my jesteśmy dopiero na etapie selekcji zawodników na poszczególnych pozycjach, a niektórzy nowo pozyskani piłkarze nie zaliczyli nawet wspólnego obozu z drużyną. A gdzie tu w ogóle można mówić o jakimkolwiek zgraniu. no i to musi być widoczne np. na tle takiego poukładanego Jastrzębia.
No więc moja rada, dla najbardziej niecierpliwych – zróbcie sobie długie wakacje od GieKSy, dla własnego zdrowia psychicznego. 🙂
SKalpel
9 lipca 2019 at 09:50
Nic dodać , nic ująć , wszystko na tenat…