Dołącz do nas

Piłka nożna

Grali tylko wtedy, gdy im się zachciało

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Opisywanie pomocników to kara za grzechy, tym bardziej, jeśli robi się to w czasie urlopu, podczas mistrzostw świata, kiedy można byłoby zająć się czymś wiele przyjemniejszym – wyjść na ogródek, poobcować z naturą, wypocząć.

Karą za grzechy nie ze względu na to, że się nie chce. Powodem jest to, że przychodzi mi opisywać formację, która nie tylko zaprezentowała się fatalnie sportowo, ale przede wszystkim odpuściła kompletnie całą rundę wiosenna, przeszła obok niej i generalnie zaśmiała się wszystkim kibicom w twarz. To odbiera w zasadzie sens głębszej sportowej analizy. Postaramy się więc przejść przez to dość ogólnie, a potem wypić pół litra i zapomnieć…

Z tym pół litra, to oczywiście żart. No dobra, może był pół litra piwa.

Defensywni pomocnicy
Jesienią mieliśmy względnie stały duet Grzegorz Fonfara – Sławomir Duda. Potem doskoczył jeszcze Kamil Cholerzyński. Śmiało można powiedzieć, że ta część środkowej formacji spisywała się jesienią co najmniej solidnie, jeśli nie bardzo dobrze. Wiosną mieliśmy natomiast totalną klapę. Nawet trener Kazimierz Moskal w pewnym momencie tak się pogubił z dwójką defensywnych, że aż strach. Ale o tym dalej.

Od początku rundy nadal dwójkę stanowili trzej wymienieni piłkarze. Występowali jednak w różnych konfiguracjach, z czego najrzadziej występował Cholerzyński z Fonfarą. Trzeba też powiedzieć, że nieraz na boisku znajdowało się miejsce dla nich trzech – z tym że wówczas Fonfara był przesunięty do przodu na pozycję rozgrywającego (co na jesieni czasem przynosiło bardzo dobre rezultaty).

Już od drugiego meczu z Okocimskim było widać, że zawodnicy są bez formy. Dudzie zdarzył się nawet niewykorzystany rzut karny w meczu ze spadkowiczem, co mogło być negatywnym punktem zwrotnym całej rundy. W meczu z Bełchatowem Duda na tle dobrze grających kolegów spisał się bardzo słabo, raziły niecelne podania. Cholerzyński starał się, ale też wiele efektów nie było, do tego pomylił się przy utracie jednej z bramek.

Kolejne spotkania – z Miedzią, Łęczną i Arką były tyleż fatalne, co anonimowe. Zawodnicy byli po prostu cieniami na boisku, nie było widać żadnej ikry, było bezbarwnie, bez wiary, bez zacięcia. W tych trzech meczach trener przetestował każdą kombinację par z tej trójki i za każdym razem wyglądało to beznadziejnie. Kufel po raz pierwszy pokazał dobitnie w meczu z Łęczną, że nie jest zainteresowany gonieniem rywala, gdy ten szykuje się do zdobywania bramki.

Odmianę mieliśmy w spotkaniu z ROW. Co prawda Fonfara zagrał najsłabiej z całego zespołu (choć nie tak źle), natomiast pod koniec meczu Duda zaczął świetnie wyprowadzać akcję, prostopadłymi podaniami uruchamiał partnerów niczym Daley Blind z wczorajszego meczu Holandii z Hiszpanią. Był to zdecydowanie najlepszy moment Sławka w tej rundzie.

Niespodziewanie w meczu z Dolcanem do składu wskoczył Radosław Sylwestrzak i naprawdę w Ząbkach spisał się bardzo dobrze, będąc jednym z najlepszych zawodników. Nieźle grał w destrukcji, próbował też rozgrywania. Ten mecz pokazał, że zawodnik ma pewien potencjał.

Z Kolejarzem znów wystąpił Duda z Cholerzyńskim i o ile ten pierwszy zagrał przeciętnie, to Kamil zaliczył zachowanie, które powinno się pokazywać adeptom piłki, jak nie powinno się w nią grać. Chodzi oczywiście o pamiętne odwrócenie się na pięcie, podczas gdy rywal przeprowadza bramkową akcję. To był nie pierwszy i nie ostatni przejaw unikania odpowiedzialności zawodnika.

Zniecierpliwiony Moskal od tego meczu zaczął kombinować, trochę chaotycznie – mianowicie wystawiając zawodników stricte ofensywnych na pozycji defensywnego pomocnika. W Niepołomicach pojawił się tam Grzegorz Goncerz. Nie zagrał zbyt dobrze, za to z Chojniczanką strzelił ładnego gola z dystansu. To, że jednak defensywa nie jest dla niego nasuwa się każdemu (prawie). Na całość trener Moskal poszedł w Grudziądzu, gdzie podjął chyba najbardziej kuriozalną decyzję – wystawiając Goncerza i Rafała Figiela. To nie miało prawa się powieść. Zawodnicy, którzy nie czują gry defensywnej, urodzili się zawodnikami ofensywnymi i takimi pozostaną, zostali zmuszeni do gry, której głównym zadaniem jest destrukcja. Obaj spisali się słabo, a na domiar złego – właśnie nie czując pozycji – odpuścili powrót w pole karne przy bramkowej akcji Olimpii. Wystawienie tych piłkarzy owszem – było spowodowane kłopotami kadrowymi, ale zdecydowanie lepiej można było to rozwiązać.

W meczu z Niecieczą wrócili Cholerzyński i Duda i było poprawnie. Widać było, że choć są w słabej formie, to jednak nominalni piłkarze na swojej pozycji.

Jeszcze w Olsztynie zagrał znów Sylwestrzak (tym razem słabo), a w meczu z Tychami znów wystąpili Duda (niewidoczny) i Cholerzyński (dobra gra i gol).

Ofensywna pomoc
Wszyscy wiemy, że głównym rozgrywającym naszego zespołu jest Przemysław Pitry. Zawodnik, kiedy jest w formie i mu się chce, potrafi wiązać krawaty. W innym przypadku mamy obraz człowieka, który przechodzi obok meczu. I tak niestety było w wielu meczach na wiosnę.

Po niezłym meczu w Nowym Sączu, z Okocimskim był chyba najsłabszym zawodnikiem w najsłabszym meczu. „Tak beznadziejnego meczu Pitry w GKS chyba jeszcze nie zagrał. Nie wychodziło mu nic, podawał niedokładnie, za lekko, nieprecyzyjnie, wręcz niechlujnie, jak choćby w jednej z niewielu akcji, w których GKS miał sporo miejsca – mowa o dobrym podaniu Czerwińskiego na wolne pole, gdy Pitremu po przyjęciu piłka zaplątała się między nogami i ją stracił. To po jego fatalnej stracie na własnej połowie padła bramka dla rywali” – pisaliśmy na stronie.

Chyba też zniecierpliwił się trener Moskal i z Bełchatowem posadził Pitrego na ławie. Gdy ten wszedł w drugiej połowie, zagrał kapitalnie i odmienił postawę zespołu. To był najlepszy Pitry od długiego czasu, dynamiczny, aktywny, celnie podający, strzelający. Pokazał w pewnym sensie sportową złość (?) albo po prostu postanowił, że zagra na poważnie. Efekty było widać od razu z silnym rywalem. Na dziesiątce zagrał w drugiej połowie z Miedzią (jeden z najlepszych), z Arką (beznadzieja) i ROW (dobrze, ale błyszczeli inni).

Ze względu na tragedię w ataku, Pitry był często wystawiany w przodzie, dlatego nie uwzględniamy tych meczów (będziemy opisywać w artykule o napastnikach), choć wiadomo, że zawodnik nie jest typową dziewiątką, tylko często schodzi do pomocy.

W meczu z Puszczą zagrał średnio, ale strzelił gola, podobnie było w meczu z Chojniczanką. Potem był jednak beznadziejny i przeczłapany mecz w Grudziądzu i przeciętny z Niecieczą. Na tym udział Pitrego w sezonie się zakończył i w trzech ostatnich meczach już nie wystąpił.

Kto grał na tej pozycji, gdy Pitry nie występował lub był w ataku?

Głównie Grzegorz Fonfara i Tomasz Wróbel. O tych zawodnikach napisano już tomy… na forum internetowym. Nie pociągnęli gry zespołu, nie wzięli odpowiedzialności, byli bezbarwni i słabi. Jeśli chodzi o lepsze momenty, to były to na pewno mecz Fonfary z Bełchatowem czy zmiana Wróbla z ROW. To były jednak jedyne aktywa, w większości meczów zawodnicy spisywali się co najwyżej poprawnie, ale z reguły żenująco słabo. Nawet nie tyle chodzi o jakieś rażące błędy, to o brak motywacji i chęci na boisku, co było widoczne gołym okiem. Nie zmienił tego gol Wróbla z Tychami, gdzie najwidoczniej na moment mu się zachciało.

W meczu z Tychami spróbował Rafał Figiel, ale poradził sobie z tym bardzo przeciętnie.

Skrzydła
Wyjściowo do tej pozycji było kilku kandydatów – Tomasz Wróbel teoretycznie powinien był być pewniakiem na prawej stronie, Janusz Gancarczyk i Krzysztof Wołkowicz mieli rywalizować o lewą flankę.

Generalnie skrzydła nie funkcjonowały w pierwszej fazie sezonu tak jak powinny. Przy Wróblu praktycznie możemy powtórzyć, to co napisaliśmy wcześniej, czyli że miał kilka dobrych minut w rundzie, ale reszta to była sportowa klapa bez ambicji.

Inaczej prezentował się Janusz Gancarczyk, jeden z najbardziej energetycznych zawodników. Zagrał świetnie z Bełchatowem i zdobył dwie bramki, a na początku meczu z Miedzią mógł to podkreślić, ale nie wykorzystał sytuacji sam na sam. Wszystko popsuł, gdy wkurzył się po zmianie, a potem samowolnie odjechał ze stadionu w Legnicy. Po tym zdarzeniu z Garnka nie było już prawie nic. Został odesłany do rezerw, potem przywrócony, ale grał już przeciętnie. Jedynie należy przypomnieć świetnie podanie do Goncerza w meczu z Chojniczanką. Zawodnik miał papiery, by zostać w GKS czołowym zawodnikiem, ale przez półtora sezonu nie pokazał tego i już go więcej w GieKSie nie zobaczymy.

Krzysztof Wołkowicz również spisywał się bardzo słabo przez większość rundy. W wielu meczach był jedynie zmiennikiem i nic nie wnosił do gry zespołu. Z powrotem do składu wskoczył na mecz z Chojniczanką i co prawda w meczu z Olimpią, gdzie spisał się źle i olał powrót przy bramce, odwracając się niczym Kufel na pięcie („nic tu po mnie”), ale w następnych meczach było już lepiej. Zawodnik na koniec rundy uchwycił formę, a asysta w Olsztynie, a potem dwie z Tychami po świetnych dryblingach były klasowe. Nie poznawaliśmy zawodnika, który pokazał się z bardzo dobrej strony. A przecież jesienią także pokazał, że potrafi grać dobrze i nawet strzelać bramki.

W meczu ze Stomilem trener wpuścił Alana Czerwińskiego na prawą pomoc. Było widać, że zawodnik coś chce, coś próbuje. Zaryzykowaliśmy wówczas typ, że Alan od pierwszej minuty zagra na prawym skrzydle z Tychami i nie pomyliliśmy się. Dobry mecz piłkarza, piękny gol, a potem świetna asysta przy golu Wróbla. Może w końcu trener przejrzy na oczy i uzna, że Czerwiński to zawodnik typowo ofensywny. Tłukliśmy już to za czasów Rafała Góraka, tłuczemy i teraz, ale mamy nadzieję, że w końcu nasza opinia okaże się zgodna z opinią szkoleniowca i Alan będzie się rozwijał jak należy na bocznej pomocy.

Na lewej flance występował też Bartłomiej Chwalibogowski – i tu mała korekta do naszego artykułu o obrońcach – właśnie jako lewy obrońca Chwalibóg zaliczył asystę przy golu Gancarczyka świetnie dośrodkowując. Miał też momenty w pomocy, ale były one raczej przeciętne, choć nie bardzo słabe, tak jak koledzy. Nie zyskał uznania w oczach szkoleniowca na dłużej i również opuści klub. Świetny mecz z ROW i w końcówce udział przy dobijaniu rywala.

Podsumowanie
Linia pomocy była obok obrony i napadu najsłabsza w rundzie wiosennej. Zawodnicy bez charyzmy i bez ikry doprowadzili do tego, że gra w destrukcji oraz rozprowadzanie akcji wyglądało tak, jak wyglądało. Oczywiście były przebłyski w postaci centr Wołkowicza, ale brakowało chociażby znaku firmowego z jesieni – czyli prostopadłych podań w uliczkę.

Problemem jest jednak to, że my widzieliśmy kilka zrywów i trudno je interpretować inaczej niż to, że zawodnicy na chwilę postanowili grać na poważnie. Druga połowa z Bełchatowem, pogrom z ROW, gol Wróbla z Tychami, odrabianie strat z Puszczą. GKS skończył sezon z dużą stratą do strefy awansu, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby nasi zawodnicy chcieli na poważnie grać i awansować, to z dużym prawdopodobieństwem im by się to udało.

Stłamszenie Bełchatowa było rewelacyjne i tym meczem sobie zrobili piłkarze problem. Bo pokazali, że można zdominować totalnie zespół, który za chwilę awansował do ekstraklasy. Że można go stłamsić, zmieść z powierzchni ziemi. Dlaczego tylko raz? Dlaczego w innych meczach widzieliśmy bezbronnych ludzi bez ambicji? Nikt nam nie wmówi, że to była kwestia czysto sportowa. Bo jak raz się pokazało, że się umie – to znaczy, że się umie. I koniec.

2 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

2 komentarze

  1. Avatar photo

    uses

    16 czerwca 2014 at 12:55

    Mam troche obiekcji co do oceny Slawka Dudy, po pierwsze pozycja na ktorej gra On i Kufel czy tez Fonfi to najmniej doceniane miejsce na boisku,a po drugie wiem ze Slawek to gosc, ktory nie przechodzi obok meczu.(wiem bo kopalem z nim bale).

  2. Avatar photo

    Shellu

    16 czerwca 2014 at 15:42

    Sławkowi nie zarzucamy braku chęci, ale rundę miał bardzo przeciętną.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Widzew rywalem GieKSy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dziś w siedzibie TVP Sport odbyło się losowanie ćwierćfinałów Pucharu Polski. GKS Katowice zmierzy się w tej fazie z Widzewem Łódź. Mecz odbędzie się w Katowicach, a 1/4 Pucharu Polski zaplanowano na 3-5 marca.

Widzew obecnie zajmuje 13. miejsce w Ekstraklasie, mając w dorobku 20 punktów, czyli tyle samo co GKS. Na 18 meczów piłkarzy Igora Jovicevića (a wcześniej Żelijko Sopića i Patryka Czubaka) składa się 6 zwycięstw, 2 remisy i 10 porażek (bramki 26-28). We wcześniejszych rundach Widzew wyeliminował trzy drużyny z ekstraklasy: Termalikę, Zagłębie Lubin i Pogoń Szczecin.

Zanim dojdzie do pojedynku pucharowego, obie drużyny zmierzą się w lidze (także w Katowicach), w kolejce, która odbędzie się 6-8 lutego.

Pozostałe pary tej fazy to:
Lech Poznań – Górnik Zabrze
Zawisza Bydgoszcz – Chojniczanka Chojnice
Avia Świdnik – Raków Częstochowa

Kontynuuj czytanie

Kibice Piłka nożna Wideo

Doping GieKSy w Częstochowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielny wieczór do Częstochowy, na ostatni mecz w tym roku, wybrał się komplet GieKSiarzy. Ultrasi zadbali o przedświąteczny klimat na sektorze.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu z Rakowem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mecz z Rakowem był ostatnim w tym roku. Teraz… święta. I Nowy Rok. Trzech Króli i turniej halowy w Spodku. I zleci jak z bicza strzelił, gdy 30 stycznia zagramy z Zagłębiem Lubin. Wracamy jeszcze na chwilę do Częstochowy i zamykamy temat Rakowa.

1. Na mecz pojechaliśmy w dwuosobowym składzie plus Mariusz przyjaciel redakcji. Miał jeszcze pojechać Flifen, ale laptop mu się zepsuł. No i nauki dużo ma. Więc jak już skończy tę medycynę, to uderzajcie do niego. Będziecie mieli pewność, że gdy inni się obijali i na mecz jeździli, on siedział z nosem w książkach 😉

2. Do Częstochowy jest rzut beretem, więc jechaliśmy niecałą godzinkę. Dobrze, że na koniec nam nie przypadł w udziale jakiś Białystok… Ale uwaga, uwaga – tam pojedziemy już za dwa miesiące.

3. Stadion Rakowa wiadomo – nie jest z tej epoki nowych obiektów, choć i tak swego czasu go rozbudowano. Dlatego jest to raczej takie boisko, otoczone trybunami. Mówi się o nowym, obiekcie i mówi, ale na razie cisza.

4. Dlatego długo nie mogliśmy go wypatrzeć, choć byliśmy już przecież przy linii tramwajowej. Dopiero w ostatniej chwili ujrzeliśmy jupitery, a za moment byliśmy już pod obiektem.

5. Jakoś tak się złożyło, że byliśmy bardzo wcześnie, bo przed 15:30, kiedy wydawali akredytacje. Więc musieliśmy chwilę postać pod kasą i poczekać na swój moment. Wszystko odbyło się sprawnie.

6. Widzieliśmy nawet rakowskiego rycerza, który przyszedł do pracy, ale jeszcze po cywilu.

7. Mając tyle czasu… nie za bardzo wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić. Jedno jest pewne, ja byłem bardzo głodny, więc w planie miałem obowiązkową kiełbasę, na której to poszukiwania wkrótce wyruszyliśmy.

8. Zanim jednak to nastąpiło, pokręciliśmy się trochę w okolicach sali konferencyjnej. Przywitaliśmy się także z Wojciechem Cyganem, który stał przy wejściu i wkrótce witał przybyłą drużynę gości. My też mogliśmy – dzięki infrastrukturze stadionu – ten przyjazd naszym pięknym zielonym autokarem, oglądać.

9. Nie zabrakło czułych powitań, choćby z Adrianem Błądem, czyli takim „synem” prezesa Wojtka. Przytulili się na to powitanie, jako że było dużo czasu przed meczem, atmosfera była bardzo sympatyczna. Bój miał się rozpocząć wkrótce.

10. My tymczasem poszukiwaliśmy kiełbasy. Obeszliśmy trybuny, co nie było trudne, bo byliśmy tak jakby na zewnątrz stadionu. Miła pani nas kilka razy wpuszczała i wpuszczała ze strefy gastronomicznej. Ogólnie te przejścia za trybunami są jakieś takie klimatyczne. W dobie faktycznie tych nowych stadionów te takie stare, polskie, mają w sobie coś z nostalgii.

11. Jako że kiełby się dopiero piekły, postanowiliśmy uraczyć się innymi trunkami, w tym ja herbatką. I tak sympatycznie oczekiwaliśmy na strawę.

12. Kiełbaska za 25 złotych, z ogórkiem kiszonym. Bardzo dobra, byłem mega głodny, więc była jak znalazł. Od razu humor się poprawił i liczyliśmy, że nie będzie to najlepsza rzecz, która nas spotkała przy Limanowskiego, ale jedna z najlepszych.

13. Udaliśmy się na sektor prasowy, a Misiek na murawę. To, co było też bardzo dobre, to że w przeciwieństwie do lutowego spotkania było po prostu relatywnie ciepło. Znaczy relatywnie bardzo ciepło. Wtedy wymarzliśmy solidnie, bo nie dość, że było po prostu zimno, to jeszcze ciągnęło spod trybuny, bo są te kratki metalowe jako podłoga, a pod trybuną nie ma nic.

14. Zajęliśmy miejsca. Początkowo w rzędzie ze studenckimi stolikami, ale tam było bardzo ciasno, więc przenieśliśmy się rząd wyżej – już bez stolików, ale z szerszym przejściem. Nie było dla mnie w tym kontekście problemem trzymanie laptopa na kolanach.

15. Za to podłączenie do kontaktu przypomniało traumę ze stadionu ŁKS. Wtyczka nie chciała wejść, ale cudem udało się ją wepchnąć. Potem cała operacja z przeciąganiem kabla pod trybuną, trzymając go przez te małe dziurki w podłodze. Uff, udało się. Nikt o kabel nie zahaczy.

16. No i rozpoczął się mecz. Widoczność z tak niskich trybun jest oczywiście średnia. Jeszcze na połowie, na wysokości której jest prasówka, jest spoko. Ale po drugiej stronie trzeba by było mieć sokoli wzrok, by wszystko dobrze identyfikować.

17. Prezenty kibicom rozdawał Święty Mikołaj. Co ciekawe miał on akredytację. Na której było napisane, że jest to Święty Mikołaj, a jako redakcja Biegun Północny.

18. Kibice gości wypełnili sektor gości. Przez cały mecz głośno dopingowali, urządzili też baloniadę ze świąteczną piosenką, a na koniec, jak za starych czasów zaśpiewali Wesołych Świąt. Może w bardzo dawnych czasach taka tradycja była (nie wiem), ale ja pamiętam, że pierwszy raz coś takiego miało miejsce w którąś Wielką Sobotę, zdaje się w 2001 roku. Podczas bardzo śnieżnego meczu z Amiką. Ale mogę się mylić, co do szczegółów.

19. GieKSa w pierwszej połowie była nieco lepsza i miała więcej sytuacji. Niestety nie wykorzystaliśmy żadnej. W drugiej po zmianach Raków się rozpędził i w końcu strzelił upragnionego gola.

20. Po meczu udaliśmy się na konferencję prasową. Gospodarze zapewnili kapuśniak. Od kiełbasy minęło już trochę czasu, więc również było to bardzo miłe. Gorąca, treściwa zupka w oczekiwaniu na konferencję miała wynagrodzić smutek po porażce.

21. Najpierw wypowiedział się trener Górak. Potem oczekiwaliśmy na trenera Papszuna i jakieś dziwne sceny się działy przed salą, że aż pracownik Rakowa notorycznie zamykał drzwi. Jakieś były krzyki i huki. Wydawało się, że to trener Rakowa krzyczy, żeby go wypuścili w końcu do tej Warszawy. Ale nie. Marek Papszun był w tym czasie na murawie i udzielał wywiadu dla Ligi Plus Extra.

22. Po konferencji oczywiście chwila na sali, żeby na stronie pojawiła się relacja z wypowiedzi trenerów oraz galeria zdjęć. Pół godzinki posiedzieliśmy, aż udaliśmy się w drogę powrotną.

23. Kulturka jest, więc wychodząc rzekłem do Marka Papszuna „do widzenia” i sympatycznie, z uśmiechem odpowiedział. A wychodząc z klubu spotkałem Marka Ameyawa i ten młody człowiek bardzo kulturalnie sam powiedział „do widzenia”. Milusio.

24. Ogólnie cały wyjazd bez większej historii. Krótki. Mecz przegrany. Do Rakowa nie ma się, o co przyczepić, wszyscy mili, uśmiechnięci. Kiełbasa dobra, rzecznik sympatyczny. Wojciech Cygan witający starych znajomych.

25. „Do zobaczenia na Narodowym” – powiedział rzecznik, gdy się z nami żegnał. Nic dodać, nic ująć. Miejmy nadzieję, że 2 maja się ponownie zobaczymy. Bierzemy w ciemno.

26. Wesołych Świąt!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga